— Tata dobrze zaprojektował nasz dom. Nie musieliśmy dokonywać prawie żadnych przeróbek. Nawet kiedy zamarznie powietrze, jego świa tło nadal będzie tam, na wzgórza. Wiesz, co mówi tata; możemy iść w dół, coraz głębiej… albo stać na wysokich miejscach i sięgać dalej. Cieszę się, że właśnie tam dorastałam, i chcę, by to miejsce było moim nazwi skiem. — Podniosła plakietkę tak, by ta błyszczała w światłach samolotu.
PORUCZNIK VICTORY LIGHTHILL. Lighthill, wzgórze światła.
— Nie martw się, sierżancie. To, co rozpoczęliście z tatą i mamą, będzie trwać jeszcze przez długi czas.
Czterdzieści sześć
Belga Undendlle miała już dość Dowództwa Lądowego. Spędzała tutaj co najmniej dziesięć procent swego czasu, a spędzałaby znacznie więcej, gdyby nie korzystała często z systemu telełączności. Pułkownik Underville była szefową wywiadu wewnętrznego od 60//15, ponad połowę minionej Jasności. Truizmem — przynajmniej w obecnych czasach — było twierdzenie, że koniec Jasności jest początkiem najkrwawszych wojen. Spodziewała się, że będzie ciężko, nie przypuszczała jednak, że aż tak.
Undendlle przyszła na spotkanie sztabu wcześniej niż zwykle. Denerwowała się tym, co musiała zrobić; nie miała zamiaru złościć szefowej, ale tak właśnie wyglądała jej petycja. Rachner Thract był już na miejscu, przygotowywał własne wystąpienie. Na ścianie za jego grzędą widniały ziarniste zdjęcia satelitarne w dziesięciu kolorach. Najwyraźniej znalazł kolejne wyrzutnie Południowców — kolejne dowody pomocy Kindred dla „potencjalnych ofiar zdrady Akord”. Thract skinął uprzejmie głową, kiedy Belga i jej asystenci zajęli miejsca. Pomiędzy wywiadem zewnętrznym i wewnętrznym zawsze dochodziło do jakichś tarć. Ci z zewnętrznego działali według zasad, które w wywiadzie wewnętrznym były nie do przyjęcia, zawsze jednak znaleźli jakąś wymówkę, by wkręcić się tam, gdzie nikt ich nie potrzebował. Przez kilka ostatnich lat stosunki między Thract i Underville były wyjątkowo napięte. Odkąd jednak Thract pokpił sprawę w Republice Południa, stał się znacznie elastyczniejszy. Koniec świata może mieć swoje zalety, pomyślała Belga cierpko.
Underville przejrzała program spotkania. Boże, znów te głupoty.
A może nie.
— Co myślisz o tych tajemniczych satelitach, Rachner? — Nie zamie rzała wcale rozpoczynać w ten sposób kłótni; Thract nie powinien mieć kłopotów, gdy chodziło o obronę powietrzną.
Thract uniósł ręce w bezradnym geście.
— Po całym tym zamieszaniu Obrona Powietrzna przyznaje się tylko do trzech obserwacji. Obserwacje, niech mnie… Nawet teraz, kiedy wie my już, jak Kindred wykorzystuje antygrawitację, oni nadal nie potrafią ich namierzyć. Teraz dyrektor Obrony Powietrznej twierdzi, że Kindred ma jakąś wyrzutnię, o której nie wiemy. Szefowa każe mi ją teraz znaleźć…
Cholera! — Undendlle nie wiedziała, czy było to krótkie podsumowanie je go wypowiedzi, czy też zauważył coś irytującego w swoich notatkach. Tak czy inaczej, Thract nie miał już nic więcej do powiedzenia.
Do sali wchodzili już kolejni członkowie sztabu; dyrektor Obrony Powietrznej, Dugway (usiadł jak najdalej od Rachnera Thracta), dyrektor Ofensywy Rakietowej, dyrektor ds. Kontaktów ze Społeczeństwem. Potem weszła sama szefowa, za nią zaś królewska minister finansów.
Generał Smith przywołała wszystkich do porządku i powitała oficjalnie minister finansów. Teoretycznie minister Nizhnimor była jej jedynym zwierzchnikiem prócz samego Króla. W rzeczywistości Aberdon Nizhnimor od dawna bardzo się przyjaźniła z generał Smith.
Pierwszym punktem zebrania były satelity, przy czym wszystko potoczyło się zgodnie z oczekiwaniami Thracta. Obrona Powietrzna zbadała dokładniej dane z trzech obserwacji. Analizy komputerowe Dugwaya potwierdziły, że były to pojazdy Kindred, satelity rozpoznawcze albo nawet testy antygrawitacyjnych pocisków manewrujących. Tak czy inaczej żadnego z nich nie zaobserwowano powtórnie. I żaden nie został wystrzelony ze znanych wywiadowi wyrzutni Kindred. Dyrektor Obrony Powietrznej domagał się stanowczo dokładnego rozpoznania naziemnego na terytorium Kindred. Jeśli nieprzyjaciel ma ruchome wyrzutnie, powinni jak najszybciej się o nich dowiedzieć. Underville obawiała się, że Thract wybuchnie, słysząc te niewybredne aluzje do kompetencji jego służb, lecz pułkownik z zaskakującym spokojem przyjął sarkazm dyrektora i nowe rozkazy generał Smith. Thract wiedział, że jest to najmniejszy z jego problemów; prawdziwy kłopot sprawi ostatni punkt dzisiejszego programu.
Następny głos zabrał dyrektor ds. Kontaktów ze Społeczeństwem.
— Przykro mi, ale nie damy rady przeprowadzić teraz Plebiscytu Wo jennego, a tym bardziej go wygrać. Ludzie są bardziej przerażeni niż kie dykolwiek, ale po prostu nie mamy na to czasu. — Belga skinęła głową.
Nie potrzebowała jakiegoś mądrali, żeby to wiedzieć. Sam w sobie, rząd Króla był dość autokratycznym ciałem. Lecz przez ostatnie dziewiętna ście pokoleń, od czasu konwencji Akord, jego władza cywilna została straszliwie ograniczona. Korona zachowała wyłączne prawo własności do swych dziedzicznych posiadłości, takich jak Dowództwo Lądowe, miała też ograniczone prawo do nakładania podatków, straciła jednak wyłącz ne prawo do drukowania pieniędzy czy też do wcielania swych poddanych do służby wojskowej. W czasie pokoju Przymierze działało wystarczająco skutecznie. Sądy finansowane były z systemu opłat, lokalne siły policyj ne wiedziały, że nie mogą być zbyt pobłażliwe, jeśli chcą zachować jakąkolwiek prawdziwą władzę. W czasie wojny… cóż, właśnie tego miał dotyczyć Plebiscyt — chodziło o zawieszenie Przymierza na pewien okres. Rozwiązanie takie okazało się skuteczne podczas Wielkiej Wojny. Tym razem wszystko działo się tak szybko, że sama dyskusja nad Plebiscytem mogła przyspieszyć wybuch wojny. A konflikt jądrowy trwałby zapewne nie dłużej niż jeden dzień.
Generał Smith cierpliwie wysłuchała tych komunałów. Potem przyszła kolej na sprawy wewnętrzne. Belga zdała krótkie sprawozdanie z obecnych zagrożeń w kraju. Wszystkie w pewnym stopniu kontrolowano. Najwięcej kłopotów mogły im sprawić mniejszości, które nie mogły pogodzić się z rozwojem techniki i zmianą sposobu życia. Niektórzy z tradycjonalistów na szczęście nie stanowili już zagrożenia, zahibernowani we własnych otchłaniach. Inni zakopali się w głębokich kryjówkach, wcale jednak nie zamierzali tam spać; ci właśnie niepokoili wywiad wewnętrzny.
Przedsiębiorstwa budowlane zarządzane przez Hrunknera Unnerby’ego zdziałały nowe cuda. Nawet najstarsze miasta na północnym wschodzie miały już energię z elektrowni atomowych i — co równie ważne — osłoniętą, przystosowaną do życia przestrzeń.
— Ale oczywiście tylko niewiele tych miejsc jest opancerzonych. Na wet lekkie uderzenie atomowe zabiłoby większość tych ludzi, reszta zaś nie miałaby środków do przeprowadzenia skutecznej hibernacji. — Lwia część tych środków została wykorzystana do budowy elektrowni i pod ziemnych farm.
Generał Smith zwróciła się do pozostałych:
— Jakieś uwagi?
Dyrektor ds. Kontaktów ze Społeczeństwem zaproponował wykup udziałów w przedsiębiorstwach zabezpieczonych przed uderzeniem jądrowym; planował już życie po końcu świata, chciwy cwaniaczek. Szefowa skinęła tylko głową i zaproponowała, by Belga z cwaniaczkiem zbadali bliżej ten problem. Potem skreśliła z programu zebrania raport wywiadu wewnętrznego, uznając tę sprawę za zamkniętą.
— Pani generał? — Belga Underville podniosła rękę. — Chciałabym poruszyć jeszcze jedną sprawę.
— Oczywiście, proszę.