Выбрать главу

Znajdował się obok domu, który widział z drugiej strony doliny. We frontowych oknach zapłonęło światło. Otworzyły się drzwi, a na werandę wyszła jakaś starsza dama.

— Kto tam? — Jej głos brzmiał zaskakująco młodo.

— Pani Enclearre? — Głos Sherka wydał mu się z kolei nieco piskliwy.

-Właściciel poczty dał mi pani adres. Powiedział, że mogę wynająć u pani pokój na jedną noc.

Podeszła do miejsca kierowcy i przyjrzała mu się uważnie.

— Owszem. Ale na kolację jest już trochę za późno. Będzie pan musiał zadowolić się zimnymi przekąskami.

— Oczywiście, to nie problem.

— Dobrze. W takim razie proszę wejść. — Zachichotała i machnęła ręką w stronę doliny, z której Sherkaner właśnie uciekł. — Na pewno ma pan za sobą długą podróż.

* * *

Wbrew swej wcześniejszej deklaracji pani Enclearre ugościła Sherkanera bardzo dobrym posiłkiem. Potem oboje usiedli w saloniku i gawędzili. Dom był czysty, choć już mocno zniszczony. Niereperowana podłoga zapadała się miejscami, tu i ówdzie ze ścian odpadały płaty farby.

Ten dom już długo nie postoi, przemknęło Sherkanerowi przez myśl. Blade światło lamp odsłaniało biblioteczkę ustawioną pomiędzy dwoma przysłoniętymi oknami. Leżało na niej jakieś sto książek, głównie czytanki dla dzieci. Starsza pani (a naprawdę była stara, urodziła się dwa pokolenia wcześniej niż Sherk) przed emeryturą pracowała jako parafialna nauczycielka. Jej mąż nie przeżył ostatniej Ciemności, miała jednak dorosłe dzieci — również już w podeszłym wieku — rozsiane po okolicznych wsiach i miasteczkach.

Pani Enclearre nie przypominała żadnej ze znanych mu miejskich nauczycielek.

— Och, podróżowałam w wiele miejsc. Kiedy byłam jeszcze młodsza od pana, pływałam po zachodnim morzu. — Pływała po morzu! Sherkaner słuchał z nieskrywanym podziwem jej opowieści o huraganach, sztormach i erupcjach gór lodowych. Niewielu ludzi miało dość fantazji i odwagi, by wybierać się na morze, nawet w Latach Gaśnięcia. Lady Enclearre miała szczęście, że żyła dość długo, by doczekać się dzieci. Może właśnie dlatego, gdy nastało następne pokolenie, osiadła, została nauczycielką i pomagała swemu mężowi wychowywać kobliki. Każdego roku studiowała tek sty do następnej klasy, wyprzedzając w ten sposób o jeden poziom parafialne dzieci, dopóki te nie ukończyły szkoły.

W tej Jasności także uczyła nowe pokolenie. Gdy to osiągnęło dorosłość, lady Enclearre była już naprawdę posunięta w latach. Wiele koberów dożywa trzeciej generacji; nieliczni mają szczęście doczekać jej końca.

Lady Enclearre była zbyt słaba, by przygotować się samodzielnie do nadchodzącej Ciemności. Mogła jednak liczyć na swój kościół i pomoc własnych dzieci; dzięki temu miała szansę zobaczyć czwarty Czas Jasności.

Na razie zajmowała się głównie czytaniem i plotkowaniem. Interesowała się nawet wojną, lecz tylko jako bierny obserwator.

— Trzeba spuścić tym Tieferom porządne manto, powiadam. Mam dwoje wnuczków na froncie i jestem z nich bardzo dumna.

Sherkaner słuchał starszej pani, spoglądając jednocześnie za szerokie, przysłonięte cienką siatką okna. Tu, w górach, gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno, tworzyły stubarwną mozaikę, rzucając blask na szerokie liście drzew i okoliczne wzgórza. Maleńkie leśne wróżki uderzały nieustannie o siatki, a spomiędzy drzew dobiegała ich delikatna pieśń.

Nagle gdzieś w głębi lasu zaczął bić bęben. Wibracje głośnych uderzeń przechodziły przez czubki jego stóp, docierały nie tylko do uszu, ale i do klatki piersiowej. Po chwili dołączył do niego drugi bęben, a dwa rytmy przeplatały się ze sobą, to znów łączyły w jeden.

Lady Enclearre umilkła. Przez chwilę z kwaśną miną przysłuchiwała się bębnieniu.

— Obawiam się, że to może potrwać nawet kilka godzin.

— Pani sąsiedzi? — Sherkaner wskazał na północ, w stronę małej doliny.

Ciekawe, że prócz komentarza o „długiej drodze” nie wspomniała ani słowem o tych dziwnych ludziach z dołu.

…I może nie miała zamiaru robić tego teraz. Lady Enclearre poprawiła się na swojej grzędzie, po raz pierwszy od jego przybycia zachowując milczenie przez dłuższą chwilę. Potem spytała:

— Zna pan opowieść o leniwych leśnych wróżkach?

— Jasne.

— Zawsze poświęcałam jej bardzo dużo czasu, szczególnie na zajęciach z pięcio- i sześciolatkami. Kobliki bardzo przejmują się aterkopami, bo te wyglądają jak mali ludzie. Uczyliśmy się o tym, jak rosną im skrzydełka, a potem opowiadałam dzieciakom o tych leśnych wróżkach, które nie przygotowują się do Ciemności, spędzają cały czas na zabawie, aż jest już za późno. Potrafiłam je porządnie nastraszyć. — Syknęła gniewnie w ręce pożywiające. — Tutaj mieszkają sami biedacy. Dlatego właśnie wyjechałam i pływałam po morzach, i dlatego też w końcu wróciłam i próbowałam pomagać. Czasami za swoją pracę dostawałam jedynie dobre słowo. Chcę jednak, by pan wiedział, młody człowieku, że jesteśmy dobrymi ludźmi… Prócz kilku koberów, którzy z własnego wyboru zostali pasożytami. Jest ich naprawdę niewielu i mieszkają zwykle wysoko w górach. Sherkaner opowiedział jej o zasadzce w dolinie.

Lady Enclearre skinęła głową.

— Domyśliłam się, że coś się tam stało. Przyjechał pan tutaj, jakby palił się panu odwłok. Miał pan szczęście, że nie stracił auta, ale poza tym nic panu nie groziło. Gdyby próbował się pan opierać, mogliby pana skrzywdzić, ale na ogół są zbyt leniwi, żeby brać się do bitki.

No, no. Prawdziwi zboczeńcy. Sherkaner starał się nie okazywać zbyt wielkiego zainteresowania.

— Więc ten hałas to…?

Lady Enclearre machnęła ręką.

— Muzyka, może. Podejrzewam, że mają tam cały magazyn bimbru.

Ale to nic groźnego, nawet jeśli nie pozwala mi w nocy spać. Wie pan, co naprawdę czyni z nich pasożyty? Oni nie przygotowują się do Ciemności i skazują na śmierć własne dzieci. Ta para w dolinie to farmerzy, którym nie chciało się pracować. Próbowali zajmować się kowalstwem, wędrowali od wioski do wioski i pracowali tylko wtedy, kiedy nie mogli kraść.

Życie jest łatwe w środkowych latach słońca. I przez cały czas się parzą, płodzą nieustający strumień dzieci… Jest pan bardzo młody, panie Underhill, nie zna pan jeszcze świata. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, jak żmudnym zajęciem jest płodzenie dzieci w Latach Gaśnięcia. Nigdy nie rodzi się więcej niż jeden czy dwa pierścienie — a każda przyzwoita da ma i tak je obrywa. Ale ci dwoje na dole parzą się bez ustanku. Mężczyzna zawsze nosi na plecach co najmniej dwa pasy. Bogu dzięki prawie zawsze umierają. Ale od czasu do czasu któryś z nich dorośnie wieku niemowlęcego. Te, którym udaje się doczekać dzieciństwa, traktowane są od wielu lat jak zwierzęta. Większość to skończeni idioci.

Sherkaner przypomniał sobie drapieżne spojrzenia. Te istoty były tak różne od zwykłych dzieci.

— Ale niektóre pewnie uciekają? Dożywają dorosłości?

— Nieliczne. Stają się wtedy niebezpieczne, widzą, co straciły. Od wielu pokoleń dzieją się tu paskudne rzeczy. Kiedyś hodowałam minitaranty, wie pan, dla towarzystwa i żeby trochę zarobić. Po jakimś czasie ktoś je kradł albo zabijał. Rankiem znajdowałam wyssane truchła na schodach. — Milczała przez chwilę, wspominając miniony ból.

— Błyszczące przedmioty przyciągają uwagę kretynów. Przez jakiś czas kręciła się tu cała banda. Jakimś sposobem nauczyli się włamywać do mojego domu. Kradli głównie smakołyki. Potem zabrali wszystkie obrazy, jakie miałam w domu, nawet te z książek. Zaczęłam więc porządnie zamykać drzwi. Ale znów udało im się włamać — i zabrali wszystkie książki! Wtedy jeszcze uczyłam. Potrzebowałam książek! Miejscowa policjantka przegoniła wtedy porządnie tych nierobów, ale książek oczywiście nie znalazła. Musiałam kupić nowe podręczniki na ostatnie dwa lata szkoły. — Wskazała na górne półki biblioteczki, wypełnione zniszczonymi tomami.