Ezr spojrzał przez ramię na Ritę Liao.
— No i co teraz zrobimy?
— Poczekaj. — Dotknęła ucha i słuchała przez chwilę. — Phuong i Silipan wrócą tu, żeby zagnać ich z powrotem do cel, kiedy tylko przewiozą wszystkich na „Rękę”.
Boże, to mogło potrwać jeszcze ładną chwilę. A tymczasem dwudziestu tłumaczy będzie błąkać się po labiryncie Strychu. Delikatnie poklepał Trixię po ramieniu.
— Wracajmy do twojego pokoju, Trixio. Pomyśl, im dłużej jesteś tu taj, tym więcej tracisz informacji. Założę się, że zostawiłaś swój wyświe tlacz w pokoju. Mogłabyś skontaktować się przez niego z siecią floty. — Trixia zapewne zostawiła swój wyświetlacz, bo straciła łączność z siecią.
W tej chwili jednak starał się tylko zamącić jej w głowie.
Niezdecydowana Trixia odbijała się od ściany do ściany. Nagle odepchnęła się mocniej i przeleciała obok niego, kierując się ku swej celi. Ezr ruszył za nią.
Cela zareagowała na powrót Trixii, światła zapłonęły przytłumionym blaskiem. Trucia pochwyciła swój wyświetlacz, a Ezr szybko się z nim zsynchronizował. Niektóre łącza nadal były aktywne. Ezr widział te same co zawsze rysunki i fragmenty tekstów; nie był to sygnał przekazywany z planety na żywo, ale i tak większość informacji musiała być dla Trixii nowością. Przeskakiwała spojrzeniem z monitora na monitor, jej palce stukały nieustannie w klawiaturę, wydawało się jednak, że zapomniała nawiązać łączność ze służbą informacyjną floty. Sam widok stanowiska pracy przyciągnął ją z powrotem do centrum jej fiksacji. Na ścianach pojawiły się nowe okna z tekstem. Symbole zmieniały się tak szybko, że musiała być to prezentacja jakiejś rozmowy Pająków, jakiejś audycji radiowej albo — wziąwszy pod uwagę obecną sytuację na planecie — zaszyfrowanych tekstów wojskowych.
— Po prostu nie mogę znieść tego opóźnienia. To niesprawiedliwe. — Znów długa chwila ciszy. Otworzyła kolejny ekran. Przepływały przezeń kolorowe kształty, jeden z formatów wideo Pająków. Nie przypominało to żadnego normalnego obrazu, ale Ezr rozpoznawał już ten wzór; widział go dość często w małym pokoju Trixii. Był to pajęczy dziennik informacyjny, tłumaczony codziennie przez Trixię.
— Mylą się. Generał Smith poleci do Gwiazdy Południa zamiast Króla.
— Nadal wydawała się spięta, było tu już jednak jej normalne, zafiksowane zachowanie.
Kilka sekund później w wejściu pojawiła się Rita Liao. Jej twarz wyrażała zdumienie i rozbawienie zarazem.
— Jesteś czarodziejem, Ezr. Jak ci się udało uspokoić ich wszystkich?
— Ja… myślę, że Trixia po prostu mi ufa. — Był to raczej wyraz jego nadziei niż szczere przypuszczenie.
Rita cofnęła głowę, by rozejrzeć się po pustym korytarzu.
— Tak. Ale wiesz, co się stało, kiedy namówiłeś ją, żeby wróciła do pracy? Wszyscy inni potulnie udali się do swoich pokojów. Ci tłumacze są bardziej posłuszni niż wojskowi. Wystarczy tylko przekonać najważniejszego członka, a wszyscy inni robią to samo. — Uśmiechnęła się szeroko. — Ale widzieliśmy już wcześniej, jak tłumacze potrafią kierować innymi twardogłowymi. Są najważniejszym elementem tego układu, bez dwóch zdań.
— Trixia jest człowiekiem! — Wszyscy fiksaci są ludźfhi!
— Wiem, Ezr. Przepraszam. Naprawdę, rozumiem… Trixia i inni tłumacze naprawdę wydają się inni. Trzeba być kimś wyjątkowym, żeby tłumaczyć naturalne języki. Ze wszystkich… ze wszystkich fiksatów oni wydają się najbliżsi zwykłym ludziom… Posłuchaj, zajmę się resztą i dam znać Bilowi Phuongowi, że wszystko jest pod kontrolą.
— Dobrze — odparł Ezr sztywno.
Rita wycofała się z pokoju, cicho zasuwając za sobą drzwi. Po chwili Ezr usłyszał trzask zamykanych drzwi innych pokojów.
Trixia siedziała pochylona nad klawiaturą, zupełnie nieświadoma opinii, które przed momentem dotarły do jej uszu. Ezr obserwował ją przez chwilę, myśląc o przyszłości, o tym, jak ją wreszcie uratuje. Nawet po czterdziestu latach Wygnania tłumacze nie potrafiliby podszyć się pod Pająki i utrzymywać łączności audio w czasie rzeczywistym. Tomas Nau niczego by nie zyskał, sprowadzając tłumaczy na powierzchnię Arachny…
na razie. Po udanym podboju Trixia i inni zostaliby głosem władcy.
Ale ten czas nie nadejdzie. Plan Phama i Ezra rozwijał się zgodnie z harmonogramem. Lokalizatory Queng Ho miały niemal całkowitą kontrolę nad systemami Emergentów, tylko kilka starych elementów, układów elektromechanicznych, pozostawało poza ich zasięgiem. Pham i Ezr przygotowywali się wreszcie do prawdziwego sabotażu — najważniejszym punktem było odcięcie zasilania bezprzewodowego w Hammerfest. Ten przełącznik był niemal całkowicie mechanicznym urządzeniem, odpornym na wszelkie elektroniczne subtelności. Pham znalazł jednak jeszcze jedno zastosowanie dla lokalizatorów. Mogły tworzyć po prostu zwykły piasek. Przez ostatnie kilka Msekund budowali kolejne warstwy piachu obok tego przełącznika, podobną sztuczkę przygotowali też w innych starych systemach i na pokładzie „Niewidzialnej ręki”. Ostatnie sto sekund wiązało się z ogromnym ryzykiem. Mogli wykorzystać tę sztuczkę tylko raz, kiedy Naua i jego bandę pochłonie ich zadanie.
Jeśli sabotaż się powiedzie — kiedy się powiedzie — lokalizatory Queng Ho będą niepodzielnie rządzić na LI i na pokładzie „Niewidzialnej ręki”. Iwtedy nadejdzie nasz czas.
Czterdzieści dziewięć
Hrunkner Unnerby spędził mnóstwo czasu w Dowództwie Lądowym; zasadniczo była to baza wypadowa dla wszystkich jego operacji budowlanych. Co najmniej dziesięć razy w roku odwiedzał wewnętrzne sanktuarium wywiadu Akord. Codziennie kontaktował się z generał Smith za pomocą poczty elektronicznej; widywał się z nią na naradach sztabu. Ich spotkanie w Calorice — czy to było już pięć lat temu? — nie przebiegało w serdecznej atmosferze, ale przynajmniej dawało okazję do uczciwej i szczerej wymiany myśli. Lecz przez siedemnaście lat… przez cały ten czas, jaki upłynął od śmierci Gokny… nigdy nie był w prywatnym biurze generał Smith.
Generał miała nowego asystenta, kogoś młodego, spoza fazy. Hrunkner nawet tego nie zauważył. Wszedł w ciszę gabinetu szefa. Pomieszczenie to było tak duże, jak zapamiętał, z otwartymi niszami i oddzielnymi grzędami. Przez moment wydawało się, że jest sam. Kiedyś, nim wprowadziła się tu Smith, mieściło się tu biuro Struta Greenvala. Funkcję osobistego gabinetu szefa wywiadu pomieszczenie to pełniło zresztą jeszcze przez dwa poprzednie pokolenia. Ówcześni lokatorzy zapewne z trudem rozpoznaliby to miejsce. Znajdowało się tu więcej sprzętu komputerowego niż w biurze Sherka w Princeton. Jedną ze ścian pokoju zajmował ogromny monitor, równie złożony jak wideomancja. W tej chwili pokazywał obraz z kamer umieszczonych na zewnątrz; Królewskie Wodospady zastygły ponad dwa lata temu. Okoliczne wzgórza były nagie i posępne, w wyższych partiach pokrywał je szron utworzony z zamarzniętego dwutlenku węgla.
Ale bliżej… z budynków wylewała się nadczerwień, błyszczała jasno w gazach wypluwanych przez pojazdy na ulicach. Przez moment Hrunk wpatrywał się w ten obraz, myśląc o tym, jak wyglądał świat dokładnie pokolenie wcześniej, pięć lat w Ciemności. Do diabła, ten pokój był już wtedy pusty. Ludzie Greenvala siedzieli upchnięci w małej jaskini, wdychali śmierdzące powietrze i słuchali ostatnich wiadomości radiowych, zastanawiając się przy tym, czy Hrunk i Sherk przetrwają w swych podwodnych otchłaniach. Za kilka dni Greenval miał zakończyć wszystkie operacje, a Wielka Wojna zapaść w lodowaty sen.