Pytanie to nie miało większego sensu, ale musiał je zadać.
— Rozmawiałaś o tym z Sherkiem? Co on robi?
Smith milczała przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Wszystko, co w jego mocy, sierżancie — odparła wreszcie. — Wszyst ko, co w jego mocy.
Noc była czysta nawet według standardów Raju. Obret Nethering spacerował ostrożnie wokół wieży na szczycie wyspy, sprawdzając sprzęt przed wieczorną sesją. Jego podgrzewane nogawice i kurtka były stosunkowo lekkie i wygodne, gdyby jednak zepsuł się ogrzewacz powietrza albo przerwał ciągnący się za nim kabel zasilający… Wcale nie kłamał, kiedy mówił swoim asystentom, że mogą odmrozić rękę czy płuca w ciągu kilku minut. Mijał już piąty rok Ciemności. Nethering zastanawiał się, czy nawet podczas Wielkiej Wojny o tej porze jacyś ludzie byli jeszcze aktywni.
Przerwał na moment obchód; w końcu miał jeszcze sporo czasu. Stał pośród martwego, zamarzniętego krajobrazu i patrzył w górę, na niebo.
Dwadzieścia lat temu, kiedy Nethering zaczynał studia w Princeton, chciał zostać geologiem. Geologia była matką wszystkich nauk, a w tym pokoleniu, gdy prowadzono prace wykopaliskowe na tak wielką skalę, nabierała jeszcze większego znaczenia. Astronomia z kolei stanowiła domenę nielicznych dziwaków. Rozsądni ludzie interesują się przecież tym, co na dole, szukają najbezpieczniejszej otchłani, w której mogliby przetrwać kolejną Ciemność. Co można zobaczyć na niebie? Słońce, oczywiście, źródło życia i wszystkich problemów. Poza tym jednak nic się nie zmieniało. Gwiazdy były tylko maleńkimi, niezmiennymi punktami światła, nie dało ich się porównać ze słońcem ani z niczym innym.
Potem, już jako student drugiego roku, Nethering poznał starego Sherkanera Underłiilla, a jego życie odmieniło się na zawsze — choć pod tym względem Nethering nie był wyjątkiem. W Princeton uczyło się dziesięć tysięcy studentów drugiego roku, ale Underhill zdołał jakoś wybrać spośród nich tylko tych najlepszych. A może było odwrotnie; Underhill stanowił tak potężne źródło niesamowitych pomysłów, że niektórzy studenci ciągnęli do niego niczym leśne wróżki do ognia. Underhill twierdził, że cała matematyka i fizyka rozwijały się do tej pory bardzo powoli, bo nikt nie rozumiał prostoty ruchu świata po orbicie wokół słońca ani wewnętrznych ruchów gwiazd. Gdyby prócz Arachny wokół słońca krążyła jeszcze choć jedna planeta, która zmuszałaby co światlejsze umysły do analiz i kalkulacji, rachunek zostałby wynaleziony nie dwa, lecz dziesięć pokoleń wcześniej. A szalony rozwój technologii, do którego doszło podczas tego pokolenia, mógłby rozłożyć się na więcej cykli Jasności i Ciemności.
Oczywiście tezy głoszone przez Sherkanera nie należały do całkiem nowych. Pięć pokoleń temu dzięki wynalazkowi teleskopu astronomia gwiazd podwójnych zrewolucjonizowała pajęcze rozumienie czasu. Underhill potrafił jednak połączyć stare idee w jedną spójną całość. Młody Nethering odchodził coraz dalej i dalej od bezpiecznej i rozsądnej geologii, aż Pustka Na Górze stała się jego największą pasją. Im lepiej rozumiał, czym naprawdę są gwiazdy, tym lepiej zdawał sobie sprawę z tego, jak naprawdę musi wyglądać wszechświat. Teraz, jeśli ktoś tylko wiedział, gdzie patrzeć i przez jakie instrumenty, mógł zobaczyć na niebie wszystkie kolory. Tutaj, na Rajskiej Wyspie, nadczerwień gwiazd błyszczała jaśniej niż gdziekolwiek na świecie. Suche i zimne powietrze było całkowicie nieruchome, a dzięki ogromnym nowoczesnym teleskopom Nethering mógł sięgnąć wzrokiem dalej niż kiedykolwiek. Czasami wydawało mu się, że może ujrzeć nawet koniec wszechświata.
A to co? Nisko nad północnowschodnim horyzontem rozbłysnęła zorza polarna, która rozszerzała się powoli na południe. Nad Morzem Północnym wisiała stała pętla magnetyczna, ale pięć lat po nadejściu Ciemności zorze zdarzały się wyjątkowo rzadko. Turyści, którzy zostali jeszcze na dole, w Rajskim Mieście, wznosili teraz zapewne zbiorowe okrzyki zachwytu. Dla Obreta Netheringa było to tylko niespodziewane utrudnienie.
Przyglądał się jednak aurorze z rosnącą ciekawością. Światło było niezwykle skupione, szczególnie na północnym krańcu, gdzie zwężało się niemal do jednego punktu. Hm. Gdyby to coś miało zakłócić im wieczorną sesję, to może powinni wystrzelić sondę i przyjrzeć się temu z bliska.
Uśmiech losu, przypadkowe odkrycie i takie tam.
Nethering odwrócił się i ruszył w stronę schodów. W tej samej chwili dobiegł go rumor, który mógłby zwiastować nadejście całej kompanii żołnierzy — bardziej prawdopodobne wydawało się jednak, że to Shepry Tripper i jego ciężkie buciory. Po chwili na powierzchnię wyskoczył Shepry Tripper. Shepry miał zaledwie piętnaście lat i oczywiście urodził się poza fazą. Kiedyś Nethering nie potrafił nawet wyobrazić sobie, że mógłby rozmawiać — a co dopiero pracować — z takim wybrykiem natury. Była to jeszcze jedna ze zmian, jakie dokonały się w nim w Princeton. Teraz — cóż, Shepry był jeszcze dzieckiem, nieświadomym tylu rzeczy. Rozpalał go jednak niesamowity entuzjazm, ogromna żądza wiedzy. Nethering zastanawiał się, ile lat badań zmarnowano pod koniec Lat Gaśnięcia tylko dlatego, że najmłodsi badacze wkraczali już w wiek średni, zakładali rodziny i byli zbyt zajęci innymi sprawami, by z zapałem brać się do pracy.
— Doktorze Nethering! Proszę pana! — Głos Shepry’ego nieco tłu mił ogrzewacz powietrza. Chłopiec dyszał ciężko, tracąc cały ten czas, który zyskał dzięki szalonemu biegowi w górę schodów. — Mamy kłopo ty. Straciłem łączność radiową z Północnym Punktem… — pięć mil dalej, na drugim końcu interferometru. — Na wszystkich zakresach słychać tyl ko coraz głośniejsze trzaski.
Mógł więc zapomnieć o planach na dzisiejszy wieczór.
— Zadzwoniłeś do Sama przez linię podziemną? Co… — urwał raptownie, gdy powoli zaczął doń docierać sens słów Shepry’ego: corazgłośniejsze trzaski. Tymczasem dziwna „strzała” światła przesuwała się jednostajnie na południe. Irytacja zaczęła mieszać się ze strachem. Obret Nethering wiedział, że świat stoi na krawędzi wojny. Wszyscy o tym wiedzieli. Gdyby doszło do wymiany jądrowych uderzeń, świat zostałby zniszczony w ciągu kilku godzin. Nawet leżące na uboczu miejsca, takie jak Rajska Wyspa, nie były bezpieczne. A to światło? Przygasało teraz, jasny punkt zniknął. Eksplozja nuklearna w polu magnetycznym mogła przypominać zorzę, ale z pewnością nie byłaby tak asymetryczna i nie miałaby tak długiego czasu wznoszenia. A może jacyś sprytni fizycy zbudowali coś subtelniejszego niż zwykła bomba atomowa. Ciekawość i przerażenie mieszały się w głowie Netheringa.
Odwrócił się i pociągnął Shepry’ego w stronę schodów. Zwolnij. Ile razy dawał tę radę Shepry’emu?
— Krok po kroku, Shepry, uważaj na przewód zasilający. Czy układ radarowy jest włączony?
— Tak. — Ciężkie buciory Shepry’ego stukały za nim na schodach. — Ale w zapisie będą tylko same szumy.
— Może. — Odbicie mikrofal od smug jonizacyjnych to tylko jeden z projektów, którymi zarządzali Nethering i Tripper. Niemal wszystkie powracające sygnały można było przypisać konkretnym satelitom, ale mniej więcej raz na rok widzieli coś, czego nie mogli wyjaśnić, tajemnicę z Wielkiej Pustki. Miał już niemal gotowy artykuł na ten temat. Potem ci przeklęci recenzenci — wszechobecny T. Lurksalot — przeprowadzili własne programy badawcze i nie zgodzili się z jego konkluzjami. Dziś mógł wykorzystać układ do innego celu. To dziwne podłużne światło — a gdyby to był jakiś obiekt materialny?
— Shepry, jesteśmy jeszcze w sieci? — Ze stałym lądem łączył światłowód przeciągnięty” po zamarzniętym oceanie; zamierzał wykorzystać komputery z kontynentu do realizacji dzisiejszych badań. Teraz…