Выбрать главу

Te na niższych półkach także wyglądały jak czytanki dla dzieci w różnym wieku, były jednak całkiem nowe, niemal nietknięte. Dziwne.

Podwójny rytm bębnów zaczął powoli cichnąć, wreszcie umilkł całkowicie.

— Tak, panie Underhill, niektóre kobliki spoza fazy dożywają dorosłości. Mogą niemal uchodzić za koberów obecnej generacji. W pewnym sensie są następnym pokoleniem pasożytów. Za kilka lat świat zmarnieje. Niczym leniwe wróżki ci ludzie zaczną marznąć. Bardzo niewielu do stanie się do parafialnej otchłani. Reszta zostanie w górach. Tu wszędzie można znaleźć jaskinie, nieco lepsze od zwierzęcych otchłani. Tam spędzają Ciemność najbiedniejsi farmerzy. I tam też pozafazowe pasożyty są najgroźniejsze.

Stara dama zauważyła jego spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko.

— Wątpię, czy doczekam następnej Jasności słońca. Jestem na to przy gotowana. Moje dzieci dostaną tę ziemię. Można by tu zbudować małą gospodę. Ale jeśli przetrwam Ciemność, sama postawię małą chatę i wywieszę wielki szyld, na którym napiszę, że jestem najstarszym koberem w parafii… I zejdę wreszcie do doliny. Mam nadzieję, że będzie wtedy pusta.

Pasożyty powrócą tam tylko wtedy, gdy wymordują rodzinę jakiegoś biednego farmera i zajmą jego otchłań.

Potem lady Enclearre skierowała rozmowę na inne tory, wypytywała o życie w Princeton i dzieciństwo Sherka. Powiedziała, że skoro wyjawiła mu już ciemne sekrety parafii, to on powinien zdradzić jej, dlaczego jedzie samochodem do Dowództwa Lądowego.

— Cóż, prawdę mówiąc, chciałem się zaciągnąć. — W rzeczywistości planował raczej wciągnąć Dowództwo w swoje plany. Było to podejście, które doprowadzało profesorów Uniwersytetu do szaleństwa.

— Hm, hm… Nadkłada pan sporo drogi, skoro mógłby pan zaciągnąć się od razu w Princeton. Zauważyłam, że bagaż z tyłu pańskiego auta jest niemal tak duży jak chłopski wóz. — Pomachała rękami pożywiającymi z zaciekawieniem.

Sherkaner odpowiedział jej uśmiechem.

— Moi przyjaciele przestrzegali mnie, że muszę zabrać ze sobą mnóstwo części zapasowych, jeśli chcę jechać autem przed Dumę Akord.

— O, na pewno. — Powoli wstała z miejsca, wspierając się na środkowych rękach i stopach. — Cóż, stara dama potrzebuje snu, nawet w miły letni wieczór i w tak dobrym towarzystwie. Śniadanie będzie o wschodzie słońca.

Zaprowadziła go do pokoju, upierając się, że wejdzie sama na schody, by pokazać mu, jak otwiera się okna i rozkłada grzędę do spania. Był to mały pokoik o ścianach pokrytych starą tapetą. Kiedyś mieszkały tu zapewne jej dzieci.

— …a toaleta jest na zewnątrz, na tyłach domu. Nie mamy tu miejskich luksusów, panie Underhill.

— Na pewno sobie poradzę, proszę pani.

— W takim razie dobranoc.

Weszła już na schody, kiedy przyszło mu do głowy jeszcze jedno pytanie. Zawsze było jeszcze jedno pytanie. Wystawił głowę za drzwi.

— Ma pani teraz tyle książek. Czy parafia dokupiła w końcu resztę?

Lady Enclearre przystanęła na schodku i roześmiała się.

— Tak, wiele lat później. To też ciekawa historia. Zrobił to nowy proboszcz, choć poczciwina wcale nie chciał się przyznać; pewnie kupił je za własne pieniądze. Któregoś dnia znalazłam na progu paczkę, prosto od wy dawcy z Princeton, nowe kopie podręczników do każdej klasy. — Machnęła ręką. — Niemądry chłopak. Ale wszystkie książki powędrują ze mną do otchłani. Dopilnuję, żeby dostał je ten, kto będzie uczył następne pokolenia dzieci z parafii. — Starsza dama umilkła i ponownie ruszyła w dół schodów.

Sherkaner usadowił się na grzędzie, okręcił w miejscu, aż guźlasta wyściółka odpowiednio się pod nim ułożyła. Był bardzo zmęczony, lecz sen nie przyszedł od razu. Maleńkie okna pokoju wychodziły na dolinę.

Światło gwiazd mieszało się z blaskiem palonego drzewa w wąskiej smużce dymu. Dym niósł promieniowanie nadczerwone żaru bez śladu żywego ognia. Cóż, nawet zboczeńcy muszą kiedyś spać.

Z okolicznych drzew dochodziły głosy leśnych wróżek. Sherkaner żałował, że nie miał dość czasu, by zająć się entomologią. Brzęczenie owadów to cichło, to znów przybierało na sile. Kiedy był mały, często opowiadano mu bajkę o leniwych wróżkach, pamiętał jednak także głupiutkie wierszyki, które układali do muzyki wróżek. „Tak daleko, tak blisko, tak wiele dróg do przebycia, tak wiele rzeczy do odkrycia”. Teraz także wydawało mu się, że za melodyjnymi dźwiękami kryje się ta zabawna piosenka.

Słowa i niemilknąca melodia ukołysały go w końcu do snu.

Pięć

Sherkaner dotarł do Dowództwa Lądowego dwa dni później. Podróż mogłaby trwać dłużej, gdyby nie wprowadził do paska napędowego auta usprawnień pozwalających na szybszą i bezpieczniejszą jazdę w dół zboczy. Mogłaby też trwać krócej, gdyby nie trzy mechaniczne usterki, między innymi pęknięty cylinder. Kiedy powiedział lady Enclearre, że jego ładunek to części zamienne, nie tyle skłamał, ile nie wyjawił całej prawdy.

Rzeczywiście zabrał ze sobą kilka rzeczy, których nie mógłby sam wykonać w jakiejś wiejskiej kuźni.

Późnym popołudniem pokonał ostatni zakręt i po raz pierwszy ujrzał długą dolinę, w której mieściło się Dowództwo Lądowe. Ciągnęła się przez kilka mil, daleko w głąb potężnego masywu górskiego. Ściany doliny były tak wysokie, że na dole panował już półmrok. Drugi jej kraniec mienił się w oddali błękitem; Królewskie Wodospady spływały majestatycznie z górskich szczytów. Zwykli turyści nie dochodzili dalej niż do tego miejsca.

Rodzina Królewska strzegła zazdrośnie swej ziemi i otchłani pod górą.

Miejsce to należało do niej od czasów, gdy władała tylko niewielkim księstwem, czterdzieści Ciemności temu.

Sherkaner zjadł dobry obiad w ostatniej gospodzie, napełnił zbiornik auta paliwem i ruszył prosto do Królewskiego Rezerwatu. List od kuzyna pozwolił mu bez kłopotów przejechać przez zewnętrzne posterunki.

Znudzeni żołnierze w zielonych uniformach podnosili ruchome barykady i machnięciem ręki kierowali go dalej. Mijał koszary, place apelowe i ukryte za masywnymi ławkami składy amunicji. Lecz Dowództwo Lądowe nigdy nie było zwyczajną bazą militarną. W pierwszych latach Akord był to głównie plac zabaw dla Rodziny Królewskiej. Później, pokolenie po pokoleniu, poczynania rządu stawały się coraz bardziej usystematyzowane, racjonalne i nudne. Dowództwo Lądowe zaczęło wreszcie spełniać swą funkcję, stało się kryjówką głównej kwatery Akord, a w końcu nawet czymś więcej — miejscem najbardziej zaawansowanych badań wojskowych królestwa.

To właśnie najbardziej interesowało Sherkanera Underhilla. Nie zwalniał, by gapić się na wszystkie mijane budowle; żandarmi dawali mu bardzo wyraźnie do zrozumienia, że powinien zmierzać prosto do celu swej podróży. Nic jednak nie mogło powstrzymać go od rozglądania się na wszystkie strony. Budowle oznaczone były jedynie małymi znakami numerycznymi, lecz przeznaczenie niektórych było oczywiste. Telegrafia bezprzewodowa; długie baraki, z których wyrastały anteny o przedziwnych kształtach. Ha, jeśli wszystko ułożone było tutaj w logicznym porządku, w kolejnym budynku mieściła się zapewne kwatera szyfrantów. Po drugiej stronie drogi ciągnął się pas asfaltu szerszy i równiejszy niż jakakolwiek droga. Sherk nie był wcale zaskoczony, gdy ujrzał na końcu pasa dwa niskie jednopłatowce. Wiele by dał, by zobaczyć, co kryje się za nimi, pod brezentowymi płachtami. Z trawnika przed kolejnym budynkiem wystawała dysza ogromnej koparki. Przedziwny kąt ustawienia maszyny świadczył o prędkości i sile poczynań, chociaż maszyna ta wyjątkowo wolno przemieszczała się z miejsca na miejsce.