Выбрать главу

Drzwi zamknęły się za nimi. Głuchy trzask odbił się echem od kopuły i odległych ścian. W środku zostali tylko Wybrani, ich goście i — wysoko w górze Hrunkner dostrzegł całą gromadę obiektywów — kamery reporterskie.

Niemal wszystkie miejsca na sali były zajęte. Unnerby wyczuwał skupienie i uwagę pięciuset Wybranych.

Smith, Unnerby i Tim Downing ruszyli w dół schodów prowadzących do proscenium. Wybrani obserwowali ich w milczeniu. W tej ciszy krył się szacunek, wrogość i nadzieja. Może Smith uda się jednak zachować pokój.

Tomas Nau zażyczył sobie, by w ten dzień triumfu w Północnej Łapie panowała ciepła słoneczna pogoda, miłe letnie popołudnie ciągnące się przez wiele godzin. Ali Lin nie był tym zachwycony, ale dokonał koniecznych zmian. Teraz Ali pielił ogródek za chatą Naua, zapomniawszy całkiem o złości. No i co z tego, że naturalna równowaga w parku mogła zostać zachwiana? Przywrócenie jej będzie nowym zadaniem Alego Lina.

A moim zadaniem jest realizacja całego planu, pomyślał Tomas. Po drugiej stronie stołu siedzieli Vinh i Trinli, zajęci monitorowaniem operacji naziemnej, którą to pracę Tomas zlecił im osobiście. Trinli stanowił istotną część planu — był jedynym Handlarzem, który z pewnością pomógłby mu ukryć prawdę przed innymi. Vinh… cóż, w krytycznym momencie mógł odwołać go do jakiegoś innego zadania, a to, co widział do tej pory, potwierdziłoby tylko wersję Trinlego. Nie było to łatwe, ale w razie jakichś niespodzianek… cóż, wtedy do akcji wkroczyłby Kai i jego ludzie, sprowadzeni tu specjalnie na tę okazję.

Płaski monitor ukazywał Ritsera siedzącego na miejscu kapitana na pokładzie „Niewidzialnej ręki”. Żadne z jego słów nie mogło dotrzeć do niewinnych uszu.

— Tak, grupmistrzu! Za chwilę będziemy mieli obraz. Mamy sprawną sondę na Sali Obrad. Hej, Reynolt, twój Melin dobrze się spisał.

Annę została w Strychu Hammerfest. W parku była obecna tylko jako obraz w wyświetlaczu Tomasa i głos w jego uchu. W tej chwili skupiała uwagę na trzech różnych rzeczach. Koordynowała pracę fiksatów, czytała przekład Trijrii Bonsol wyświetlany na ścianie nad jej głową i analizowała strumień danych płynących z „Niewidzialnej ręki”. Sytuacja twardogłowych była jak zawsze bardzo skomplikowana. Annę nie odpowiedziała na słowa Ritsera.

— Annę? Kiedy dostaniesz już obraz z sondy Ritsera, przekaż go bez pośrednio do Benny’ego. Trixia może nakładać tłumaczenie, ale daj też trochę głosu z sali. — Tomas widział już część transmisji z sondy. Niech lu dzie u Benny’ego zobaczą żywe Pająki z bliska i w ruchu. Może dzięki te mu chętniej uwierzą w kłamstwa, jakie zamierzał podsunąć im po inter wencji.

Annę nie odwróciła głowy od ekranów.

— Tak jest. Widzę, wszystko, co pan mówi, słyszą Vinh i Trinli.

— Zgadza się.

— Doskonale. Chcę tylko, żeby pan wiedział… nasi wewnętrzni wrogowie przyspieszyli tempo. Manipulują prawie całą naszą automatyką.

Proszę uważać na Trinlego. Założę się, że siedzi tam i bawi się swoimi lokalizatorami. — Annę podniosła na moment wzrok, dostrzegając nieme pytanie w oczach Naua. Wzruszyła ramionami. — Nie, nadal nie jestem pewna, że to on. Ale jestem bardzo blisko. Niech pan będzie gotowy.

Minęła sekunda. Annę znów przemówiła, teraz jednak jej głos słyszalny był tutaj i w kwaterach Handlarzy.

— Uwaga. Mamy bezpośredni przekaz wideo z Sali Obrad parlamen tu w Gwieździe Południa. Oto, co zobaczyłby i usłyszał człowiek stojący w tym miejscu.

Nau spojrzał w lewo, gdzie jego wyświetlacz pokazywał widok z miejsca, w którym siedziała Qiwi. Monitory w salonie Benny’ego migotały gwałtownie. Przez chwilę nie wiadomo było, co właściwie pokazują. Wreszcie plamy czerwieni, zieleni i błękitu zniknęły, ukazując prawdziwy obraz.

Patrzyli na wnętrze jakiejś jaskini. W stromych ścianach wykuto kamienne drabiny. Ze skał wyrastał mech albo jakieś włochate futro. Pająki tłoczyły się jak czarne karaluchy.

Ritser Brughel podniósł spojrzenie znad monitora i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— To wygląda jak wizja piekła opisywana przez jakiegoś frenkijskiego proroka.

Nau skinął głową. Przy dziesięciosekundowym opóźnieniu należało unikać takich pogaduszek. Ale Brughel miał rację; widok tylu Pająków zebranych w jednym miejscu był jeszcze gorszy niż poprzednie obrazy przekazywane przez sondę. Przytulne, uczłowieczone tłumaczenia fiksatów dawały bardzo odrealniony obraz Pająków. Ciekawe, czego jeszcze nie wiemy o ich umysłach. Przywołał oddzielny obraz tej sceny, zsyntetyzowany przez twardogłowych tłumaczy z telewizyjnych relacji Pająków. Tutaj stroma jaskinia zamieniła się w płytki amfiteatr, brzydkie plamy kolorów były eleganckimi mozaikami, które komponowały się w jedną całość z dywanem (ten nie wyglądał już jak rozczochrane włosy). Wszędzie pełno było drewnianych zdobień, wypolerowanych i pokrytych lakierem (a nie poplamionych i nierównych). Same Pająki wydawały się nieco spokojniejsze, ich gesty jakby nabrały znaczenia, zbliżyły się znacznie do ludzkiego języka ciała.

Na obu obrazach przy wejściu do parlamentu pojawiły się trzy postacie. Zeszły z kamiennych stopni (drabiny). Na sali słychać było syki i pstrykanie, prawdziwe odgłosy wydawane przez te stworzenia.

Trzy Pająki zniknęły na moment w dolnej części jaskini. Po chwili pojawiły się znowu, wchodząc na przeciwległą ścianę. Ritser zachichotał.

— Ten z przodu to pewnie szef ich szpiegów, tak jak ją nazywa Bonsol, Victory Smith. — Zgadzał się jeden szczegół z opisów twardogłowych; ubranie Pająka było czarne, choć przypominało raczej stertę zachodzą cych na siebie łat niż mundur. — Ten włochaty, za Smith, to pewnie inży nier Hrunkner Unnerby. Też mi imiona dla potworów.

Trzy Pająki wspięły się na kamienny stożek. Czwarty, który czekał już na górze, odsunął się na bok.

Nau oderwał wzrok od Sali Obrad, by spojrzeć na ludzi zgromadzonych w salonie Benny’ego. Wszyscy milczeli zaszokowani. Nawet pomocnicy Benny’ego Wena zastygli w bezruchu, wpatrzeni w obrazy ze świata Pająków.

— Mówca parlamentarny przedstawia gości — wyjaśnił fiksat, po czym zaczął tłumaczyć słowa pajęczego oficjela: — Mam zaszczyt… — Głos tłuma cza nakładał się na rzeczywisty obraz, syki, trzaski oraz gwałtowne gesty przednich nóg zakończonych paskudnymi ostrzami. Te stworzenia rzeczy wiście wyglądały jak posągi, które Queng Ho widzieli w Dowództwie Lą dowym. Poruszały się jednak z przerażającą gracją drapieżników, niektó re gesty wykonywały powoli, inne bardzo szybko. Co najdziwniejsze, choć dysponowały niezwykłym wzrokiem, trudno było określić, gdzie właściwie znajdują się ich oczy. Żłobioną powierzchnię głowy pokrywało w kilku miejscach gładkie szkliwo. Tu i ówdzie substancja ta przybierała półkoli sty kształt, gdzie indziej wyrastały z niej jakieś czułki, odbierające być może obrazy w podczerwieni. Przednia część ciała Pająków była koszmar ną maszyną do jedzenia. Ostre jak brzytwy szczęki i kończyny pomocnicze w kształcie kleszczy znajdowały się w nieustannym ruchu. Głowa Pająka pozostawała jednak prawie zupełnie nieruchoma w stosunku do tułowia.