— Wygląda pan… okropnie, pułkowniku. Przepraszam, ale… — Jego głos ucichł nagle. W tle słychać było jakieś mamrotanie, ktoś powiedział:
„Przemówienie wypadło bardzo dobrze… sporo czasu”. Potem znów przemówił Underhill, tym razem jednak jego głos wydawał się znacznie mocniejszy. — Pułkowniku, spotkam się z panem za kilka minut.
Pięćdziesiąt trzy
— Doskonałe przemówienie. Nawet my nie napisalibyśmy lepszego
— mówił Ritser Brughel, wyraźnie zadowolony z siebie. Nau skinął tylko głową, uśmiechnięty. Propozycja pokojowa Smith była wystarczająco atrakcyjna, by powstrzymać na jakiś czas siły wojskowe Pająków. Wła śnie w tym czasie ludzie mieli ogłosić swoją obecność i zaproponować współpracę. Tak wyglądała oficjalna wersja, ryzykowny plan, który dałby grupmistrzowi drugorzędną pozycję. W rzeczywistości za siedem Ksekund f iksaci Annę mieli zainicjować atak ze strony Akord. Sprowokowany w ten sposób „kontratak” Kindred miał dokończyć dzieła zniszczenia. A potemmy pozbieramy resztki.
Nau udawał, że patrzy na popołudniowe słońce Północnej Łapy, w rzeczywistości jednak jego wyświetlacz wypełniał obraz Trinlego i Vinha, siedzących zaledwie kilka metrów od niego. Trinli miał lekko rozbawioną 5minę, ale jego palce pracowały nieustannie nad realizacją planu, czyli monitorowaniem zbrojnych działań na terytorium Kindred. Vinh? Vinh wyglądał na zdenerwowanego; sądząc po wykresach opisujących jego uczucia, Vinh domyślał się, że na coś się zanosi, lecz nie wiedział dokładnie na co. Nadszedł już czas, by odsunąć go od akcji, zlecić mu jakąś nieistotną pracę przy innym projekcie… a Trinli zostanie tu, by potem potwierdzić wersję grupmistrza.
W uchu Naua odezwał się znów głos Annę Reynolt.
— Grupmistrzu, mamy problem.
— Tak, słucham — odparł Nau swobodnym tonem, nie odwracając wzroku od jeziora. W środku jednak poczuł chłód. Nigdy jeszcze nie słyszał, by Annę przemawiała takim tonem.
— Nasz wewnętrzny wróg znacznie przyspieszył tempo. Teraz już nawet specjalnie się nie kryje. Przejmuje wszystko, co może. Jeszcze kilka Ksekund i zablokuje wszystkich naszych fiksatów… To Trinli, grupmistrzu, na dziewięćdziesiąt procent.
Ale Trinli siedzi tutaj, widzę go dokładnie! I powinien tu zostać, żeby potem potwierdzić moją wersję zdarzeń.
— No, nie wiem, Annę — powiedział głośno. Może Annę dryfowała. By ło to możliwe, choć ostatnio bardzo szczegółowo sprawdzał jej zestrojenie.
Annę wzruszyła ramionami, nie odpowiadając. Był to typowy gest fiksata. Zrobiła wszystko co w jej mocy, a skoro on ignorował jej radę i sam skazywał się na klęskę, to już jego sprawa.
Nau nie miał zamiaru przejmować się takimi głupstwami w chwili, gdy bliski był zwieńczenia czterdziestu lat pracy. I właśnie dlatego wróg mógł wybrać ten moment na decydujący atak.
Kai Omo stał tuż za Nauem, on także słyszał jego rozmowę z Reynolt.
Z pozostałych trzech strażników tylko Rei Ciret przebywał w chacie. Nau westchnął.
— Dobrze, Annę. — Dał Omo dyskretny sygnał, by ten wprowadził do chary resztę swego zespołu. Zamrozimy tych dwóch i zajmiemy się nimipóźniej.
Nau w żaden sposób nie ostrzegł swych ofiar, a jednak kątem oka dostrzegł, jak Trinli coś szybko rzuca. Kai Omo wydał z siebie przerażający, chrapliwy wrzask.
Nau zanurkował pod stół. Coś uderzyło w grubą deskę tuż nad nim. W tym samym momencie rozległy się strzały z pistoletu i kolejny krzyk.
— On ucieka!
Nau prześliznął się tuż nad podłogą i wzleciał pod sufit po drugiej stronie pokoju. Rei Ciret wisiał w powietrzu, zajęty walką z Ezrem Vinhem.
— Przepraszam, grupmistrzu, zaskoczył mnie! — Odepchnął od siebie krwawiące ciało; Vinh kupił Trinlemu czas, którego ten potrzebował do ucieczki.
— Marli i Tung go dopadną!
Rzeczywiście, próbowali to zrobić. Pokryli ogniem z karabinów maszynowych całe wzgórze. Trinli był już jednak w lesie, podlatywał od drzewa do drzewa. Potem zniknął, zostawiaj ącTunga i Marlego w połowie drogi do lasu.
— Stójcie! — ryknął Nau przez głośniki ukryte w parku. Nauczeni ab solutnego posłuszeństwa Tung i Marli natychmiast przerwali pościg. Po chwili ruszyli w drogę<powrotną, rozglądając się uważnie dokoła i wypa trując zagrożenia. Na ich twarzach malowała się wściekłość i zdumienie.
Nau mówił dalej już spokojniejszym głosem:
— Wejdźcie do środka. Pilnujcie chaty. — Były to proste rozkazy, któ re wydawać powinien grupsierżant, ale Kai Orno był… Nau podleciał do stołu, rezygnując na jakiś czas z zasad, które sam kiedyś ustalił i które nakazywały poruszać się w parku wyłącznie po gruncie. Jakiś ostry lśnią cy przedmiot wbity był w ścianę dokładnie tam, gdzie znajdowała się je go głowa, nim zanurkował pod stół. Podobne ostrze przebiło gardło Omo; koniec rękojeści wystawał jeszcze z tchawicy grupsierżanta. Ciało Omo przestało już drgać. Wokół niego wisiała chmura krwi, opadająca powoli ku podłodze. Broń sierżanta do połowy była wysunięta z kabury.
Omo był przydatnym człowiekiem. Czy mam czas, żeby go teraz hibernować Nau zastanawiał się jeszcze przez sekundę, analizując sytuację… i Kai Omo przegrał.
Dwaj strażnicy stali przy oknie, lecz ich spojrzenia powracały nieustannie do grupsierżanta. Nau pospiesznie dostosowywał w myślach plan do nowej sytuacji.
— Ciret, zwiąż Vinha. Marli, znajdź Alego Lina.
Vinh jęknął cicho, kiedy sadzali go na krześle. Nau zbliżył się do stołu, by przyjrzeć się uważniej Handlarzowi. Został postrzelony w ramię. Rana krwawiła obficie, wyglądało jednak na to, że nie została naruszona żadna tętnica. Vinh mógł jeszcze pożyć… wystarczająco długo.
— A niech to, ten Trinli jest naprawdę szybki — mówił Tung z przesadną swobodą, jakby chciał ukryć strach. — Przez wszystkie te lata udawał starego pierdziela, a teraz — bam — załatwił grupsierżanta. Poderżnął mu gardło i jeszcze zdążył uciec.
— Nie uciekłby, gdyby ten tu nie wlazł mi w drogę. — Ciret szturchnął lufą głowę Vinha. — Obaj byli szybcy.
Zbyt szybcy. Nau ściągnął z oczu wyświetlacz, patrzył nań przez chwilę. Wyświetlacz Queng Ho, zasilany datami z sieci lokalizatorów. Zgniótł go w dłoni i wyjął telefon przewodowy, który zgodnie z sugestią Reynolt miał zapewniać łączność w razie jakiejś awarii.
— Annę, słyszysz mnie? Widziałaś, co się stało?
— Tak. Trinli zaatakował w chwili, gdy dał pan sygnał Kałowi Omo.
— On wiedział. Słyszał naszą rozmowę. — Niech to Plaga! Jak Annę mogła wykryć sabotaż i nie zauważyć, że Trinli ich podsłuchuje?
— …Tak. Odkryłam tylko część jego planów. — Czyli lokalizatory były specjalną bronią Trinlego. Pułapką budowaną przez tysiąclecia. Z kim jawalczę?
— Annę. Chcę, żebyś wyłączyła bezprzewodowe zasilanie wszystkich lokalizatorów. — Ale lokalizatory były kręgosłupem wielu niezbędnych systemów. Lokalizatory stabilizowały jezioro w parku. — Zostaw tylko te w parku. Niech twoi fiksaci kierują nimi bezpośrednio przez kabel.
— Zrobione. Nie będzie łatwo, ale jakoś sobie poradzimy. Co z operacjami planetarnymi?
— Skontaktuj się z Ritserem. Sytuacja jest zbyt skomplikowana, żeby bawić się w subtelności. Musimy przyspieszyć działania na Arachnie.
Słyszał, jak Annę wydaje instrukcje swoim ludziom. Nie widział już jednak rozkazów ani danych określających postęp prac nad poszczególnymi projektami. Czuł się tak, jakby musiał walczyć na oślep. Mogli przegrać.