— Fiksat ma rację, grupmistrzu! Kody dostępu działają.
Nau i pozostali okrążyli głaz, zajrzeli do tunelu otwartego przez Marlego. Tymczasem ściany ich powietrznej jaskini — ich bańki — przysuwały się coraz bliżej. Za jakieś trzydzieści sekund miały zakryć i to miejsce. Marli spojrzał na Naua. Triumfalny uśmiech, który jeszcze przed chwilą gościł na jego twarzy, zniknął bez śladu.
— Grupmistrzu, uciekniemy tu przed wodą, ale…
— Ale stąd nigdzie nie można wyjść. Racja. Wiem. — Kanał kończył się uszczelnioną klapą, za którą znajdowała się już tylko próżnia. To była ślepa uliczka.
Obracający się powoli stalaktyt wody opadł na głowę Naua, zmusił go, by przykucnął obok Marlego. Potem góra wody cofnęła się na moment.
Krok po kroku, straciłem prawie wszystko. Niewiarygodne. Nagle Tomas Nau zrozumiał, że Ezr Vinh mówił prawdę. Pham Trinli to nie Zamle Eng; to było tylko wygodne kłamstwo spreparowane specjalnie dla Tomasa Naua. Przez wszystkie te lata jego największy bohater — i dlatego najgroźniejszy ze wszystkich możliwych wrogów — przebywał tuż obok niego.
Trinli był Phamem Nuwenem. Po raz pierwszy od czasów dzieciństwa Naua ogarnął paraliżujący strach.
Lecz nawet Pham Nuwen ma swoje słabości, te same co przed wielu laty. Badałem karierę tego człowieka przez całe życie, przyswajałem sobie to,co godne uwagi. Lepiej niż ktokolwiek inny znam jego słabości. I wiem, jakje wykorzystać. Ogarnął spojrzeniem wszystko, co mu zostało: stary człowiek, którego kochała Qiwi, trochę sprzętu komunikacyjnego, trochę broni, trzech żołnierzy. Powinno wystarczyć.
— Ali, czy w tych śluzach są telefony przewodowe? Ali!
Fiksat oderwał spojrzenie od ściany wody.
— Tak, tak. Potrzebowaliśmy dobrej koordynacji, kiedy ściągaliśmy tu lód.
Nau dał Marlemu sygnał.
— Wchodzimy. Powinno się udać.
Jeden po drugim przeciskali się przez wąskie przejście. Otaczająca ich do tej pory bańka powietrzna oderwała się od dna. Grunt przykrywała już półmetrowa warstwa wody. Tung i Ali Lin wpadli do tunelu wraz ze strumieniem wody. Cirit wśliznął się ostatni i zatrzasnął właz. Do korytarza wpłynęło też kilkadziesiąt litrów cieczy. Słyszeli, jak po drugiej stronie włazu wzrasta masa wody.
Nau odwrócił się do Marlego.
— Przejdziemy na drugi koniec korytarza, kapralu. Ali Lin pomoże mi zadzwonić.
Pham Nuwen był bliski zwycięstwa, ale Nau nie wykorzystał jeszcze wszystkich swoich atutów. Kiedy lecieli w górę śluzy, zastanawiał się, co powinien powiedzieć Qiwi Lin Lisolet.
Generał Smith zeszła z mównicy. Tim rozdał już wszystkim Wybranym dokumenty z informacjami i teraz pięćset głów zastanawiało się nad umową. Hrunkner Unnerby stał w cieniu za grzędą i rozmyślał. Smith dokonała kolejnego cudu. W sprawiedliwym świecie jej działania z pewnością przyniosłyby efekt. Co wymyśli Pedure, by nie dopuścić do zawarcia pokoju?
Smith cofnęła się jeszcze o kilka kroków, by zrównać się z Unnerbym.
— Proszę iść ze mną, sierżancie. Jest tu ktoś, z kim chciałam porozma wiać już od dłuższego czasu. — Za kilka godzin miało się odbyć głosowa nie. Wcześniej Wybrani mogli zadawać Smith pytania. Pozostawało więc mnóstwo czasu na polityczne manewry. Unnerby i Downing przesunęli się z generał na drugi koniec proscenium, blokując wyjście. W ich stronę szedł jakiś drobny kober w ekstrawaganckich nogawicach. Pedure. Czas nie obszedł się z nią łaskawie, a może opowieści o nieudanych zamachach nie były tylko prowokacją z jej strony. Pedure próbowała obejść Smith, ta jednak zastąpiła jej drogę.
Generał uśmiechnęła się do niej.
— Witaj, wielebna. Miło wreszcie poznać cię osobiście.
Pedure syknęła ze złością.
— Tak. Ale jeśli nie zejdziesz mi z drogi, z przyjemnością cię zabiję.
-Wydawało się, że to tylko czcze pogróżki, lecz w jej dłoni błyszczał ma ły nóż.
Smith rozłożyła szeroko ramiona w geście, który ściągał uwagę wszystkich obecnych na sali.
— Na oczach tych wszystkich ludzi, wielebna Pedure? Nie sądzę. Je steś…
Smith zawahała się, podniosła dwie ręce do głowy, jakby czegoś słuchając. Swego telefonu?
Pedure patrzyła tylko na nią, a cała jej postawa wyrażała podejrzliwość. Pedure była drobną kobietą o powyginanym pancerzu i nerwowych, szybkich gestach. Z pewnością nie należała do osób wzbudzających zaufanie swym wyglądem. Musiała być tak przyzwyczajona do zabijania na odległość, że osobisty czar i umiejętność zjednywania sobie ludzi wydawały jej się drobiazgami bez większego znaczenia. Z pewnością zmuszona do bezpośredniego działania czuła się bardzo nieswojo. Dzięki temu Unnerby nabrał pewności siebie.
Coś zapiszczało w kieszeni Pedure. Schowała nóż i wyciągnęła telefon. Przez moment dwie antagonistki wyglądały jak przyjaciółki, wspominające stare, dobre czasy.
— Nie! — zachłysnęła się nagle Pedure. Pochwyciła telefon rękami po żywiającymi, omal nie włożyła go do swej paszczy. — Nie tutaj! Nie teraz!
Generał Smith odwróciła się do Unnerby’ego.
— Wszystkie plany i układy możemy w tej chwili wyrzucić do śmieci, sierżancie. W naszą stronę lecą trzy pociski atomowe wystrzelone spod lodu. Zostało nam jeszcze jakieś siedem minut.
Przez moment Unnerby wpatrywał się w kopułę sufitu. Znajdowali się na głębokości tysiąca stóp, gruba warstwa skał miała chronić ich przed wybuchami jądrowymi. Wiedział jednak, że flota Kindred przygotowywała się do znacznie poważniejszych uderzeń. Trzy pociski mogły prawdopodobnie sięgnąć nawet głębiej niż tu. Mimo to… Projektowałem to miejsce. W pobliżu znajdowały się schody prowadzące do znacznie głębszych miejsc. Pochwycił Smith za ramię.
— Generale, proszę za mną. — Ruszyli ponownie ku tylnej części pro scenium.
Unnerby nieraz ocierał się o śmierć, wiedział, że strach dotyka zarówno łajdaków, jak i uczciwych ludzi. Pedure… cóż, wielebna Pedure po prostu oszalała ze strachu. Biegała z miejsca na miejsce, wykrzykując do telefonu jakieś tieferskie przekleństwa. Nagle zatrzymała się i odwróciła do Smith. Przerażenie ustąpiło na moment miejsca zdumieniu.
— Pociski są wasze! Ty… — Z histerycznym wrzaskiem rzuciła się na Smith, wyciągając w jej stronę srebrne ostrze.
Unnerby wskoczył pomiędzy nie, nim Smith mogła się odwrócić.
Pchnął potężnie Pedure, zrzucając ją ze sceny. Dokoła zapanował totalny chaos. Ludzie Pedure zerwali się z miejsc, niemal natychmiast jednak na ich drodze stanęli ochroniarze Smith, którzy zeskoczyli z galerii dla gości.
Parlamentarzyści podnosili głowy znad dokumentów i ze zdumieniem patrzyli na to, co dzieje się pod mównicą. Nagle z tyłu sali rozległ się przeraźliwy krzyk:
— Patrzcie! Wiadomości z sieci! Akord wystrzelił w nas pociski!
Unnerby wyprowadził generał i jej ludzi bocznym wyjściem. Zbiegali w dół schodów, ku szybom prowadzącym na niższe poziomy. Siedem minut życia? Może. Nagle jednak Unnerby’ego ogarnęła ogromna radość. To, co zostało, było tak cudownie proste jak przed laty. Życie i śmierć, kilku dobrych żołnierzy i kilka minut, które miały zdecydować o wszystkim.
Pięćdziesiąt pięć
Belga Undendlle była najstarsza stopniem w Centrum Dowodzenia i Kontroli. Nie miało to jednak większego znaczenia; Underville pracowała w wywiadzie wewnętrznym. To, co działo się w tym miejscu, mogło na zawsze zmienić jej pozycję, na razie jednak pozostała poza hierarchią dowodzenia, była tylko łącznikiem pomiędzy obroną cywilną i dworem królewskim. Belga obserwowała Elno Coldhavena, nowego dyrektora wywiadu zewnętrznego, oficera dowodzącego Centrum. Coldhaven wiedział, jak skończyła się kariera jego poprzednika. Wiedział, że Rachner Thract nie 5był głupcem i prawdopodobnie nie zdradził. Teraz Elno zajmował jego pozycję, a szefowa przebywała poza krajem. Działał niemal wyłącznie na własną odpowiedzialność. Kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni odciągał Underville na stronę i prosił ją o radę. Podejrzewała, że właśnie dlatego wolał, by została tutaj, a nie wracała do Princeton.