Выбрать главу

— Pewnie macie ochotę iść ze mną, ale dobrze wam radzę, nie róbcie tego. To może być bardzo bolesne.

Największa sala na Strychu była zastawiona dodatkowymi fotelami; Pham przeciskał się między nimi z najwyższym trudem. Gdy tylko Trud pozbawił fiksatów łączności, sala zamieniła się w istny dom wariatów. Trud uciekał przed wyciągniętymi ku niemu rękami, wycofał się na swoje stanowisko pod sufitem.

— Oni naprawdę nie lubią, żeby odrywać ich od pracy.

Pham nie przypuszczał, że reakcja twardogłowych będzie aż tak gwałtowna. Gdyby nie byli przywiązani do foteli, zaatakowaliby jego i Truda.

Spojrzał ponownie na Emergenta.

— Musiałem to zrobić. To podstawa władzy Naua, a teraz został jej pozbawiony. Przejmujemy całe LI, Trud.

Silipan patrzył nań otępiałym wzrokiem. Przeżył tego dnia już zbyt wiele wstrząsów.

— Całe LI? To niemożliwe… Zabiłeś nas wszystkich, Pham. Zabiłeś mnie. — Trud jakby nieco otrzeźwiał; wyobrażał sobie zapewne, jak po traktują go Nau i Brughel.

Pham położył dłoń na jego ramieniu.

— Nie. Zamierzam wygrać. Jeśli mi się uda, przeżyjesz. Przeżyją też Pająki.

— Co? — Trud zagryzł wargi. — Tak, bez wsparcia Ritser nie poradzi sobie tak łatwo. Może te przeklęte Pająki będą miały jakieś szanse. — Na moment zapatrzył się w dal, potem powrócił spojrzeniem do twarzy Phama. — Kim ty jesteś, Pham?

Pham odparł spokojnie, wznosząc głos tylko odrobinę ponad wrzaski rozwścieczonych twardogłowych.

— W tej chwili jestem twoją jedyną nadzieją. — Wyciągnął z kieszeni wy świetlacz, który zabrał wcześniej Silipanowi, i oddał mu go.

Trud rozprostował ostrożnie zgnieciony materiał i nałożył wyświetlacz. Milczał przez chwilę, wreszcie powiedział:

— Mamy ich więcej. Mogę przynieść ci parę.

Na twarzy Phama pojawił się chytry uśmiech, który Silipan zobaczył tam po raz pierwszy dopiero przed jakimiś dwustoma sekundami.

— W porządku. Ale mam coś lepszego.

. — Och… — odparł słabo Trud.

— Chcę, żebyś oszacował teraz straty. Czy możesz jakoś zmusić tych ludzi do pracy tu i teraz, bez pośrednictwa Naua?

Trud wzruszył gniewnie ramionami.

— Wiesz, że to niemoż… — Spojrzał ponownie na Phama. — No może ja kieś proste zadania. Robimy obliczenia peryferyjne. Spróbuję podejść fiksatów numerycznych…

— Doskonale. Uspokój tych ludzi, sprawdź, czy któryś z nich nam pomoże.

Rozeszli się. Silipan zleciał do twardogłowych, przemawiał do nich uspokajającym tonem, uprzątnął wymiociny, rezultat nagłego wstrząsu, jakim było dla fiksatów przerwanie łączności. Ci jednak krzyczeli jeszcze głośniej:

— Potrzebuję aktualnych danych!

— Gdzie są tłumaczenia odpowiedzi Kindred?

— Głupcy, straciliście łączność!

Pham przemykał się pod sufitem, patrząc w dół, na rzędy fiksatów, słuchając ich narzekań. Pod przeciwległą ścianą wisiało bezwładne ciało Annę i jej asystenta. Powinna wyjść z tego cała i zdrowa. Teraz toczy sięwłaśnie twoja ostateczna bitwa, wiele lat po tym, gdy myślałaś, że wszystkojuż stracone.

Obraz za oczami Phama znikał i pojawiał się na nowo. Udało mu się ponownie uruchomić zasilanie pulsacyjne w większej części Strychu. Miał dostęp do około stu tysięcy działających lokalizatorów, zapewniających fragmentaryczny widok Strychu, wszędzie tam, gdzie chmura lokalizatorów wróciła do życia i mogła znaleźć nić łączności prowadzącą do niego.

Status, status. Pham przeczytał szybko dane dotyczące fiksatów obecnych na sali i poza nią. Tylko nieliczni pozostali zamknięci w swych celach, specjaliści, których pomoc nie była potrzebna podczas obecnych operacji.

Wielu z nich dostało napadu konwulsyjnej złości, kiedy zablokowano strumień ich pracy. Pham przedostał się do systemu kontroli i odebrał niektóre z nadchodzących komunikatów. Musiał dowiedzieć się kilku rzeczy, poza tym mogło to zmniejszyć nieco dyskomfort fiksatów. Trud spojrzał nań z wyrzutem; wiedział, że ktoś manipuluje przy jego systemie.

Pham sięgnął poza Strych, szukając jakiegoś obrazu z lokalizatorów na powierzchni Diamentów. Jest! Jeden czy dwa wyizolowane widoki, czarnobiałe, o kiepskiej rozdzielczości. Dostrzegł taksówkę lądującą na nagiej skale, obok Hammerfest. A niech to, śluza S745. Jeśli Nau zdołał się stamtąd jakoś wydostać, jego kolejny krok był oczywisty.

Przez krótką chwilę Pham przeraził się, że oto trafił na niezwyciężonego przeciwnika. Ach, czuję się, jakbym znów był młody. Nau mógł dotrzeć do Ll-A za jakieś trzysta sekund. Nie ma czasu na rozmyślania. Pham postanowił wykorzystać wszystkie dostępne lokalizatory — nawet te bez zasilania. Umiejętnie nimi kierując, mógł otrzymać całkiem przyzwoitą ilość 1/0.

Za jego Oczami powoli formowały się obrazy, fragment za fragmentem.

Pham przemykał się pod ścianami, pozostając cały czas poza zasięgiem twardogłowych, uchylając się od czasu do czasu przed klawiaturą czy bańką rzuconą w jego stronę. Lecz przywrócenie strumienia danych przynosiło już pierwsze efekty. W sekcji tłumaczy panował już niemal całkowity spokój, fiksaci rozmawiali tylko ze sobą. Pham zatrzymał się przy Trixii Bonsol. Pochylona nad klawiaturą wydawała się czymś bez reszty pochłonięta. Pham podłączył się do strumienia danych napływających z „Niewidzialnej ręki”. Powinien znaleźć tu jakieś dobre wieści. Ritser i jego kompania zostali pozbawieni wsparcia w chwili, gdy szykowali się masowego morderstwa…

Potrzebował kilku sekund, by zorientować się w strumieniu różnorodnych danych. Były tam informacje dla tłumaczy, opisy trajektorii, kody wyrzutni. Kody wyrzutni? Brughel nadal realizował plan Naua! Nie radził sobie z tym jednak najlepiej; spora część broni Akord miała pozostać nienaruszona. Kolejne pociski wzbijały się w niebo, co najmniej kilkanaście na sekundę.

Przez moment Pham nie mógł się otrząsnąć z przerażenia. Nau chciał zabić połowę mieszkańców planety. Ritser robił co w jego mocy, by osiągnąć ten cel. Pham przejrzał logTrixii Bonsol z ostatnich kilkuset sekund.

W miejscu, gdzie odcięto jej strumień danych, log zamieniał się w istny śmietnik, metaforyczny bełkot. Całe strony zapisane były jakimiś nonsensami, niektóre pliki mogły pochodzić nawet sprzed wielu lat. Uwagę Phama przyciągnął fragment, który wydawał się całkiem sensowny:

„Twierdzenie, że świat jest najprzyjemniejszy w latach Gasnącego Słońca, to wyświechtany frazes. Lecz rzeczywiście pogoda jest wtedy łagodniejsza niż zwykle, wszystko toczy się jakby w wolniejszym tempie, w większości miejsc lata nie są bardzo gorące, a zimy nie nazbyt surowe. To klasyczny czas romansów. To czas, kiedy natura namawia wszystkich do odpoczynku, do uspokojenia. To ostatnia szansa, by przygotować się do końca świata.

Ślepym zrządzeniem losu Sherkaner Underhill wybrał najpiękniejsze dni Lat Gaśnięcia na swą pierwszą podróż do siedziby Dowództwa Lądowego”.

Był to najwyraźniej jeden z przekładów Trixii, rodzaj „uczłowieczonego” opisu, które tak bardzo irytowały Ritsera Brughla. Ale „pierwsza podróż Underhilla do Dowództwa Lądowego”? To musiało być jeszcze przed ostatnią Ciemnością. Dziwne, że Tomas Nau sięgał aż tak daleko w przeszłość.

— Wszystko się pogmatwało.

— Co? — Pham powrócił do rzeczywistości, do sali na Strychu, zirytowanych głosów fiksatów. Słowa, które wyrwały go z zamyślenia, zostały wypowiedziane przez Trixię Bonsol. Jej spojrzenie wbite było gdzieś w dal, a palce nadal uderzały w klawiaturę.