Sherkaner spytał o to Victory. Po raz ostatni byli wtedy sami, w zimnej kwaterze pod ostatnim aerodromem funkcjonącym na Wschodnim Froncie.
Roześmiała się, usłyszawszy jego pytanie.
— Och, mój kochany, a czego ty się spodziewałeś? Kiedy zespół opuści nasze terytorium, to Hrunk przejmie dowództwo i będzie za was odpowiedzialny. Ty jesteś cywilnym doradcą bez żadnego wyszkolenia wojskowego, obcym elementem, który trzeba jakoś wpasować w strukturę dowodzenia. On potrzebuje twojego absolutnego posłuszeństwa, ale i twojej wyobraźni i elastyczności. — Roześmiała się lekko; od korytarza oddzielała ich tylko cienka płócienna zasłona. — Gdybyś był zwyczajnym rekrutem, Unnerby już sto razy spaliłby ci pancerz. Biedny kober boi się okropnie, że w krytycznej sytuacji, kiedy będzie się liczyła każda sekunda, twój geniusz zajmie się czymś zupełnie innym, na przykład astronomią.
— Hm… — Właściwie nieraz już zastanawiał się, jak wyglądają gwiazdy bez atmosfery, która przyćmiewa ich naturalne kolory. — Rozumiem. Dziwię się tylko, że w tej sytuacji pozwolił Greenvalowi włączyć mnie do zespołu.
— Żartujesz? Hrunk sam tego zażądał. Wie, że czekają was tam niespodzianki, z którymi tylko ty będziesz mógł sobie poradzić. Jak powiedziałam; ten kober ma problem.
Sherkaner Underhill rzadko odczuwał zdumienie, lecz to właśnie była jedna z takich chwil.
— Cóż, postaram się być dobry.
— Wiem o tym. Chciałam tylko, byś wiedział, czego obawia się Hrunk… Hej, możesz to potraktować jako zagadnienie behawioralne; jak tak różni od siebie ludzie mogą współpracować i przetrwać w warunkach, w których nikt jeszcze nie przeżył? — Może traktowała to jako żart, ale to rzeczywiście była interesująca kwestia.
Bez wątpienia ich pojazd był najdziwniejszym wehikułem w historii; skrzyżowanie łodzi podwodnej z przenośną otchłanią i pojemnikiem na szlam. Teraz skorupa długości piętnastu stóp spoczywała w płytkiej sadzawce świecącej zieleni i zgniłej czerwieni. Woda gotowała się w próżni, unosiły się nad nią kłęby gazów, które natychmiast zamarzały i opadały z powrotem w postaci maleńkich kryształków. Unnerby otworzył klapę, a zespół utworzył żywy łańcuch, transportując z rąk do rąk elementy wyposażenia i zbiorniki z egzotermami i układając je na ziemi za sadzawką.
Rozciągnęli pomiędzy sobą kable audio, od Underhilla do Unnerby’ego, potem do Havena i do Nizhnimor. Sherkaner niemal do samego końca miał nadzieję, że uda im się stworzyć system łączności bezprzewodowej, ten był jednak zbyt ciężki, nikt też nie potrafił powiedzieć, czy będzie działał w tak ekstremalnych warunkach. Każdy mógł więc w danej chwili rozmawiać tylko z jednym spośród innych członków zespołu. Tak czy inaczej potrzebowali linii bezpieczeństwa, kable nie stanowiły więc dodatkowego obciążenia.
Sherkaner prowadził grupę do brzegu jeziora. Za nim szedł Unnerby, potem Nizhnimor, a na końcu Haven, który ciągnął sanie ze sprzętem. Gdy tylko oddalili się nieco od łodzi, otoczyła ich ciemność. W miejscu, gdzie na powierzchni rozpłynęły się egzotermy, nadal pobłyskiwało czerwone światło; łódź spaliła wiele ton paliwa, przebijając się ku powierzchni.
Energię dla pozostałej części misji musiały im zapewnić egzotermy, które nieśli ze sobą, i paliwo, jakie uda im się znaleźć pod śniegiem.
Właśnie egzotermy były tym pomysłem Sherkanera, który umożliwił podróż w Ciemności. Przed wynalezieniem mikroskopu „wielcy myśliciele” twierdzili, że cechą, która odróżnia wyższe zwierzęta od pozostałych form życia, jest ich zdolność do przetrwania Wielkiej Ciemności. Rośliny i prostsze zwierzęta umierały; Ciemność mogły przeżyć tylko ich otorbione jajka. Później jednak okazało się, że wiele jednokomórkowych zwierząt potrafi przetrwać w ekstremalnych warunkach i to na powierzchni planety, a nie w otchłaniach. Co dziwniejsze — a odkrycia tego dokonali biolodzy ze Szkoły Królewskiej, kiedy Sherkaner był studentem ostatniego roku — istniały formy Mniejszych Bakterii, które żyły w wulkanach i pozostawały aktywne przez całą Ciemność. Te mikroskopijne stworzenia bardzo zainteresowały Sherkanera. Profesorowie zakładali, że tego rodzaju istoty muszą zawieszać procesy życiowe albo tworzyć sporule, kiedy wulkany są zimne, ale Sherkanera ciekawiło, czy nie istnieją także takie odmiany bakterii, które w zimniejszych okresach same wytwarzają ciepło. Przecież nawet w Ciemności nad powierzchnią planety znajdowało się sporo tlenu — a w wielu miejscach pod warstwą śniegu powietrznego zalegały resztki substancji organicznych. Gdyby istniał jakiś katalizator rozpoczynający utlenianie w bardzo niskich temperaturach, te maleńkie istoty mogłyby po prostu „spalać” roślinność między kolejnymi okresami aktywności wulkanów. Takie bakterie byłyby doskonale przystosowane do życia w Ciemności.
Patrząc na swoje poczynania z perspektywy czasu, Sherkaner wiedział, że tylko jego ignorancja pozwoliła mu na poważnie zająć się tym pomysłem. Te dwie strategie przetrwania wymagały bowiem dwóch zupełnie odmiennych procesów chemicznych. Efekt zewnętrznego utleniania był bardzo słaby, a w ciepłych środowiskach praktycznie nie zachodził. W wielu sytuacjach ów fakt stanowił poważne utrudnienie dla bakterii; te dwa rodzaje metabolizmu wzajemnie sobie szkodziły. W Ciemności bardzo niewiele by zyskały, egzystując w pobliżu wulkanu sporadycznie wykazującego aktywność. Nigdy nie zauważono by tych prawidłowości, gdyby nie zajął się nimi Sherkaner. Zamienił uczelniane laboratorium biologiczne w zamarznięty staw, przez co został (czasowo) wyrzucony ze studiów. Osiągnął jednak swój cel; stworzył egzotermy.
Po siedmiu latach selektywnej hodowli w Departamencie Badań Materiałowych bakterie rozwinęły czysty, utleniający metabolizm. Kiedy więc Sherkaner wrzucił egzotermiczny szlam do śniegu powietrznego, w górze ukazał się obłoczek pary, a w śniegu gasnący blask płynnej kropli, która tonęła coraz głębiej w warstwie białego puchu. Po sekundzie (jeśli egzotermy w tej kropli miały szczęście) uważny obserwator mógł dostrzec blade światło wypływające spod śniegu, ogarniające powierzchnię zagrzebanych tam substancji organicznych.
Blask rozpalał się teraz mocniej po jego lewej stronie. Śnieg powietrzny zadrżał i zapadł się, a spod jego powierzchni wypłynęła smuga jakiejś pary. Sherkaner pociągnął za kabel łączący go z Unnerbym, prowadząc zespół w stronę gęstszego pokładu paliwa. Choć sam pomysł wydawał się bardzo nowatorski, wykorzystanie egzoterm stanowiło w istocie formę rozpalania ognia. Śnieg powietrzny leżał wszędzie, lecz substancje palne pozostawały ukryte. Tylko dzięki pracy trylionów Mniejszych Bakterii możliwe się stało odnalezienie i wykorzystanie paliwa. Początkowo nawet Departament Badań Materiałowych odnosił się do stworzenia tych bakterii z pewną bojaźnią. Podobnie jak glony na Zachodnich Brzegach te mikroskopijne istoty tworzyły w pewnym sensie społeczność. Poruszały się i rozmnażały równie szybko jak glony zamieszkujące Zachodnie Brzegi. A jeśli ta wyprawa zmieni oblicze ich świata? W rzeczywistości jednak bardzo szybki metabolizm był dla bakterii zabójczy. Underhill i jego towarzysze mieli co najwyżej piętnaście godzin na wykonanie swego zadania, tyle, ile mogły żyć najwytrwalsze z egzoterm.