— …Diem… za skałami… zgodnie z planem.
Zgodnie z planem ?
Trinli przejrzał odpowiednie ciągi danych, zobaczył wykresy pokazujące, jaką bronią dysponuje załoga Jimmy’ego oraz którym wejściem chce się dostać na pokład „Dalekiego skarbu”. Listy nazwisk… spiskowców.
Pham Trinli wymieniony był jako pośledni uczestnik. Kolejne listy. Tajnyszyfr Jimmy’ego Diema. Pierwsza wersja była niepełna; następne opisywały szczegółowo plany Jimmy’ego i pozostałych. Obserwowali ich poczynania wystarczająco dokładnie, by przejrzeć wszystkie sztuczki. Nie wyjawił im tego żaden zdrajca, po prostu zajęli się wszystkim z nieludzką precyzją.
Pham ściągnął sprzęt i podczołgał się trochę dalej. Potem wysunął głowę nad powierzchnię, kierując antenę na stromy dach Hammerfest. Jeśli jego sygnał odbije się pod odpowiednim kątem, powinien dotrzeć do „Dalekiego skarbu”.
— Jimmy, Jimmy! Słyszysz mnie? — Nadawał szyfrem Queng Ho, jeśli jednak nieprzyjaciel ich słyszał, bez trudu mógł zlokalizować obie strony połączenia-Jimmy Diem zawsze pragnął być tylko tak dobrym dowódca, by awansować i dorobić się przyzwoitego majątku. Mógłby ożenić się z Tsufe Do dokładnie wtedy, gdy zaczną czerpać zyski z podróży do OnOff. Oczywiście planował to wszystko przed przybyciem Emergentów i przed ich zasadzką.
A teraz? Teraz przewodził spiskowi, stawiał wszystko na jedną kartę, ryzykując życie swoje i swoich podwładnych. Cóż, przynajmniej wreszcie zaczęli działać…
W niecałe czterdzieści sekund przebiegli cztery tysiące metrów, cały obszar skał wystawiony na działanie słońca. Byłby to dobry wynik, nawet gdyby nie dodatkowe efekty Wybuchu, nawet gdyby nie byli owinięci w srebrną folię. Omal nie stracili Phama Patila. Szybki bieg w stanie nieważkości zależał od tego, czy biegacz wiedział, gdzie postawić kolejny krok, jak odbić się od podłoża, jak rozłożyć siły i przyspieszenie. Lecz badania skał, które wykonywali do tej pory, miały tylko służyć wyznaczeniu miejsc mocowania silników. Nie znaleźli żadnego pretekstu, który pozwoliłby im przygotować trasę biegu. Patii popełnił drobny błąd i zaczynał już niebezpiecznie oddalać się od powierzchni. Odleciałby na zawsze, gdyby Tsufe i Jimmy nie byli dobrze przypięci do gruntu. Kilka sekund dłużej, a bezpośrednie światło nowego słońca usmażyłoby ich mimo prowizorycznych osłon.
Ale udało się! Byli po drugiej stronie okrętów kosmicznych, tam gdzie nikt nie spodziewał się żadnych przybyszów. Kiedy wszyscy wpatrywali się w nowe słońce, oni przedostali się na upatrzone pozycje.
Przystanęli tuż przy miejscu cumowania „Dalekiego skarbu”. Okręt wznosił się nad nimi na długość sześciuset metrów, tak bliski, że widzieli jedynie część gardzieli i przednie zbiorniki. Dzięki starannemu rozpoznaniu wiedzieli, że jest najmniej zniszczony spośród wszystkich okrętów Queng Ho. W jego wnętrzu znajdował się sprzęt, a co ważniejsze, ludzie, którzy mogli przywrócić wolność.
Okręty ukryte były w cieniu, lecz chmura gazów sięgała już bardzo wysoko, a odbite od niej światło rozpraszało ciemności. Jimmy i jego towarzysze pozbyli się srebrnych osłon i skafandrów termicznych. Przemykali się coraz bliżej wejścia, ciągnąc za sobą narzędzia i prowizoryczną broń i starając się unikać blasku bijącego z nieba. Chyba nie będzie jeszczejaśniej? Lecz wyświetlacz czasu pokazywał, że od Wybuchu upłynęło zaledwie sto sekund. Największego natężenia światła mogli się spodziewać za kolejne sto sekund.
Wszyscy troje lecieli w górę lin cumowniczych. Wkradając się do tak wielkiego okrętu, nie musieli się przynajmniej martwić, że ich ruchy rozkołyszą kadłub. Wiedzieli, oczywiście, że na pokładzie „Dalekiego skarbu” będzie załoga Emergentów. Czy ci spodziewali się jednak gości w takiej chwili? Analizowali ten plan setki razy i uznali, że nie da się go już ulepszyć. Jeśli jednak zdołają przejąć statek, zyskają prawdziwą bazę, doskonały sprzęt, broń i pozostałych przy życiu obrońców Queng Ho. Być może wtedy uda im się zakończyć ten koszmar.
Światło przebijało się przez diamentową skałę! Jimmy zatrzymał się na moment, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. Asteroida miał w tym miejscu co najmniej trzysta metrów grubości. A jednak to nie wystarczało.
Rozszczepione na milionach drobnych płaszczyzn, odbite i osłabione światło OnOff mimo wszystko zdołało się przebić przez litą skałę. Pojawiło się w postaci blasku tęczy, tysięcy maleńkich dysków rozpalonych w załomach skały. I z każdą sekundą stawało się coraz silniejsze, odsłaniając wewnętrzną strukturę asteroidy, wszystkie szczeliny, pęknięcia i płaszczyzny, które ciągnęły się setki metrów w głąb diamentu. A światło nadal przybierało na sile.
No tak, możemy zapomnieć o osłonie ciemności. Nie namyślając się dłużej, ruszył ponownie w górę. Z ziemi właz wyglądał jak maleńka kropka na paszczy okrętu, lecz teraz stawał się coraz większy i większy, aż wreszcie urósł do naturalnych rozmiarów prosto nad jego głową. Jimmy nakazał gestem, by Do i Patii zajęli miejsce po przeciwnych stronach włazu.
Emergenci oczywiście przeprogramowali zamek, ale nie wymienili mechanizmu jak przy wejściu do pomieszczeń mieszkalnych. Tsufe zadbała wcześniej o to, by zamek zareagował na ich rękawice jak na właściwy klucz. Ilu strażników będą musieli pokonać? Poradzimy sobie z nimi. Wiem,że możemy tego dokonać. Wyciągnął rękę, by dotknąć zamka, i…
Ktoś próbował się z nim połączyć. Jimmy, Jimmy! Słyszysz mnie? — wołał ledwie słyszalny głos w jego uchu. Według wyświetlacza sygnał laserowy pochodził z dachu kwater Emergentów. Głos jednak należał do Phama Trinli.
Jimmy znieruchomiał. W najgorszym wypadku nieprzyjaciel bawił się z nim, w najlepszym — Pham Trinli domyślił się, że idą na pokład „Dalekiego skarbu” i teraz psuł wszystko gorzej, niż można było sobie wyobrazić. Zignoruj idiotę, a jeśli przeżyjesz, porządnie skop mu tyłek. Mgła przybrała bladofioletowy odcień, powoli przesuwała się w blasku OnOff. W próżni bardzo trudno jest zlokalizować źródło sygnału laserowego. Ale to nie była już próżnia. Jeśli Emergenci wiedzieli, gdzie szukać, prawdopodobnie mogli zobaczyć połączenie Trinlego.
Odpowiedź Jimmy’ego była milisekundowym sygnałem rzuconym w stronę drugiej strony promienia.
— Wyłącz się, idioto! Natychmiast!
— Wkrótce. Po pierwsze; oni wiedzą o planie. Rozpracowali wasz szyfr.
— Był to Trinli, a jednak jakiś inny. Poza tym nigdy nie mówili Trinlemu o zaszyfrowanej komunikacji. — To jest pułapka, Jimmy. Ale oni nie wiedzą wszystkiego. Wycofajcie się. Jeśli wejdziecie do „Dalekiego skarbu”, pogorszycie tylko sytuację.
Boże. Przez moment Jimmy nie mógł wydobyć z siebie głosu. Myśli o porażce i śmierci prześladowały go w każdym śnie od czasu zasadzki.
Podjęli ogromne ryzyko, by dotrzeć aż tutaj. Wiedział, że mogą zostać zdemaskowani. Nigdy jednak nie przypuszczał, że odbędzie się to w taki sposób. Niewykluczone, że stary głupiec naprawdę odkrył coś ważnego; a może tylko coś mu się uroiło. Wycofując się w tej chwili, ponieśliby klęskę. Zapóźno na odwrót.
Jimmy otworzył wreszcie usta.
— Powiedziałem, wyłącz się! — Odwrócił się ponownie do kadłuba okrętu, wystukał kod na zamku przy włazie. Minęła sekunda — właz się otworzył. Do i Patii wpłynęli do ciemnego wnętrza śluzy. Diem zatrzymał się jeszcze na sekundę, przymocował niewielkie urządzenie do kadłuba przy włazie i ruszył ich śladem.