Nawet pół dnia temu świadomość tego, co stało się z Trixią, budziłaby w nim niepohamowany gniew. Teraz gniew musiał ustąpić przed wstydem.
Ezr Vinh był współwinny temu, co stało się na „Dalekim skarbie”. Gdyby plan Jimmy’ego się powiódł, zginęliby wszyscy mieszkańcy Hammerfest.
Był głupi i wspierał głupich, nieobliczalnych ludzi — czy było to tak złe, jak wciąganie wspólnika w zdradliwą zasadzkę? Me, nie, nie! A jednak, ostatecznie, Jimmy zabił wielu spośród tych, którzy przeżyli zasadzkę. A jamuszę to naprawić. Muszę jakoś wytłumaczyć fiksację moim ludziom, bymogli ją zaakceptować, by misja zakończyła się powodzeniem.
Ezr zdławił szloch. Miał przekonać innych do czegoś, czego sam nie zaakceptowałby za żadną cenę. Nigdy w życiu nie wyobrażał sobie, że może być coś równie trudnego.
W oddali rozbłysnęło jakieś światełko. Zaszeleściły gałęzie. Ktoś wszedł do parku, zbliżał się do polany. Promień lampki oświetlił na moment twarz Vinha, potem zgasł.
— Aha. Wiedziałem, że cię tu znajdę. — To był Pham Trinli. Starzec pochwycił się gałęzi i usiadł na mchu obok Vinha.
— Weź się w garść, młody człowieku. Diem miał dobre zamiary. Pomagałem mu, jak mogłem, ale on był lekkomyślnym narwańcem. Nigdy nie przypuszczałem, że może być tak głupi. Zginęło wielu niewinnych ludzi.
Cóż, zdarza się.
Vinh odwrócił się w stronę Phama; jego twarz była niewyraźną, bladą plamą jaśniejącą w półmroku. Przez moment Ezr mało nie wybuchnął. Tak chętnie uderzyłby starca. Pohamował się jednak, cofnął głębiej w mrok i uspokoił oddech.
— Tak, zdarza się. — Może kiedyś i tobie przydarzy się coś paskudnego.
Z pewnością cały park był na podsłuchu.
— Odwaga, podoba mi się to. — W ciemności Vinh nie widział, czy jego rozmówca się uśmiecha, czy też wygłosił ten głupi komplement całkiem poważnie. Trinli przysunął się nieco bliżej i zniżył głos do szeptu.
— Nie przejmuj się tym tak bardzo. Czasami trzeba się poddać, żeby przetrwać. Myślę, że potrafię manipulować tym Nauem. To jego przemówienie… zauważyłeś? Po wszystkim, co zrobił Jimmy, Nau próbował załagodzić całą sprawę. Jestem pewien, że podkradł to przemówienie jakiejś naszej postaci historycznej.
Więc nawet w piekle są klauni. Pham Trinli, podstarzały wojak, któremu wydawało się, że konspiracja to szeptanie w centralnym parku kwater.
Trinli był tak straszliwie bezmyślny. Co gorsza, pojmował tak wiele rzeczy na opak…
Siedzieli przez jakiś czas w niemal absolutnej ciemności. Pham Trinli litościwie milczał. Głupota tego człowieka była niczym głaz wrzucony do jeziora rozpaczy Vinha. Poruszyła jego powierzchnię. Te idiotyzmy pozwoliły mu zająć się czymś innym prócz samego siebie. Przemówienie Nau… pojednawcze? W pewnym sensie. Nau był w tej sprawie stroną pokrzywdzoną. Ale obie strony zostały pokrzywdzone. Jedynym wyjściem była teraz współpraca. Próbował przypomnieć sobie słowa grupmistrza.
Hm… Niektóre frazy naprawdę zostały zapożyczone z przemówienia Phama Nuwena w Brisgo Gap. Brisgo Gap było jednym z najjaśniejszych punktów w historii Queng Ho, gdzie Kupcy uratowali rozwiniętą cywilizację i miliardy ludzkich istnień. Jeśli w ogóle można powiązać tak ogromne zjawisko z jednym punktem w czasie i przestrzeni, to Brisgo Gap było początkiem współczesnego Queng Ho. Podobieństwa z obecną sytuacją praktycznie nie… tyle że tam także współpracowali ze sobą ludzie z różnych stron, zjednoczyli się w obliczu straszliwej zdrady.
Przemówienie Phama Nuwena nadawane było w Ludzkiej Przestrzeni wiele razy w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Nic dziwnego, że znał je także Tomas Nau. Więc przemycił jakąś frazę tu i tam, szukał wspólnego tła… tyle że dla Tomasa Nau współpraca oznaczała akceptację fiksacji, tego, co zrobiono z Trixią Bonsol. Vinh uświadomił sobie, że jakaś część jego umysłu wyczuwała te podobieństwa, reagowała na nie. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo pasowały do tej sytuacji, jak sprytnie zostały wykorzystane. Wszystko zadziwiająco gładko łączyło się ze sobą, prowadziło do jednego celu, którym było przekonanie Ezra Vinha, że musi zaakceptować… fiksację.
Ostatnie dwa dni przepełnione były wstydem i poczuciem winy. Teraz Ezr zaczął się zastanawiać. Jimmy Diem nigdy nie był jego przyjacielem.
Był od niego kilka lat starszy, a odkąd się poznali, Jimmy zawsze nim dowodził, uczył go dyscypliny i odpowiedzialności. Ezr próbował teraz myśleć o nim jako o zwykłym człowieku, nie tylko dowódcy. Ezr sam nie był kimś wyjątkowym, dorastał jednak w samym centrum Vinh.23. Wśród ciotek, wujków i kuzynów znajdowało się wielu najbogatszych i najbardziej wpływowych Kupców w tej części Ludzkiej Przestrzeni. Ezr słuchał ich i bawił się z nimi od wczesnego dzieciństwa… a Jimmy Diem po prostu do nich nie pasował. Jimmy ciężko pracował, lecz nie miał dość wyobraźni. Na szczęście miał skromne marzenia, bo choć starał się z całych sił, nie potrafił dowodzić niczym bardziej złożonym niż pojedyncza załoga. Hm, nigdy niemyślałem o nim w ten sposób. Była to smutna niespodzianka, która zdjęła nagle z Jimmy’ego nimb niedostępności, uczyniła zeń kogoś, kto mógłby być przyjacielem.
Ezr zrozumiał jednocześnie, jak trudne musiało być dla Jimmy’ego szantażowanie Naua, zmuszanie go do pertraktacji. Nie miał talentu do takich rzeczy i w końcu się przeliczył. Jedyne, czego naprawdę pragnął Jimmy, to ożenić się z Tsufe Do i awansować na zarządcę. To nie ma sensu. Vinh uświadomił sobie nagle, że siedzi w całkowitej ciemności, usłyszał motyle śpiące na drzewach. Wilgoć mchu przenikała przez jego koszulę i spodnie.
Próbował przypomnieć sobie dokładnie, co słyszał z głośników w audytorium. To był głos Jimmy’ego, bez wątpienia. Ten sam akcent nese z rodziny Diem. Lecz ton, dobór słów, które były tak butne, tak aroganckie, tak… niemal radosne. Jimmy Diem nigdy nie potrafił udawać entuzjazmu. I Jimmy Diem nigdy też nie czułby takiego entuzjazmu.
A to prowadziło tylko do jednego wniosku. Podrobienie głosu Jimmy’ego i jego akcentu było trudne, ale jakoś im się udało. Co jeszcze było kłamstwem? Jimmy nikogo nie zabił. Starsi Queng Ho zostali zamordowani, nim Jimmy, Tsufe i Pham Patii znaleźli się na pokładzie „Dalekiego skarbu”. Tomas Nau popełnił niewyobrażalną zbrodnię, by ustawić się w dogodnej pozycji, wykazać swoją wyższość moralną. Wytłumacz fiksacjęswoim ludziom tak, by ją zaakceptowali, by nasza misja zakończyła siępowodzeniem.
Vinh podniósł wzrok ku niebu. Tu i tam pomiędzy gałęziami prześwitywały gwiazdy, sztuczne gwiazdozbiory odległe o dziesiątki lat świetlnych. Słyszał, jak Pham Trinli zmienia pozycję. Starzec poklepał go po ramieniu i wzniósł się nad ziemię.
— Dobrze, widzę, że już się trochę uspokoiłeś. Pamiętaj, musisz się poddać, żeby przetrwać. Nau jest miękki, poradzimy sobie z nim.
Ezr drżał na całym ciele, ryk wściekłości podchodził mu do gardła.
Powstrzymał go w porę, zamienił w cichy szloch, nadał złości pozory zmęczenia i rezygnacji.
— T-tak. Musimy jakoś przetrwać.
— Dobry chłopak. — Trinli znów poklepał go po ramieniu i odwrócił się, by ruszyć do wyjścia. Ezr pamiętał, co Ritser Brughel mówił o zachowaniu Trinlego po Wybuchu. Starzec był odporny na moralne manipulacje Tomasa Nau. Ale to nie miało znaczenia, bo Trinli był także tchórzem, który oszukiwał samego siebie. Musisz się poddać, by przetrwać.