Выбрать главу

— Tak, na pewno dałoby się też uprościć transport powietrzny — bocałe powietrze będzie leżało zamarznięte na ziemi. Lecz ten sarkazm nawet jemu samemu wydał się nieprzekonujący. Tak, przy odpowiednim źródleenergii moglibyśmy tego dokonać.

Ta zmiana podejścia musiała się jakoś odbić na zachowaniu Unnerby’ego. Underhill uśmiechnął się radośnie.

— Więc rozumiesz! Za pięćdziesiąt lat będziemy spoglądać wstecz na te czasy i zastanawiać się, dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej. Ciemność jest w istocie łagodniejsza od wielu innych faz.

— Tak. — Wzdrygnął się. Niektórzy nazywaliby to świętokradztwem, ale… — Tak, to byłoby coś cudownego. Nie przekonałeś mnie tylko, że można to zrobić.

— Nawet jeśli można, będzie to bardzo trudne — powiedziała Smith.

— Zostało nam trzydzieści lat do następnej Ciemności. Mamy kilku fizyków, którzy uważają, że — w teorii — da się wykorzystać energię atomową.

Ale na Boga Głębi, dopiero w 58//10 w ogóle dowiedzieli się o istnieniu atomu! Udało mi się przekonać do tego projektu Dowództwo Lądowe, ale jestem pewna, że jeśli przy takich nakładach sprawa skończy się fiaskiem, moja kariera dobiegnie końca. Mimo to — przepraszam cię, Sherkaner — mam nadzieję, że tak się właśnie stanie.

Zabawne, że akurat w tej kwestii popiera tradycyjny punkt widzenia.

— To będzie jak odkrycie nowego świata! — krzyknął Sherkaner.

— Nie! To będzie rekolonizacja obecnego świata. Sherk, zastanówmy się nad najbardziej optymistycznym scenariuszem, który my, ograniczeni wojskowi, twoim zdaniem zawsze ignorujemy. Powiedzmy, że naukowcom uda się wszystko opracować. Powiedzmy, że za dziesięć lat albo najpóźniej do 60//20 zaczniemy budować elektrownie dla twoich hipotetycznych miast w Ciemności. Nawet jeśli reszta świata sama nie odkryje do tej pory energii atomowej, tego rodzaju budowy nie da się zachować w tajemnicy. Więc nawet jeśli nie będzie żadnego powodu do wojny, rozpocznie się wyścig zbrojeń. A to będzie znacznie gorsze niż Wielka Wojna.

— No tak. Ci, którzy pierwsi skolonizują Ciemność, zyskają też panowanie nad światem — wtrącił Unnerby.

— Otóż to — przytaknęła Smith. — Nie jestem pewna, czy Korona poszanowałaby w takiej sytuacji cudzą własność. Ale wiem, że ludzkość obudziłaby się w niewoli albo nie obudziła wcale, jeśli Ciemność zostałaby podbita przez Kindred czy im podobnych.

Właśnie tego rodzaju koszmarne scenariusze skłoniły Unnerby’ego do opuszczenia armii.

— Mam nadzieję, że nie zabrzmi to nielojalnie, ale czy rozważaliście rezygnację z tego pomysłu? — Machnął ręką na Underhilla. — Moglibyście pomyśleć o innych rzeczach, prawda?

— Nie rozumujesz już jak żołnierz, prawda? Ale owszem, zastanawiałam się, czy nie wstrzymać tych badań. Być może — jeśli nasz drogi Sherkaner będzie trzymał buzię na kłódkę — to wystarczy. Jeśli ktoś nie zabierze się do tego w najbliższym czasie, to na pewno nie zdąży podbić następnej Ciemności. A może musi minąć jeszcze wiele pokoleń, nim przełożymy tę teorię na praktykę — tak przynajmniej uważają niektórzy fizycy.

— A ja wam powiem, że inni wkrótce również się tym zajmą — upierał się Sherkaner. — Nawet jeśli teraz zatuszujemy sprawę, za piętnaście czy dwadzieścia lat energia atomowa stanie się dla wielu priorytetem. Tyle że będzie już za późno na budowę elektrowni czy podziemnych miast.

Będzie już za późno na podbój Ciemności. Energia atomowa będzie stosowana wyłącznie w uzbrojeniu. Mówiłeś o radzie, Hrunkner. Pomyśl tylko, co większe ilości takiej substancji mogłyby zdziałać jako gaz bojowy.

A to tylko najbardziej oczywista kwestia. Wychodzi więc na to, że cokolwiek zrobimy, cywilizacja będzie zagrożona. Ale jeśli zajmiemy się tym już teraz, zyskamy być może cudowną rzecz, cywilizację, która przetrwa Ciemność. Smith skinęła posępnie głową; Unnerby miał wrażanie, że przysłuchuje się wielokrotnie powtarzanej dyskusji. Victory Smith poparła pomysł Underhilla — i sprzedała go Dowództwu Lądowemu. Następne trzydzieści lat mogło być jeszcze bardziej ekscytujące, niż Hrunkner Unnerby przypuszczał.

Późnym popołudniem dotarli do górskiej osady, pokonawszy w ciągu ostatnich trzech godzin zaledwie dwadzieścia mil. Pogoda poprawiła się na jakieś dwie mile przed miasteczkiem.

Po pięciu latach Nowego Słońca Otchłań Nocy była już niemal całkiem odbudowana. Kamienne fundamenty przetrwały wysokie temperatury i powodzie. Jak po każdej Ciemności od wielu, wielu pokoleń, mieszkańcy miasteczka wykorzystywali opancerzone pnie pierwszych drzew do budowy parterowych pomieszczeń gospodarczych i szkół. Być może do roku 60//10 będą mieli lepsze materiały i dobudują pierwsze, a w kościele drugie piętro.

Na razie wszystko było niskie i zielone; krótkie, stożkowate bale przypominały trochę ogromne łuski.

Underhill upierał się, by ominęli stację naftową przy głównej drodze.

— Znam lepsze miejsce — powiedział i skierował Smith na starą, rzadziej używaną drogę.

Odsunęli okna. Deszcz ustał. Owiewał ich suchy, niemal zimny wiatr.

Na zachmurzonym niebie pojawiła się wąska szczelina i przez chwilę mogli oglądać blask słońca odbity od chmur. Nie była to już jednak paląca biel sprzed kilku godzin. Słońce musiało chylić się ku zachodowi. Skłębione chmury płonęły czerwienią, żółcią i kratką alfa, za nimi zaś otwierał się błękit i ultramaryna czystego nieba. Jasność okryła ulice, budynki i wzgórza. Bóg surrealista.

Oczywiście na końcu żwirowej drogi znajdowała się niska szopa i prosta stacja naftowa.

— To jest to lepsze miejsce, Sherk? — spytał Unnerby.

— Cóż… na pewno bardziej interesujące. — Underhill otworzył drzwi i zeskoczył ze swojej grzędy. — Sprawdzimy, czy ten kober mnie pamięta. — Przespacerował się wokół samochodu, by rozprostować zesztywniałe nogi.

Po długiej podróży drżenie kończyn dokuczało mu bardziej niż zwykle.

Smith i Unnerby także wyszli z auta, a po chwili z szopy wynurzył się właściciel, tęgi mężczyzna z koszem na narzędzia i dwójką małych dzieci.

— Do pełna, staruszku? — spytał.

Underhill uśmiechnął się do niego, niezrażony wcale błędną oceną jego wieku.

— Jasne. — Podszedł za właścicielem do pompy. Niebo było jeszcze jaśniejsze niż przed chwilą, przetykane czerwienią i błękitem. — Pamięta mnie pan, prawda? Przejeżdżałem tędy w wielkim, czerwonym relmeitchu, tuż przed Ciemnością. Był pan wtedy kowalem.

Właściciel zatrzymał się, przyjrzał uważnie Underhillowi.

— Pamiętam relmeitcha. — Dwoje pięciolatków przepychało się do przodu, zerkając z ciekawością na dziwnego gościa.

— Zabawne, jak wszystko się zmienia, prawda?

Właściciel nie wiedział, do czego pije Underhill, ale już po chwili obaj gawędzili jak starzy znajomi. Tak, właściciel lubił samochody, z pewnością był to przemysł przyszłości, a on nie zamierzał już wracać do kowalstwa. Sherkaner chwalił go za jakąś pracę, którą ten wykonał dla niego dawno temu, żałował też, że przy głównej drodze pojawiła się nowa stacja. Był pewien, że nie wykonują tam prac naprawczych tak dobrze jak tutaj, i zastanawiał się wraz z byłym kowalem, jak wygląda obecnie reklama uliczna w Princeton. Ochrona Smith zatrzymała się na otwartej przestrzeni przy drodze, ale właściciel nawet tego nie zauważył. Underhill miał ogromny talent do zjednywania sobie ludzi, potrafił zarażać swym zapałem wszystkich, którzy chcieli go słuchać.