Ostatnie zdanie przebiło się jakoś przez barierę języka, brzmiało jednak podejrzanie podobnie do tego, co powiedział stajenny, kiedy chciał zabić konia.
— Nie! Nie wsadzicie mnie do trumny.
Tym razem Sura Vinh także go zrozumiała.
Jeden z poruczników powiedział coś szybko do Vinh. Zapewne coś w rodzaju: „To, czego on chce, nie ma żadnego znaczenia”.
Pham przygotował się wewnętrznie do walki, choć wiedział, że skazany jest na porażkę. Sura jednak patrzyła nań przez chwilę, a potem wyprosiła wszystkich z biura. Obydwoje rozmawiali przez kilka Ksekund we wspólnym języku. Pham znał intrygi i strategie dworskie wystarczająco dobrze by zrozumieć, że żadna z nich nie miała tu zastosowania. Nim skończyli, chłopiec zanosił się płaczem, a Sura trzymała ręce na jego ramionach i próbowała go pocieszyć.
— To będą dziesiątki lat — mówiła. — Rozumiesz to?
— …ttak…
— Przybędziesz na miejsce jako starzec, jeśli nie pozwolisz nam się uśpić. — Znów użyła niewłaściwego słowa.
— Nie, nie, nie! Wolałbym raczej umrzeć. — Żadne zdroworozsądkowe argumenty nie przemawiały do Phama Nuwena.
Sura milczała przez chwilę. Wiele lat później powiedziała Phamowi, jak to spotkanie wyglądało z jej strony.
— Tak, mogłam wsadzić cię siłą do kapsuły. Byłoby to roztropne i etyczne — i oszczędziłoby mi mnóstwa kłopotów. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego komisja floty Denga kazała mi cię przyjąć; wściekli się na mnie, ale wtedy naprawdę przesadzili.
Więc byłeś tam ze mną, mały chłopiec sprzedany przez własnego ojca.
Nie chciałam traktować cię tak jak on i komisja. Poza tym gdybyś spędził całą podróż w uśpieniu, po przylocie na Namqem nadal byłbyś zerem, bezradnym zwierzakiem w świecie rozwiniętej technologii. Więc dlaczego właściwie nie pozostawić cię aktywnym i nauczyć podstaw? Pomyślałam, że za jakiś czas sam się przekonasz, jak długie wydają się lata w podróży, i że wtedy hibernacja nie będzie już wydawała ci się taka okropna.
Nie było to jednak proste. Należało przeprogramować systemy bezpieczeństwa okrętu, przystosować je do obecności nieodpowiedzialnej jednostki. Nie mogli sobie pozwolić na wachty przejściowe, zupełnie pozbawione aktywnych członków załogi. W końcu jednak dokonano koniecznych zmian, a kilku Queng Ho zgodziło się przedłużyć swe wachty.
„Repryza” osiągnęła prędkość podróżną, trzy dziesiąte prędkości światła, i płynęła nieustannie przez czarną otchłań.
A Pham Nuwen miał mnóstwo czasu dla siebie. Kilku członków załogi.
— Sura, przez pierwsze wachty — próbowało go uczyć. Początkowo Pham był bardzo oporny… ale czas spędzony w bezczynności coraz bardziej mu się dłużył. Nauczył się mówić językiem Sury. Dowiedział się, czym jest Queng Ho.
— Handlujemy między gwiazdami — powiedziała Sura. Siedzieli razem na mostku „Repryzy”. Okna pokazywały symboliczną mapę układów pięciu gwiazd, w którym krążyli Queng Ho.
— Więc Queng Ho to imperium — orzekł chłopiec, patrząc na gwiazdy i próbując wyobrazić sobie, jak wygląda ten obszar w porównaniu z królestwem jego ojca.
Sura się roześmiała.
— Nie, nie jesteśmy imperium. Żaden rząd nie mógłby utrzymać się na obszarze tylu lat świetlnych. Większość rządów nie trwa też dłużej niż kilkaset lat. Polityka może się zmieniać, ale handel jest wieczny.
Mały Pham Nuwen zmarszczył brwi. Nawet teraz niektóre wypowiedzi Sury wydawały mu się nonsensowne.
— Nie. To musi być imperium.
Sura nie spierała się dłużej. Kilka dni później zeszła ze służby, martwa w jednej z tych dziwnych, zimnych trumien. Pham niemal błagał ją, by się nie zabijała, a później przez kilka Msekund opłakiwał jej stratę. Otaczali go teraz obcy ludzie, kolejne dni upływały mu w samotności. W końcu nauczył się czytać nese.
A dwa lata później Sura zmartwychwstała. Chłopiec nadal nie chciał schodzić ze służby, chętnie jednak przyjmował wszystko, czego chcieli go uczyć. Wiedział, że Queng Ho dysponują władzą niedostępną dla lordów z Canberry i że on także może ją kiedyś posiąść. W dwa lata nadrobił to, czego dziecko w normalnej cywilizacji uczy się przez pięć. Doskonale dawał sobie radę z matematyką; umiał korzystać z interfejsów programowych Queng Ho pierwszego i drugiego stopnia.
Sura wyglądała niemal tak samo jak wtedy, gdy kładła się do trumny, choć w pewien sposób wydawała się nawet młodsza. Któregoś dnia zauważył, że Sura dziwnie mu się przypatruje.
— O co chodzi? — spytał.
Sura uśmiechnęła się szeroko.
— Nigdy nie widziałam dziecka w takim długim locie. Ile masz teraz lat, piętnaście? Bret mówił mi, że sporo się nauczyłeś.
— Tak, chcę zostać Queng Ho.
— Hm… — Znów się uśmiechnęła, nie był to jednak ten protekcjonalny, pełen współczucia uśmiech, który Pham pamiętał sprzed lat. Była naprawdę zadowolona i poważnie traktowała jego deklarację. — Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
— Mam bardzo dużo czasu na naukę.
Sura Vinh pozostała na wachcie przez cztery lata. Bret Trinli towarzyszył jej przez pierwsze z tych lat, przedłużając swoją wachtę. We troje zwiedzili wszystkie dostępne metry sześcienne przestrzeni w „Repryzie”; ambulatorium, salę hibernacyjną, pokład sterowniczy, zbiorniki z paliwem.
„Repryza” spaliła około dwóch milionów ton wodoru, by osiągnąć prędkość podróżną. W rezultacie okręt był teraz ogromną, niemal całkiem pustą skorupą.
— Bez porządnego remontu po przylocie ten statek nigdy już nie poleci w kosmos.
— Moglibyście napełnić zbiorniki, wykorzystując gazowe olbrzymy.
Nawet ja poradziłbym sobie z odpowiednimi programami.
— Tak, i to właśnie zrobiliśmy na Canberze. Ale bez przeglądu nie zalecimy daleko, i nie będziemy mogli się nigdzie ruszyć, kiedy dotrzemy już na miejsce. — Sura umilkła na moment i zaklęła pod nosem. — Cholerni głupcy. Dlaczego oni tam zostali? — Sura pogardzała Queng Ho, którzy zdecydowali się zostać na Canberze, i jednocześnie czuła się winna, że ich opuściła.
Bret Trinli przerwał milczenie.
— Nie masz ich co żałować. Sporo ryzykują, ale jeśli wygrają, będą mieli Klientów, których wszyscy się tam spodziewaliśmy.
— Wiem. A my przylecimy na Namqem z pustymi rękami. Na pewno stracę „Repryzę”. — Wzdrygnęła się, odsuwając od siebie troski, które ciągle nie dawały jej spokoju. — Dobrze, a my w tym czasie stworzymy jeszcze jednego pełnowartościowego członka załogi. — Sura odwróciła się do Phama z marsową miną. — Jakiego specjalisty potrzebujemy najbardziej, Bret?
Trinli przewrócił oczami.
— Chcesz powiedzieć, jaki specjalista przyniesie nam największy zysk? To oczywiste; programista archeolog.
Powstawało pytanie, czy takie dzikie dziecko jak Pham Nuwen może kiedykolwiek naprawdę zostać specjalistą. Do tej pory chłopiec potrafił już używać prawie wszystkich standardowych interfejsów. Nawet myślał o sobie jako o programiście i potencjalnym kapitanie okrętu. Korzystając ze standardowych interfejsów, można było sterować „Repryzą”, wchodzić na orbitę planetarną, kontrolować kapsuły hibernacyjne…
— A jeśli wydarzy się coś nieprzewidzianego, będziesz martwy, martwy, martwy — zakończyła Sura wyliczankę Phama. — Chłopcze, musisz nauczyć się jednej rzeczy. To sprawa, której często nie rozumieją także dzieci wychowane w normalnych warunkach. Od początku cywilizacji mamy komputery i oprogramowanie, mieliśmy je nawet jeszcze przed lotami kosmicznymi. Ale ich możliwości są ograniczone; nie potrafią znaleźć wyjścia z jakiejś nieprzewidzianej sytuacji, nie potrafią zrobić niczego kreatywnego.