Выбрать главу

– Muszę już lecieć – rzuciłam i postawiłam torbę na ziemi.

Henry zajrzał do środka.

– Śmieci?

Kiedy wchodziłam do mieszkania, taszczył już torbę w stronę kuchennych drzwi, kiwając ze współczuciem głową, gdy Rosie rozwodziła się płaczliwie nad swoim strasznym położeniem.

Rzuciłam torbę na taboret w kuchni i zamknęłam wszystkie okna. Zapaliłam też lampy, by w mieszkaniu było przyjaźnie jasno, gdy wrócę. Na górze włożyłam czysty biały sweter z dekoltem w szpic, który nosiłam do dżinsów. Zarzuciłam szarą tweedową marynarkę, zamieniłam adidasy na czarne skórzane buty i przejrzałam się w lustrze w łazience. Efekt był łatwy do przewidzenia: tweedowa marynarka i dżinsy. Może być, pomyślałam.

Paloma Lane to zacieniona dwupasmowa ulica biegnąca pomiędzy autostradą 101 i Oceanem Spokojnym. Nieregularny pas lądu dzieli z linią kolejową Southern Pacific. Mimo że pociągi towarowe i pasażerskie przejeżdżają tędy z hukiem dwa razy dziennie, wiele domów przy Paloma Lane osiąga cenę około miliona dolarów, której dokładna wysokość uzależniona jest od wielkości skrawka plaży rozciągającego się przed posiadłością. Budowane tutaj domy różnią się stylem. Można tu znaleźć rezydencje naśladujące modę rodem z Cape Cod, nawiązujące do tradycji Tudorów, podróbki posiadłości znad Morza Śródziemnego i współczesne cuda architektury. Wszystkie stoją oczywiście jak najdalej od torów i tak blisko plaży, jak tylko pozwalają na to przepisy. Posiadłość Crystal Purcell była jedną z niewielu nie mających elektronicznie otwieranej bramy. Na domu z lewej strony wywieszono dyskretną tablicę z napisem „Na sprzedaż”, uzupełnioną o dodatkową informację: CENA OBNIŻONA.

Dom Crystal stał na dość wąskiej działce. Drewniana trzypiętrowa konstrukcja z dużą ilością szkła miała może dwanaście metrów szerokości, a każde piętro zaprojektowano tak starannie, że z okien nie było widać sąsiednich posesji. Po lewej stronie na podjeździe stał srebrny kabriolet marki Audi i nowe białe volvo z rejestracją dumnie głoszącą: CRYSTAL. Miejsce na tyłach domu było wolne, prawdopodobnie zajmował je zwykle mercedes Dowa Purcella. Po prawej stronie znajdowało się dość miejsca na trzy dodatkowe samochody i właśnie tam postanowiłam zaparkować mojego lekko zdezelowanego volkswagena rocznik 1974.

Tylna fasada domu była surowa w formie i tworzyła ją pozbawiona okien ściana z lekko naruszonego przez czas i pogodę drewna. Po obu stronach drzwi wejściowych w ogromnych czarnych donicach posadzono wysokie na jakieś dziewięć metrów palmy. Przeszłam przez wysypany żwirem podjazd i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi kobieta z szerokim kieliszkiem do martini w ręku.

– Kinsey, prawda? – powiedziała. – Jestem Anica Blackburn. Wszyscy nazywają mnie Nica. Wejdź, proszę. Crystal właśnie skończyła biegać. Zaraz zejdzie. Obiecałam jej, że wpuszczę cię do domu, zanim pójdę do siebie.

Ciemnokasztanowe włosy miała zaczesane do tyłu. Były lekko wilgotne, jakby dopiero co wyszła spod prysznica. Jej skóra pachniała wilgocią i francuskim mydłem. Anica była szczupła i trzymała się bardzo prosto w czarnej jedwabnej koszuli i starannie wyprasowanych dżinsach. Stojąc boso, prezentowała w całej okazałości szczupłe, eleganckie stopy.

Weszłam do holu, który przechodził w salon zajmujący całą szerokość domu. Wysokie okna wychodziły na drewniany taras, gdzie stały podniszczone, wyblakłe od słońca leżaki. Podłogi ułożono z jasnego drewna. Pokrywały je jasne sizalowe chodniki, dobrze chłonące wnoszony z plaży piasek. Cała reszta, począwszy od ścian po przykryte płóciennymi pokrowcami meble, była nieskazitelnie biała.

Za tarasem rozciągał się pas zaniedbanego trawnika szerokiego na pięć metrów. Migocący w świetle późnego popołudnia ocean był zimny i bezlitosny. Perłowoszara woda ciemniała na horyzoncie, gdzie w połączeniu z ciemną warstwą chmur tworzyła posępną masę. Fale rozbijały się monotonnie o piaszczysty brzeg, wahając przez chwilę i odpoczywając, by wrócić po chwili w ramiona oceanu. Gdzieś na górze usłyszałam nagle podniesione gniewnie głosy.

– ZAMKNIJ SIĘ! To gówno! Jesteś zwykłą dziwką! NIENAWIDZĘ CIĘ!…

Odpowiedź była cicha i zdecydowana, lecz najwyraźniej nie osiągnęła zamierzonego efektu.

Reakcją było rzucone piskliwym głosem przekleństwo. Trzasnęły drzwi. Po chwili zamknięto je jeszcze raz z taką furią, że aż zadrżały szyby w oknach.

Spojrzałam na Nicę, która z zakłopotaniem na twarzy patrzyła w sufit.

– Leila wróciła do domu na weekend. To córka Crystal, czternastolatka. To dopiero pierwsze starcie. Wierz mi, że z czasem będzie ich coraz więcej, i to ostrzejszych. W niedzielę dojdzie już do otwartej wojny, ale wtedy Leila będzie musiała wracać do szkoły. W następny weekend zaczną od nowa. – Gestem zaprosiła mnie do środka, po czym usiadła na kanapie.

– Jest w szkole z internatem? – spytałam.

– W Fitch Academy w Malibu. Pracuję tam jako pedagog i zapewniam transport. Nie wchodzi to oczywiście w zakres moich obowiązków. Mieszkam po prostu dwa domy dalej. – Brwi Niki rysowały się łukowato nad ciemnymi oczami, wysokie kości policzkowe pokrywała siateczka piegów, a blade szerokie usta odkrywały w uśmiechu rząd nieskazitelnie białych, równych zębów. – Ten spór dotyczy wizyty Leili u ojca. Cztery miesiące temu miała bzika na jego punkcie. Jeśli nie mogła z nim spędzić weekendu, terroryzowała otoczenie napadami wściekłości, od których trząsł się cały dom. Teraz coś się popsuło i za nic nie chce do niego jechać. Dotąd udało jej się wychodzić z tych potyczek zwycięsko. Jednak kiedy zaczyna trzaskać drzwiami, traci punkty, dając Crystal przewagę taktyczną.

– Niezły orzech do zgryzienia.

– Jasne. Dziewczynki w jej wieku mają skłonność do melodramatu, a Leila jest w tej materii szczególnie utalentowana. To jedna z naszych najzdolniejszych uczennic, ale niezły z niej numer. Zresztą wszystkie takie są, może z wyjątkiem tych przemądrzalskich. Nigdy nie wiadomo, co takim pannicom strzeli do głowy. Osobiście wolę to, co prezentuje Leila, choć na dłuższą metę może być męczące.

– Fitch jest szkołą tylko dla dziewcząt?

– Dzięki Bogu. Nie wyobrażam sobie, co by się działo, gdybyśmy mieli jeszcze do czynienia z chłopcami w tym wieku. Zrobić ci drinka?

– Nie, dziękuję.

Wypiła do końca swoje martini, pochyliła się i z lekkim stuknięciem postawiła kieliszek na drewnianym stoliku do kawy.

– Rozumiem, że przyjechałaś tu w sprawie Dowana.

– Tak, i przykro mi, że się narzucam. Crystal na pewno wiele ostatnio przeszła.

– W istocie.

– Jak sobie daje radę?

– Całkiem nieźle. Oczywiście żyje w ciągłym napięciu. Dni ciągną się bez końca i niektóre są gorsze od innych. Stale czeka na dzwonek telefonu, wygląda jego samochodu. Pojawia się mnóstwo fałszywych pogłosek, ale trzeba przyjąć do wiadomości fakt, że wszelki ślad po nim zaginął.

– Jestem pewna, że trudno jej to wytrzymać.

– Strasznie ją to przybiło. Gdyby nie Griff, nie wiem, jak udałoby się jej pozostać przy zdrowych zmysłach.

– Gdzie była tamtego wieczoru, tutaj czy w Horton Ravine?

Nica wskazała palcem podłogę.

– Zwykle spędzają weekendy tutaj. Crystal jest zodiakalną Rybą i kocha wodę. Ten dom jest bardziej w jej stylu niż ta pretensjonalna kupa śmieci, którą Fiona zbudowała w mieście. Byłaś tam?

– Jeszcze nie.

– Bez urazy – powiedziała łagodnie. – Wiem, że Fiona jest twoją klientką. – Żal mi cię, zawisło niewypowiedziane w powietrzu.

– A ty? Kiedy się dowiedziałaś o zaginięciu Dowa?

– Wiedziałam, że coś jest nie tak już tego pierwszego wieczoru. Jak zwykle przywiozłam Leilę z Malibu. Wróciłyśmy około piątej i pojechała zaraz do ojca. Lloyd jest tak naprawdę jej ojczymem, ale wychowywał ją od dziecka. Kiedy zjawiłyśmy się w domu, Crystal rozmawiała już z Dowem. Powiedział, że nie zdąży na kolację, więc byliśmy tylko we trójkę: Crystal, Rand i ja.