Выбрать главу

– Jak długo się znacie?

– Nie tak długo. Poznałyśmy się zeszłej wiosny. Widywałam ją na plaży, a potem spotkałam w szkole na jednym z tych okropnych zebrań rodziców. Czy zaproponowała ci drinka?

– Tak. Pomyślałam, że na razie lepiej będzie z niego zrezygnować.

– Naprawdę? Dlaczego? – Wyjęła z szuflady korkociąg i zaczęła otwierać butelkę. Potem podeszła do szafki i wyjęła kieliszek.

– Nie wiem. Jakoś nie miałam przekonania. Pamiętaj, że jestem tutaj niejako służbowo.

Lekko zmieszana wyjęła drugi kieliszek i podniosła go do góry.

– Jesteś pewna? To przecież nic złego. Możemy usiąść na tarasie i przy winie oglądać zachód słońca.

– Właściwie czemu nie? Przekonałaś mnie.

– Świetnie. Nie znoszę pić sama. – Podała mi kieliszki i butelkę. – Weź to, proszę, a ja zrobię coś do przegryzienia. Nie upijemy się… a przynajmniej nie aż tak bardzo.

Ujęłam kieliszki za nóżki jedną ręką, a butelkę białego wina wsunęłam pod pachę. Przeszłam przez ogromny pokój i łokciem otworzyłam prowadzące na taras drzwi. Ustawiłam butelkę i kieliszki na drewnianym stoliku stojącym między dwoma leżakami. Wiejący znad oceanu wiatr niósł ze sobą wilgoć i cierpką woń przywołującą na myśl sos ostrygowy. Wzięłam głęboki oddech i poczułam osiadającą w gardle sól.

Dwie stojące przy domu palmy szumiały łagodnie, gdy wiatr ocierał ich liście o ściany. Podeszłam do krawędzi tarasu, podziwiając spienione fale. Plaża była opustoszała, a w oddali na platformach wiertniczych powoli zapalały się białe światełka lśniące niczym diamenty na ciemniejącym coraz szybciej tle. W powietrzu wyczuwało się nadciągającą burzę. Usiadłam na leżaku i skrzyżowałam ramiona na piersi dla ochrony przed chłodem. Powoli zapadał zmrok, a przez grubą warstwę ciemnych chmur nie przebijało żadne światło. Tylko daleko na horyzoncie widać było srebrne plamy, tam gdzie promienie późnego słońca odniosły krótkotrwałe zwycięstwo. W oddali usłyszałam cichy warkot samolotu lecącego wzdłuż wybrzeża. Oglądany przez otwarte drzwi duży pokój wyglądał ciepło i przytulnie. Byłam zadowolona, że mam na sobie sweter z długimi rękawami i tweedową marynarkę. Obrzuciłam przelotnym spojrzeniem butelkę chardonnay z elegancką czarno-srebrną naklejką. Wciąż widniała na niej cena – sześćdziesiąt pięć dolarów – czyli więcej, niż zapłaciłam w tym miesiącu za prąd i telefon.

Dwie ozdobne lampy zalśniły nagle światłem i Crystal, nadal bosa, wyszła z domu z tacą sera i krakersów, przybraną kiśćmi winogron i ćwiartkami jabłek. Włożyła gruby granatowy sweter, który opadał jej wdzięcznie do kolan. Drzwi zostawiła otwarte i spojrzała na mnie.

– Wyglądasz na zmarzniętą. Ja przywykłam już do oceanu, ale tobie na pewno jest straszliwie zimno. Może włączę grzejniki na zewnątrz? To potrwa tylko moment. Możesz w tym czasie nalać nam wina.

Spełniłam jej prośbę, a potem patrzyłam, jak pochyla się nad butlą z gazem z przymocowanym do niej grzejnikiem. Zadbane paznokcie u nóg i rąk Crystal pokrywał francuski lakier, z wyraźnie zarysowanymi na biało półksiężycami u ich podstawy i pod płytką. Efekt był nieskazitelny i podobnie jak fryzura sporo ją kosztował, a na dodatek manikiur musiał być co tydzień starannie poprawiany. Bez trudu można sobie wyobrazić Crystal siedzącą wygodnie w salonie piękności. Teraz przekręciła pokrętło palnika i elektryczną zapalarką zapaliła płomień. Po chwili lśniące czerwienią płomyczki pobielały. Zapaliła drugi palnik i odwróciła oba w ten sposób, by ciepło płynęło w naszą stronę.

– Lepiej?

– O wiele.

– Świetnie. Jeśli będziesz chciała włożyć coś cieplejszego, zaraz mi powiedz. Mam w szafie na dole cały zapas swetrów.

Popijałyśmy wino w milczeniu, a ja się zastanawiałam, kiedy i jak zacząć rozmowę.

– Jestem ci bardzo wdzięczna, że zgodziłaś się poświęcić mi trochę czasu.

Uśmiechnęła się blado.

– Sama rozważałam możliwość wynajęcia prywatnego detektywa, ale się bałam, że pomiesza trochę szyki policjantom. Mam do nich pełne zaufanie. W przeciwieństwie do Fiony.

– Chciała, żeby ktoś poświęcił się wyłącznie tej sprawie. Policja ma wiele innych, które wymagają natychmiastowego zbadania. – Urwałam na chwilę. – Pamiętaj, proszę, że wszystko, co powiesz, pozostanie między nami. Jeśli masz jakieś ważne informacje, przekażę je Fionie, ale nic poza tym. Możesz być więc ze mną zupełnie szczera.

– Dziękuję. Trochę się nad tym zastanawiałam.

– Rozumiem, że nie przepadacie za sobą.

– Delikatnie to ujęłaś. Fiona zrobiła wszystko, żeby uczynić z mojego życia piekło. – W pociągłej, ostro zarysowanej twarzy Crystal zwracały uwagę szare oczy o jasnych brwiach i gęstych czarnych rzęsach. Tusz był zresztą jedynym upiększającym kosmetykiem, jaki stosowała. Widać jednak było, że kształt jej oczu został fachowo poprawiony, nos prawdopodobnie też. Szczerze mówiąc, cały wygląd Crystal świadczył o ciężkiej i skutecznej pracy zespołu chirurgów plastycznych, którzy kawałek po kawałku poprawiali jej imponującą urodę. Teraz uśmiechnęła się przelotnie.

– Posłuchaj – powiedziała. – Wiem, że nie szczędzi wysiłków, by przedstawić siebie jako osobę pokrzywdzoną i zdradzoną. Prawda wygląda jednak tak, że nigdy nic Dowanowi nie dała. Stale tylko brała i brała. W końcu nic mu już nie zostało. Biedny Dow. Kiedy pomyślę, jak ciężko pracował, o wszystkich ofiarach, jakie ponosił dla rodziny… I co dostał w zamian? Przez wszystkie te lata trzy kobiety stale wyciągały ręce i domagały się coraz więcej. A już na pewno Fiona. Nieustannie wpadała na jakieś zwariowane pomysły. Jednym z nich była jej obecna firma. Dekoracja wnętrz? Kogóż ona próbuje oszukać? To matrona z Horton Ravine, która wydaje cudze pieniądze i nagle zaczyna mówić o swoim talencie i wielkich wizjach. A ma przecież tylko jedną klientkę… jakąś swoją przyjaciółkę imieniem Dana…

– Jest żoną jednego ze wspólników Dowa?

– Tak, Joela Glaziera. Znasz go?

– Nie znam. Znam Dane, a może raczej znałam ją, gdy była jeszcze żoną kogoś innego. – Nie jest chyba zbyt inteligentna. Fiona oskubuje ją niezwykle skutecznie.

– A co z córkami Dowa? Jak ci się z nimi układa?

Crystal wzruszyła ramionami.

– Są w porządku. Nawet w połowie nie mają pojęcia o tym, co się wyprawia. Prawdopodobnie mnie nienawidzą, ale są zbyt dobrze wychowane, by się do tego przyznać. Wyciągają od tatusia ile się da. Na pewno martwią się, że umrze i zostawi wszystko mnie i Griffowi, ale oczywiście w pełni to rozumiem. Na ich miejscu też bym się o to martwiła.

Sięgnęła po nożyk do masła i ukroiła kawałek sera brie. Rozsmarowała go starannie na krakersie i podsunęła w moją stronę. Wzięłam krakersa do ręki i patrzyłam, jak przygotowuje drugiego dla siebie, wsuwa do ust i powoli przeżuwa.

– Ale teraz, gdy Dow zniknął, nic się już nie liczy. Moje spory z Fioną nie mają żadnego znaczenia.

– Domyślasz się, gdzie on może być?

– Bardzo bym chciała. Przez ostatnie dziewięć tygodni o niczym innym nie myślałam.

– Wierzysz, że żyje?

– Tak do końca nie, ale przecież nie można mieć pewności. Gdyby tak było, mogłabym próbować jakoś się z tym pogodzić i żyć dalej.

– Detektyw zajmujący się tą sprawą wspominał o brakującej sumie pieniędzy. Powiedział mi, że w ciągu ostatnich dwóch lat z lokaty oszczędnościowej podjęto trzydzieści tysięcy dolarów.

– Też o tym słyszałam. Ale nie miałam o tym pojęcia. Wiem, że Dow trzymał gdzieś sporą sumę pieniędzy, lecz nigdy mi o tym nie wspominał. Najwyraźniej wyciągi bankowe przesyłano do skrytki pocztowej, którą kiedyś wynajmowałam. Dowan pytał mnie o nią parę miesięcy temu, ale powiedziałam mu, że umowa wygasła. Wygląda na to, że zdecydował się nadal opłacać skrytkę.