– Personel nazywa ją „Aleja Formaliny”, oczywiście w żartach. Dow nie znosi, gdy to powtarzam.
– Jak się poznaliście?
– Mamo…
Crystal wyjrzała z pokoju przez otwarte drzwi.
– Jesteśmy tutaj. – Musiała zauważyć Leilę, bo odwróciła się z wyrazem rozdrażnienia i niedowierzania na twarzy. – Och, na miłość boską.
Podążyłam za jej spojrzeniem.
Leila schodziła niepewnie po schodach w czarnych atłasowych szpilkach na tak wysokich obcasach, że z trudem utrzymywała równowagę. Co chwilę kostki jej nóg wyginały się tak, jakby robiła pierwsze niepewne kroki na łyżwach. Pod czarną skórzaną kurtką miała na sobie przezroczysty szyfonowo-koronkowy top włożony do długiej, wąskiej wełnianej spódnicy. W wieku czternastu lat przypominała jeszcze młode źrebię: miała płaskie piersi, wąskie biodra i długie, chude nogi. Nie mogła chyba wybrać gorszej spódnicy: wyglądała w niej jak tekturowy cylinder po zużytej rolce papierowych ręczników. Zrobiła też coś bardzo dziwnego z włosami. Były krótko obcięte, ufarbowane na platynowy blond i sterczały we wszystkich kierunkach. Niektóre dłuższe pasma zaplotła w dredy, a reszta była natapirowana i przypominała cukrową watę. Podeszła do otwartych drzwi i stanęła, uważnie się nam przyglądając.
– Cóż to za przebranie? – prychnęła Crystal.
– To nie jest żadne „przebranie”! Nie podoba ci się?
– Wyglądasz śmiesznie. To wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia.
– Ty też. Wyglądasz jak jakaś łachmaniara. Sweter wisi ci do kolan.
– Na szczęście nie zamierzam wychodzić z domu. A teraz, proszę, wróć na górę i znajdź tam jakieś przyzwoite ubranie.
– Boże święty, jak ty się przejmujesz tym, co ludzie pomyślą.
– Koniec dyskusji. Mam już serdecznie dość użerania się z tobą.
– To czemu nie zostawisz mnie w spokoju? Mogę się ubierać, jak chcę. Na pewno nie odbije się to na tobie.
– Leilo, nie wyjdziesz tak ubrana z domu.
– Świetnie. To nigdzie nie pójdę. Wielkie dzięki i pieprz się.
– Gdzie jest twoja walizka? – spytała spokojnie Crystal, nie dając się córce sprowokować do ostrzejszej wymiany zdań.
– Nie mam walizki. Powiedziałam ci, że nigdzie nie jadę. Wolę zostać tutaj.
– Nie odwiedziłaś go ostatnio i obiecałam że dziś to zrobisz.
– Nie muszę tam jechać, jeśli nie mam ochoty. Decyzja należy do mnie.
– Mylisz się, to ja tak zadecydowałam, więc przestań się wykłócać.
– Dlaczego?
– Leila, nie wyprowadzaj mnie z równowagi. Co się z tobą dzieje?
– Po prostu nie chcę tam jechać. To nuda. Siedzimy tylko przed telewizorem i oglądamy wideo.
– To samo robisz tutaj!
– Obiecałaś, że będę mogła spotkać się z Paulie.
– Nigdy nic takiego nie obiecywałam. I nie zmieniaj tematu. Paulie nie ma z tym nic wspólnego. Lloyd jest twoim ojcem.
– Nie jest! Nawet nie jesteśmy spokrewnieni. To tylko jeden z twoich głupich byłych mężów.
– Mój jedyny były mąż. Tylko raz byłam wcześniej mężatką – powiedziała z niezmąconym spokojem Crystal. – Dlaczego jesteś tak nieznośna i wrogo nastawiona? Lloyd cię uwielbia.
– I co z tego?
– Leila, ostrzegam cię.
– Skoro tak mnie uwielbia, dlaczego mnie zmusza, żebym go odwiedzała?
– On cię wcale nie zmusza. To moja decyzja i jest nieodwołalna. Idź już.
– Pójdę, jeśli będę mogła zobaczyć się z Paulie.
– To w ogóle nie wchodzi w grę.
– Boże, ależ jesteś okropna. Gówno cię obchodzę.
– Masz rację. Jestem tutaj wyłącznie po to, żeby cię gnębić i maltretować. Idź i zadzwoń do Towarzystwa Ochrony Praw Dziecka.
– Skoro twierdzisz, że Lloyd jest taki wspaniały, dlaczego sama się z nim nie spotkasz?
Crystal zamknęła oczy, próbując nad sobą zapanować.
– Nie będziemy o tym dyskutować w towarzystwie. Mamy z Lloydem równe prawo do opieki nad tobą. Ma przyjechać po ciebie o siódmej, a to znaczy, że jest już w drodze. Ja odbiorę cię w niedzielę o dziesiątej rano. A teraz idź się przebrać. I lepiej spakuj rzeczy, bo jak ja to zrobię, to na pewno nie będziesz zadowolona.
Leila nachmurzyła się i widziałam, jak w okolicach jej nosa i ust pojawiają się czerwone plamy, gdy próbowała powstrzymać łzy.
– Jesteś niesprawiedliwa – rzuciła i zaczęła wchodzić po schodach. Drzwi swego pokoju zatrzasnęła z hukiem, po czym wrzasnęła „suka!”.
Crystal wróciła do naszej rozmowy, nie komentując ani słowem sceny, której byłam świadkiem. Potrząsnęła tylko głową i przewróciła oczami.
– Z Dowem poznaliśmy się w Vegas przez wspólnych przyjaciół. Kiedy tylko go zobaczyłam, wiedziałam, że pewnego dnia zostanie moim mężem.
– Czy nie był wtedy żonaty?
– Tak, technicznie rzecz biorąc, ale nie był szczęśliwy – odparła, jakby małżeńskie problemy Dowana usprawiedliwiały jej wtargnięcie na teren zastrzeżony dla pierwszej pani Purcell. – Poznałaś Fionę. Jest tylko sześć miesięcy młodsza od Dowana, ale wygląda, jakby skończyła setkę. Pije. Pali dwie paczki papierosów dziennie. Jest też uzależniona od valium, ale o tym chyba nie wspominała. Dow skończył zeszłej wiosny sześćdziesiąt dziewięć lat, ale nigdy byś mu tyle z wyglądu nie dała. Widziałaś jego zdjęcie?
– Tak, zamieścili je w gazecie.
– Och, było okropne. Mam dużo lepsze. Poczekaj chwilę.
Podniosła się i weszła do pokoju, by wrócić po chwili z oprawionym w ramki kolorowym zdjęciem. Usiadła na leżaku i podała mi fotografię. Patrzyłam w skupieniu na twarz Dowana Purcella. Na zdjęciu, zrobionym na polu golfowym, trójka partnerów doktora była ledwo widoczna. On sam miał krótko przycięte siwe włosy i szczupłą, pociągłą twarz. Był opalony i wyglądał na mężczyznę w świetnej formie. Miał na sobie białą koszulkę do golfa, jasne płócienne spodnie i skórzaną rękawiczkę na prawej ręce. Nie mogłam dostrzec główki kija, który trzymał uniesiony przed sobą.
– Gdzie je zrobiono?
– W Las Vegas, kiedy się poznaliśmy. Jesienią 1982 roku. Pobraliśmy się rok później, kiedy zakończył się proces rozwodowy.
Oddałam jej zdjęcie.
– Czy uprawia hazard?
Crystal wpatrywała się w zdjęcie męża.
– Nie. Miał tam wykład na sympozjum lekarzy geriatrów. Uwielbiał Vegas ze względu na golfa. Grał przez okrągły rok. Był naprawdę bardzo dobry.
Zastanowiło mnie to nagłe użycie czasu przeszłego, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
– A ty grasz?
– Trochę, ale jestem do niczego. Gram, żeby dotrzymać mu towarzystwa, kiedy nie ma partnera. To miłe, kiedy podróżujemy, bo przynajmniej mamy jakieś zajęcie. – Pochyliła się do przodu i postawiła zdjęcie na stoliku, obrzucając je przelotnym spojrzeniem, zanim znów zwróciła się w moją stronę. – I co teraz? – spytała.
– Porozmawiam ze wszystkimi, którzy mogą coś wiedzieć w tej sprawie, i spróbuję się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
– Widzisz? Tu jest mamusia – rozległ się nagle męski głos. Mężczyzna stał w drzwiach, trzymając w ramionach Griffitha ubranego we flanelowe śpioszki. Pod spodem widać było zarys pieluszki. Twarz chłopczyka tworzyła idealny owal, a delikatne usta rozkwitały na niej niczym świeży pączek kwiatu. Jasne włosy malca były jeszcze wilgotne, przedzielone na środku przedziałkiem i starannie zaczesane do tyłu. Jasne loki wiły się tam, gdzie włosy zdążyły już wyschnąć. Bez słowa wyciągnął rączki i znalazł się w ramionach Crystal. Oparła go na biodrze i patrząc na niego uważnie, powiedziała wysokim głosem:
– Griffie, to jest Kinsey. Powiesz jej „cześć”?