– Przyniosłam ci parę koszul i przyprowadziłam też znajomą. Pamiętasz Kinsey? Trenuje w twojej siłowni.
Początkowo pomyślałam, że to nie może być Clint, że ktoś musiał popełnić straszliwy błąd. Jednak to był on. Nie wiedziałam, na jaką chorobę zapadł, ale zmalał i skurczył się nie do poznania. Cierpiał na przykurcz rąk i zanik mięśni tak poważny, że ledwo mógł poruszać głową. Wychudły, miał podpuchnięte zaczerwienione oczy, jakby ktoś wymierzył mu niezły cios. Dostrzegłam też mocno naciągniętą skórę na czole i ramionach, po czym szybko odwróciłam wzrok. Przez okno widziałam krzepkiego starszego mężczyznę, który pracował na podwórku, podwiązując pnącza. Najprawdopodobniej był to ojciec Clinta, który odebrał telefon, gdy dzwoniłam.
– Wpadłyśmy na siebie przypadkiem i Kinsey zapytała o ciebie – wyjaśniła Crystal.
– Jak się miewasz? – spytałam, czując się jak idiotka. Najwyraźniej nie miewał się dobrze i mógł już nigdy nie poczuć się lepiej.
– Clint cierpi na chorobę tkanki łącznej. To zapalenie skórno-mięśniowe. W jego przypadku ma bardzo ostry przebieg. Nikt nie wie, co je wywołało. Ciągnie się już od… końca stycznia, prawda? – kierowała swoje uwagi do niego, jakby szukając potwierdzenia. – Lekarze mieli nadzieję, że nastąpi remisja, więc zalecili mu odpoczynek.
– Dlatego wynajął domek Glazierów?
– Tak. Chciałam go mieć blisko siebie, żeby móc się nim opiekować. Kiedy wygasła umowa najmu, najlepszym rozwiązaniem był powrót do rodziców. – Pochyliła się do niego. – Gdzie jest twoja mama? Wyszła?
Clint mruknął coś niewyraźnie, ale ona zrozumiała jego bulgoczące słowa, prawdopodobnie dlatego, że przez minione osiem miesięcy śledziła jego pogarszający się stan.
– Dlaczego nie powiedzieliście nikomu, co się naprawdę dzieje?
– Clint prosił mnie, żebym tego nie robiła, a ja uszanowałam jego wolę. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
– Będę musiała powiedzieć o tym Fionie.
– Oczywiście – odparła. – Za to ci przecież płaci. Dziwię się, że w ogóle o tym wspomniałaś.
– Może upłynąć sporo czasu, zanim wreszcie da ci spokój.
Crystal uśmiechnęła się do Clinta, który patrzył na nią jak wierny pies.
– Wszystko się wydało – powiedziała. – Pamiętasz byłą żonę Dowa? Doszła w końcu do wniosku, że łączy nas namiętny romans, a Kinsey przyłapała nas na gorącym uczynku.
Czułam, że się rumienię. Clintowi żart najwyraźniej bardzo się spodobał, a ja nie mogłam zaprotestować.
– Chyba powinnam już iść – wydusiłam wreszcie.
– Raczej tak. Goście go męczą. Odprowadzę cię do drzwi.
Kiedy szła obok mnie, czułam, jak kipi w niej gniew. Wiedziałam, że denerwuje ją, gdy ktoś narusza ich spokój.
– Bardzo mi przykro – powiedziałam.
– Nie ma sprawy.
– Czy Dow wiedział?
– Ktoś mógł mu powiedzieć. Ja na pewno nie. Ludzie zawsze chcą wierzyć w najgorsze. I na tym polega cały problem – ucięła.
Na autostradzie samochody poruszały się w ślimaczym tempie. Zapewne gdzieś przed nami doszło do wypadku. Postanowiłam wrócić do domu bocznymi ulicami, by uniknąć korków. Paliły się wszystkie latarnie, a pokryty deszczem asfalt lśnił w ich blasku jak lakierowana skóra. Zaparkowałam samochód przed domem Henry’ego. Byłam wdzięczna losowi za ten mały dar, bo dzięki temu oszczędziłam sobie długiego slalomu wśród kałuż i wilgoci. Przeszłam przez skrzypiącą bramkę i ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Okna kuchni Henry’ego były ciemne. Prawdopodobnie siedział w tawernie Rosie, gdzie ja też wybierałam się za chwilę.
Otworzyłam drzwi. Kiedy weszłam do środka i powoli je zamykałam, ktoś popchnął je z zewnątrz tak mocno, że poleciałam bezwładnie przed siebie. Moja torba uderzyła głucho o podłogę, a breloczek z brzękiem wylądował na podłodze. Wyciągnęłam przed siebie ręce, próbując złagodzić siłę upadku. Uderzyłam o podłogę i przetoczyłam się, lecz w tej chwili Tommy Hevener chwycił mnie za włosy i pociągnął do tyłu. Gdy wpadłam na niego, osunął się niespodziewanie na podłogę, a ja wylądowałam na jego kolanach. Przewrócił mnie na plecy jak bezbronnego żółwia. Poły jego płaszcza przeciwdeszczowego rozsunęły się, ale i tak stanowiły niezłą ochronę przed moim ciosem.
Jedną ręką chwycił mnie za gardło, a palcami drugiej siłą otworzył mi usta. Kiedy się nade mną nachylił, poczułam na ustach jego oddech.
– Henry podał ci nazwisko jubilera w Los Angeles. Okazuje się jednak, że nie ma tam takiego faceta, więc może mi powiesz, o co w tym wszystkim, do cholery, chodzi.
Drzwi otworzyły się z hukiem raz jeszcze i odbiły od ściany. Krzyknęłam i spróbowałam spojrzeć w tamtą stronę. W drzwiach stał Richard w czarnym przeciwdeszczowym płaszczu. Zamknął je za sobą, patrząc obojętnie, jak Tommy zacieśnia palce na moim gardle.
– Odpowiadaj.
– Nic nie wiem. Nigdy nie miałam z nim żadnych kontaktów. Ktoś wspomniał o nim Henry’emu, a on tylko przekazał mi informację. Byłeś przy tym.
– Nie. – Potrząsnął moją głową, ciągnąc mnie mocniej za włosy.
Chwyciłam go za rękę, próbując oderwać jego palce od gardła. Ból był nie do zniesienia.
– Puść mnie. No, puszczaj. Nic więcej nie wiem. Nigdy nie dzwoniłam do tego faceta. Przysięgam.
– Powiedz mi, że nie znalazłaś sejfu i nie opróżniłaś go do czysta.
– Jakiego sejfu?
– Tego w biurze. Przestań odgrywać idiotkę. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Włamałaś się tam. Okradłaś nas, a my chcemy teraz odzyskać to, co do nas należy.
– Co odzyskać? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Podnieś ją – rzucił Richard.
Tommy nie poruszył się. Ciągnął mnie za włosy tak mocno, że bałam się, iż mnie oskalpuje. Nie mogłam ruszyć głową. Ze strachu zrobiło mi się niedobrze. Co się tu, do diabła, dzieje? Czy to Marian mnie wystawiła?
– Tommy – powiedział Richard.
Tommy niechętnie zwolnił uścisk. Odwróciłam się na bok i odsunęłam od niego. Podniosłam się na czworaki i potrząsając głową, próbowałam złapać oddech.
– Nic nie wiem o żadnym sejfie. Nigdy go nie widziałam. – Przyłożyłam dłoń do gardła, próbując wciągnąć powietrze. – Musiałabym być totalną idiotką, żeby się tam włamywać. Mam przecież klucz. Nadal go noszę na breloczku.
Poszukałam kluczy na dywanie i podałam mu kółeczko.
– Popatrz tylko i zastanów się. Gdybym to zrobiła, zamknęłabym spokojnie biuro. Dlaczego miałabym zostawiać drzwi otwarte?
– Skąd wiesz, że drzwi były otwarte? – spytał Richard.
Był spokojniejszy od Tommy’ego, ale równie niebezpieczny. Wziął ode mnie breloczek. Znalazł klucz do biura i zdjął go z kółeczka. Breloczek rzucił bratu. Odpowiadając na jego pytanie, patrzyłam to na jednego, to na drugiego.
– Bo moje biuro znajduje się tuż obok. Po drugiej stronie muru. – Richard milczał, a ja paplałam dalej. – Mówię prawdę. Zeszłego wieczoru wpadłam na chwilę do biura. Spojrzałam na wasz dom i zauważyłam, że drzwi są otwarte.
– O której to było?
– Koło siódmej.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś na policję? – spytał Tommy.
– Pomyślałam, że to Richard pokazuje komuś biuro.
Tommy siedział z kolanami podciągniętymi pod brodę. Potrząsnął głową.
– Jezu. Nawet nie wiesz, w jakich jesteśmy tarapatach. Chryste, wszystko przepadło. Każda cholerna…
– Zamknij się, Tommy. Ona nie musi nic wiedzieć. Lepiej zabierzmy ją stąd, zanim ktoś tu przyleci.