Выбрать главу

– Przykro mi bardzo, że wasze cenne rzeczy zniknęły, ale to na pewno nie ja. Przysięgam.

– I tak już po nas. To koniec.

– Uspokój się – warknął Richard i podniósł mnie z podłogi – Zabieraj ją. Ja poprowadzę.

– Nie, ja. To moja furgonetka.

– Dobra. – Richard objął mnie mocno ramionami, przyciskając mi ręce do boków. Podniósł mnie z podłogi i na wpół ciągnąc, poprowadził do drzwi.

Chwyciłam dłońmi framugę i udało mi się postawić stopy na podłodze. Usztywniając kolana, zmusiłam go, żeby się na chwilę zatrzymał.

– Pozwól mi zabrać torbę – rzuciłam. Czułam się jak dziecko błagające o ukochanego misia. Tommy pochylił się i podniósł torbę z podłogi. Zajrzał do środka i szybko zbadał zawartość. Znalazł davisa, sprawdził magazynek, wsunął broń do kieszeni i odrzucił torbę na bok. Musiałam się więc pożegnać z ostatnią nadzieją. Obejrzałam się za siebie. Patrzyłam, jak gasi światło i starannie zamyka drzwi, po czym dołącza do nas.

Jego furgonetka stała zaparkowana za rogiem. Richard trzymał mnie za lewe ramię, wbijając palce w ciało tak mocno, że mogłam liczyć na spore siniaki. Szli po obu moich stronach tak blisko, że z trudem truchtałam między nimi. Co zamierzają ze mną zrobić? Zgwałcić, okaleczyć i zabić? Co im to da? Jeśli zabiorą mnie do siebie do domu, będę mogła krzyczeć ile sił w płucach, ale i tak nikt mnie nie usłyszy.

Dotarliśmy w końcu do furgonetki. Richard otworzył drzwiczki od strony pasażera. Odsunął siedzenie i wepchnął mnie na tył. Uderzyłam głową o sufit.

– Hej! – krzyknęłam.

Zaczęło mnie to już wkurzać. Wciskając się na miejsce za fotelami, zdołałam trochę rozmasować bolącą głowę. Tommy usiadł za kierownicą. Drzwi po obu stronach trzasnęły niczym wystrzał z rewolweru. Tommy wsunął kluczyk do stacyjki i włączył silnik. Ruszył z piskiem opon, które prawdopodobnie zostawiły ślad gumy na asfalcie. Trzymałam się oparcia jego fotela, próbując szybko ocenić sytuację.

Na razie byłam bezpieczna. Tommy był zbyt zajęty prowadzeniem samochodu, by zwracać na mnie uwagę, a Richard nie bardzo mógł się odwrócić, żeby mnie zaatakować. Przednią szybę furgonetki zalewały strugi deszczu. Tommy włączył wycieraczki.

– Gdzie zainstalowaliście sejf? – spytałam. – Biuro zawsze wyglądało na puste.

– W podłodze garderoby pod wykładziną – powiedział Tommy.

– Przestań się zgrywać. – Richard był wyraźnie znudzony.

– Kto poza wami wiedział o sejfie?

– Nikt – rzucił Tommy.

– Co to jest, gra w dwadzieścia pytań? – prychnął Richard. – Skończ z tym.

– Kto go otwierał ostatni?

– Jezu, Tommy, to gówno. Słuchasz jej?

– On. Mieliśmy tam coś, co chcieliśmy sprzedać. Richard pojechał w piątek do Los Angeles, ale nie znalazł tam faceta, o którym wspominałaś. Pomyślał, że go wystawiłem, strasznie się wkurzył.

– Kiedy wrócił? Było już późno?

– Nie – rzucił Richard. – Była piąta. Pojechałem do biura i schowałem to coś z powrotem do sejfu.

– Cała reszta nadal tam była?

– Oczywiście. A teraz zamkniesz się już, do cholery?

– Może ktoś cię widział i potem śledził. Jeśli zauważył, gdzie ukryliście sejf, mógł na ciebie poczekać, a potem wszystko zabrać.

– Zamknij się, powiedziałem! – Podniósł lewą rękę, odwrócił się na fotelu i uderzył mnie w twarz wierzchem dłoni. Cios nie był zbyt mocny, ale i tak zabolało jak diabli. Czułam, że łzy napływają mi do oczu. Przyłożyłam dłoń do nosa w nadziei, że mi go nie jednak nie złamał. Chyba wszystko było w porządku.

– Hej! Daj spokój! – krzyknął Tommy.

– Co? Teraz ty tu rządzisz?

– Zostaw ją w spokoju.

– Dlaczego? Bo ją pieprzysz?

– Nie! – zaprotestowałam. Kto chciałby zostać oskarżony o zadawanie się z facetem, którego ledwo toleruje? Na moment zapadła cisza. – A tak z ciekawości: jak im się udało otworzyć sejf? Rozpruli go? – zapytałam w końcu.

– Zamkniesz się w końcu czy nie?

Uznałam swoje pytanie za całkiem rozsądne, ale na razie postanowiłam nie drążyć tematu. Odsunęłam się do tyłu, by posiedzieć przez chwilę spokojnie poza zasięgiem ciosów Richarda. Miejsce, w które mnie wcisnęli, było bardzo ciasne, z wytartą wykładziną na podłodze. Rozejrzałam się w nadziei, że znajdę tam jakąś broń – klucz do opon albo śrubokręt. Niestety, na próżno. Przesuwając palcami wzdłuż uszczelki przy podłodze, znalazłam jednak plastikowy długopis. Na niewiele mógł się przydać, ale lepsze to niż nic. Ścisnęłam go w dłoni, zastanawiając się, co się stanie, jeśli wbiję go Richardowi w ucho.

Jazda do domu braci zajęła nam siedem minut. Pędziliśmy po śliskich, krętych uliczkach Horton Ravine. Bałam się, że zanim zdążą mnie zamordować, zginiemy wszyscy w jakimś rowie. Na ostrych zakrętach obijałam się o ściany furgonetki. Kiedy znaleźliśmy się na podjeździe, Tommy otworzył pilotem bramę garażu. Wjechał do środka i zaciągnął ręczny hamulec. Sąsiednie miejsce było puste. Za nim stał czerwony porsche Tommy’ego, a po drugiej stronie czarny, najwyraźniej należący do Richarda.

Richard otworzył drzwiczki i wysiadł z furgonetki. Drzwi zostawił otwarte. Przed drzwiami kuchni zauważyłam dwa duże pojemniki na śmieci. Nad nimi na ścianie zainstalowano parę wyłączników. Sądziłam, że Richard przyciśnie któryś, by zamknąć bramę garażu, lecz on zajrzał na tył furgonetki. Otworzył skrzynkę z narzędziami i zaczął czegoś tam szukać. Oszacowałam odległość, ale doszłam do wniosku, że nie będę miała dość czasu, by się pochylić, zatrzasnąć drzwi i zamknąć je od środka, zanim mnie dopadnie. Odwróciłam się do Tommy’ego.

– Byłeś u mnie wczoraj wieczorem. Kiedy po drodze do domu zatrzymałam się w biurze, widziałam, że ktoś u was był. Nie mogłeś opróżnić sejfu i zjawić się u mnie tak szybko.

– Co takiego? – Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Jeśli to nie ty, to musiał być on. Przecież poza wami nikt nie zna kombinacji cytr otwierającej sejf.

Richard wyszedł zza furgonetki ze zwiniętą liną w ręce.

– Nikt cię o nic nie pyta. Wysiadaj.

– Tommy, zastanów się. Proszę.

Przez chwilę siedział nieruchomo. Wreszcie wysiadł z furgonetki i podszedł do drzwi od strony pasażera.

– Richard, co my robimy? To głupota. Powinniśmy ją byli zostawić w domu. Ona przecież nic nie wie.

Richard nie obdarzył go nawet przelotnym spojrzeniem.

– Odsuń się. Ja się tym zajmę.

– Niby czemu? Co to jest, do diabła?

– Zwiążę ją i będę bił tak długo, aż nam powie, gdzie wszystko schowała.

– Chyba odebrało ci rozum.

– Kto cię pyta o zdanie? – rzucił ostro Richard. – Mówiłem ci, żebyś się z nią nie pieprzył. To wszystko twoja wina.

– Tak? Teraz zwalasz wszystko na mnie? – Gniew Tommy’ego ustąpił, a na jego twarzy pojawił się nowy wyraz. Wsunął rękę do kieszeni płaszcza. Wiedziałam, że schował tam mój rewolwer, ale nie pamiętałam, w której kieszeni. – Ona ma rację. Ja wiem, gdzie byłem wczoraj wieczorem, dzięki niej mogę to udowodnić. Skąd mam wiedzieć, że to nie ty wyczyściłeś sejf?

– A po co miałbym to robić? – prychnął Richard. – Pamiętasz chyba, że nie mam komu sprzedać zawartości.

– Tak twierdzisz teraz. Ale mogłeś ją zabrać do Los Angeles, kiedy pojechałeś tam w piątek. Mogłeś wszystko sprzedać, zatrzymać pieniądze, a potem wrócić tutaj i upozorować włamanie. Twierdzisz, że schowałeś wszystko z powrotem. Ale ja przecież nie widziałem biżuterii po twoim powrocie.

– To bzdura.

– Bzdura? Sejf nie został rozpruty. Ktoś musiał znać tę pieprzoną kombinację. A znaliśmy ją tylko my dwaj. Wiem, że to nie ja. Pozostajesz więc tylko ty.