– Jak leci? – spytał.
– Bywało gorzej. Myślałam, że kupisz dziś kanapki na wynos i zjesz przy biurku.
– To zbyt przygnębiające. Potrzebuję trochę światła. Te jarzeniówki w biurze doprowadzą mnie kiedyś do samobójstwa. – Zajął się kolejnym hamburgerem, który spoczywał w czerwonym koszyczku obok sporej porcji frytek.
– Przynajmniej dobrze się odżywiasz.
Uśmiechnął się. W wilgotnym powietrzu jego kręcone włosy otaczały twarz masą drobnych loków. Każda kobieta na jego miejscu wpadłaby w rozpacz i zakupiła całą baterię lakierów, pianek, żeli i płynów prostujących włosy. Paglia poradził sobie z tym problemem bardzo szybko: ogolił głowę na zero.
Odessa gestem dłoni zaproponował mi swoje frytki.
– Nie, dziękuję. Wiesz, spędziłam właśnie sporo czasu w archiwum. Wygląda na to, że wspólnicy doktora Purcella przygotowali wielkie oszustwo i próbowali zrzucić całą winę na niego.
– Masz na myśli Glaziera?
– I Harveya Broadusa. Purcell wszystkiego się domyślił i umówił się na spotkanie z agentami FBI. Kto wie, do czego ci dwaj byli gotowi się posunąć, żeby zamknąć mu usta. A co na to wszystko koroner?
– Na prawej skroni Purcella znalazł ślad prochu. Nie było tego wiele, ale jego zdaniem wygląda to bardziej na strzał z bliskiej odległości niż przystawienie lufy do głowy. Purcell mógłby to zrobić sam, gdyby miał rękę o dwadzieścia centymetrów dłuższą. Wrócili, żeby zbadać teren wokół jeziora, ale jak dotąd nie udało im się znaleźć pocisku. Będą chyba musieli rozszerzyć teren poszukiwań. Niewykluczone, że Purcell został zastrzelony w innym miejscu i dopiero potem samochód trafił na brzeg jeziora.
– Nie byłoby to łatwe, prawda? Z Purcellem siedzącym nadal za kierownicą.
– Jonah też się nad tym zastanawiał. Znasz go. Nie dawał mu spokoju koc, który leżał na kolanach doktora. Pamiętasz? Ten zielony, mohairowy. Zapytał o to Crystal. Powiedziała, że to prezent od niej. Jakiś rok temu przygotowała mu zapasy na wypadek, gdyby utknął gdzieś po drodze: batoniki, wodę w butelkach, latarkę, podręczną apteczkę. Trzymał to wszystko w bagażniku razem z kocem. Jonah sądzi, że zabójca mógł rozłożyć koc na zwłokach, a potem usiąść za kierownicą i pojechać nad jezioro. Koc miał stanowić zabezpieczenie przed śladami krwi.
– Brzmi paskudnie. Ale czy nitki z koca nie przyczepiłyby się do ubrania zabójcy?
– Jasne. Plamy krwi też były nie do uniknięcia, ale miał przecież dość czasu, żeby pozbyć się wszelkich dowodów zbrodni.
Wzięłam frytkę, zamoczyłam w sosie i odłożyłam z powrotem.
– Rozmawiałam wczoraj z Crystal. Znalazła paszport Dowana w kieszeni płaszcza, który nosił w zeszłym roku. A Paulie? Znalazłeś coś?
– Jonah kazał mi to sprawdzić po waszej rozmowie. Zatrzymali ją po raz pierwszy, gdy miała trzynaście lat. Sprzed domu zniknął samochód i babcia, podejrzewając kradzież, wezwała policję. Ale okazało się, że to sprawka Paulie. Zatrzymali ją też za włóczęgostwo i jakieś drobne rozróby. Ta mała ma za dużo wolnego czasu i za mało opieki.
– Niezły z niej numer. Leila też ma sporo na sumieniu.
– Nadal nad tym pracujemy. Posłaliśmy naszego człowieka do tej ich szkoły, żeby sprawdził, czy dni, podczas których była nieobecna, pasują do dat, kiedy podejmowano gotówkę z banku. Kiedy uczennice zamierzają spędzić weekend gdzieś poza domem, muszą mieć pozwolenie rodziców lub opiekunów i zgodę osoby, którą zamierzają odwiedzić. Wygląda na to, że Leila nieźle sobie z tym radziła. A to nie jest łatwe. Władze szkolne wiele już widziały, ale potrafiła wszystkich przechytrzyć. Sprawdzamy teraz wyciągi bankowe i zapisy z firmy, gdzie Dowan wynajmował skrytkę. Prokurator okręgowy i kurator będą dziś po południu rozmawiać z sędzią. Mamy nadzieję, że uda nam się szybko zakończyć całą sprawę.
– Mam coś jeszcze. Parę dni temu wpadłam do domu Crystal w Horton Ravine. Dowiedziałam się, że Leila opuściła bez pozwolenia szkołę. Crystal wpadła w szał i pozwoliła mi przeszukać jej pokój. Pod materacem łóżka znalazłam metalowe pudełko. Prawdopodobnie chowa tam narkotyki, ale równie dobrze mogą się tam znajdować pieniądze. Razem z Paulie mogły planować ucieczkę. Nie byłoby źle, gdybyście przez jakiś czas mieli te pannice na oku.
– To da się zrobić.
Wróciłam do biura o 13:15. Deszcz znów zaczął padać i miałam go już serdecznie dość. Po strzelaninie i związanych z nią przeżyciach ogarnęła mnie dziwna depresja. Pogłębiła ją jeszcze rozmowa z Odessą. Zazdrościłam im, że mają się czym zająć. Purcell bez wątpienia został zamordowany i choć zabójca nadal się wymykał, na pewno niedługo go znajdą.
Siedziałam przy biurku i wpatrywałam się w liście sztucznego fikusa. Pokrywający je kurz wyglądał z daleka jak cieniutka warstwa talku. Za parę dni będę musiała się z tym uporać. Zakręciłam się na krześle, wzięłam do ręki ołówek i narysowałam kwadracik na leżącym na blacie biurka bibularzu.
Resztę popołudnia spędziłam na porządkowaniu spraw, które zebrały się przez miniony tydzień. Przepisałam na maszynie informacje na temat Genesis i zrobiłam kopie rachunków Klotyldy. Do całości dopięłam parę kartek z dokumentów skopiowanych w Pacific Meadows. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zapyta, w jaki sposób zdobyłam te dane. Stojąc przy kopiarce, myślałam o Fionie i jej prośbie o zwrot pieniędzy w gotówce. Nie podejrzewała chyba, że mój czek nie będzie miał pokrycia, więc musiało jej chodzić o coś innego. Przed oczami stale miałam jej dom stojący na porośniętym chwastami wzgórzu, płachty pokrywające podłogi i rusztowania w holu.
Nie dawał mi też spokoju mohairowy koc, który Crystal podarowała mężowi, i wizja zabójcy siedzącego na kolanach martwego doktora. Nie musiał jechać daleko. A już na pewno nie publicznymi drogami, gdzie pieszy lub kierowca jadący drugim pasem mógł zajrzeć do samochodu i zauważyć zabójcę w objęciach martwego Purcella. Morderca na pewno myślał o zatopieniu samochodu w jeziorze – miło było pozbyć się jednocześnie ciała i samochodu. Jonah założył, że zabójca popełnił błąd, źle obliczając położenie głazu, który stanął na drodze samochodu i nie pozwolił mu opaść na dno. A jeśli było inaczej? Może zabójca chciał, żeby samochód został odnaleziony. Jeśli śmierć Dowana miała wyglądać na samobójstwo, błąd polegał na czymś zupełnie innym. Zabójca wiedział o głazie i sądził, że w świetle poranka samochód będzie wyraźnie widoczny. Jednak mercedes zboczył lekko z kursu i zatonął głębiej, niż planował morderca.
Późnym popołudniem otworzyłam szufladę biurka i wyjęłam książkę telefoniczną. Przerzuciłam żółte strony i znalazłam część poświęconą firmom malarskim. Były ich całe setki, kolumna za kolumną. Część z nich reklamowała swe usługi chwytliwymi sloganami: PO CO SIĘ MĘCZYĆ I MACHAĆ PĘDZLEM? ZROBIMY TO ZA CIEBIE. CHARLIE CORNER amp; SONS. Wyobraziłam sobie rodzinę państwa Cornerów wymyślającą przy stole w kuchni hasła, które najlepiej zareklamują rodzinny interes.
Zaczęłam poszukiwania od litery A, przesuwając palec w dół, aż znalazłam firmę, którą zapamiętałam z tablicy stojącej przed domem Fiony. RALPH TRIPLET, COLGATE. Bez adresu. Zanotowałam numer telefonu. Fiona wyglądała na osobę, która wybierze działającego w pojedynkę rzemieślnika. Taki bowiem z ulgą powita każde zlecenie i nie będzie miał ochoty na żadne spory. Nie dla niej duże, kolorowe reklamy na pół strony.