Nagle nad głową usłyszałam czyjeś kroki – stłumiony tupot bosych stóp na nieosłoniętej niczym drewnianej podłodze. Niewiele myśląc, spojrzałam w górę. Zorientowałam się trochę zbyt późno, że w suficie zamontowano świetlik z przejrzystego szkła o wymiarach mniej więcej metr na metr, umożliwiający pełny wgląd do sypialni na górze. Zaskoczona obserwowałam paradującą nago Crystal Purcell. Pół minuty później wciąż bosa zeszła na dół po schodach. Miała na sobie sprane dżinsy biodrówki tak skąpe, że widać było jej pępek. Całości stroju dopełniał krótki szary podkoszulek, rozciągnięty przy szyi po wielu latach noszenia. Doszłam do wniosku, że nie miała dość czasu, by włożyć bieliznę.
Jej jasne włosy opadały nieco poniżej ramion, otaczając twarz masą miękkich loków. Kilka z nich było wciąż wilgotnych. Wyciągając dłoń, powiedziała:
– Witaj, Kinsey. Przepraszam, że kazałam ci czekać. Właśnie skończyłam biegać i musiałam spłukać z siebie cały ten pot i piasek. – Uścisk jej dłoni był silny, a głos brzmiał łagodnie. Sprawiała wrażenie bardzo miłej, lecz nieco przygaszonej. – Gdzie jest Anica? Poszła już? Prosiłam, żeby dotrzymała ci towarzystwa.
– Wyszła dosłownie przed chwilą. Prosiła, żebyś do niej zadzwoniła, gdy skończymy.
Crystal przeszła do kuchni. Otwierając stalową lodówkę, by wyjąć z niej butelkę wina, cały czas zwracała się do mnie.
– Nica to prawdziwy dar bogów, zwłaszcza gdy Leila wraca na weekendy. Bez niej i tak mam dość kłopotów. Anica jest pedagogiem w prywatnej szkole Leili.
– Wspomniała o tym. Na pewno miło jest mieć ją tak blisko.
– Jest moją bliską przyjaciółką. Dodam, że jedną z niewielu, jakie mam. Znajomi Dowa z Horton Ravine uważają mnie za niegodną nawet pogardy.
Nie wiedziałam, jak zareagować na jej słowa, więc postanowiłam się nie odzywać. Podeszłam do lady, nie spuszczając wzroku z Crystal. W kuchni zauważyłam ślady niedawnej kolacji Griffa. Na tacce ustawionej na jego wysokim krzesełku nadal stał talerzyk z rysunkami Beatrix Potter, a na nim wysychające powoli resztki jajecznicy, okruszki grzanki i rozmazany sos jabłkowy. Przy oparciu stała butelka ze smoczkiem.
– Jak długo się znacie?
– Nie tak długo. Poznałyśmy się zeszłej wiosny. Widywałam ją na plaży, a potem spotkałam w szkole na jednym z tych okropnych zebrań rodziców. Czy zaproponowała ci drinka?
– Tak. Pomyślałam, że na razie lepiej będzie z niego zrezygnować.
– Naprawdę? Dlaczego? – Wyjęła z szuflady korkociąg i zaczęła otwierać butelkę. Potem podeszła do szafki i wyjęła kieliszek.
– Nie wiem. Jakoś nie miałam przekonania. Pamiętaj, że jestem tutaj niejako służbowo.
Lekko zmieszana wyjęła drugi kieliszek i podniosła go do góry.
– Jesteś pewna? To przecież nic złego. Możemy usiąść na tarasie i przy winie oglądać zachód słońca.
– Właściwie czemu nie? Przekonałaś mnie.
– Świetnie. Nie znoszę pić sama. – Podała mi kieliszki i butelkę. – Weź to, proszę, a ja zrobię coś do przegryzienia. Nie upijemy się… a przynajmniej nie aż tak bardzo.
Ujęłam kieliszki za nóżki jedną ręką, a butelkę białego wina wsunęłam pod pachę. Przeszłam przez ogromny pokój i łokciem otworzyłam prowadzące na taras drzwi. Ustawiłam butelkę i kieliszki na drewnianym stoliku stojącym między dwoma leżakami. Wiejący znad oceanu wiatr niósł ze sobą wilgoć i cierpką woń przywołującą na myśl sos ostrygowy. Wzięłam głęboki oddech i poczułam osiadającą w gardle sól.
Dwie stojące przy domu palmy szumiały łagodnie, gdy wiatr ocierał ich liście o ściany. Podeszłam do krawędzi tarasu, podziwiając spienione fale. Plaża była opustoszała, a w oddali na platformach wiertniczych powoli zapalały się białe światełka lśniące niczym diamenty na ciemniejącym coraz szybciej tle. W powietrzu wyczuwało się nadciągającą burzę. Usiadłam na leżaku i skrzyżowałam ramiona na piersi dla ochrony przed chłodem. Powoli zapadał zmrok, a przez grubą warstwę ciemnych chmur nie przebijało żadne światło. Tylko daleko na horyzoncie widać było srebrne plamy, tam gdzie promienie późnego słońca odniosły krótkotrwałe zwycięstwo. W oddali usłyszałam cichy warkot samolotu lecącego wzdłuż wybrzeża. Oglądany przez otwarte drzwi duży pokój wyglądał ciepło i przytulnie. Byłam zadowolona, że mam na sobie sweter z długimi rękawami i tweedową marynarkę. Obrzuciłam przelotnym spojrzeniem butelkę chardonnay z elegancką czarno-srebrną naklejką. Wciąż widniała na niej cena – sześćdziesiąt pięć dolarów – czyli więcej, niż zapłaciłam w tym miesiącu za prąd i telefon.
Dwie ozdobne lampy zalśniły nagle światłem i Crystal, nadal bosa, wyszła z domu z tacą sera i krakersów, przybraną kiśćmi winogron i ćwiartkami jabłek. Włożyła gruby granatowy sweter, który opadał jej wdzięcznie do kolan. Drzwi zostawiła otwarte i spojrzała na mnie.
– Wyglądasz na zmarzniętą. Ja przywykłam już do oceanu, ale tobie na pewno jest straszliwie zimno. Może włączę grzejniki na zewnątrz? To potrwa tylko moment. Możesz w tym czasie nalać nam wina.
Spełniłam jej prośbę, a potem patrzyłam, jak pochyla się nad butlą z gazem z przymocowanym do niej grzejnikiem. Zadbane paznokcie u nóg i rąk Crystal pokrywał francuski lakier, z wyraźnie zarysowanymi na biało półksiężycami u ich podstawy i pod płytką. Efekt był nieskazitelny i podobnie jak fryzura sporo ją kosztował, a na dodatek manikiur musiał być co tydzień starannie poprawiany. Bez trudu można sobie wyobrazić Crystal siedzącą wygodnie w salonie piękności. Teraz przekręciła pokrętło palnika i elektryczną zapalarką zapaliła płomień. Po chwili lśniące czerwienią płomyczki pobielały. Zapaliła drugi palnik i odwróciła oba w ten sposób, by ciepło płynęło w naszą stronę.
– Lepiej?
– O wiele.
– Świetnie. Jeśli będziesz chciała włożyć coś cieplejszego, zaraz mi powiedz. Mam w szafie na dole cały zapas swetrów.
Popijałyśmy wino w milczeniu, a ja się zastanawiałam, kiedy i jak zacząć rozmowę.
– Jestem ci bardzo wdzięczna, że zgodziłaś się poświęcić mi trochę czasu.
Uśmiechnęła się blado.
– Sama rozważałam możliwość wynajęcia prywatnego detektywa, ale się bałam, że pomiesza trochę szyki policjantom. Mam do nich pełne zaufanie. W przeciwieństwie do Fiony.
– Chciała, żeby ktoś poświęcił się wyłącznie tej sprawie. Policja ma wiele innych, które wymagają natychmiastowego zbadania. – Urwałam na chwilę. – Pamiętaj, proszę, że wszystko, co powiesz, pozostanie między nami. Jeśli masz jakieś ważne informacje, przekażę je Fionie, ale nic poza tym. Możesz być więc ze mną zupełnie szczera.
– Dziękuję. Trochę się nad tym zastanawiałam.
– Rozumiem, że nie przepadacie za sobą.
– Delikatnie to ujęłaś. Fiona zrobiła wszystko, żeby uczynić z mojego życia piekło. – W pociągłej, ostro zarysowanej twarzy Crystal zwracały uwagę szare oczy o jasnych brwiach i gęstych czarnych rzęsach. Tusz był zresztą jedynym upiększającym kosmetykiem, jaki stosowała. Widać jednak było, że kształt jej oczu został fachowo poprawiony, nos prawdopodobnie też. Szczerze mówiąc, cały wygląd Crystal świadczył o ciężkiej i skutecznej pracy zespołu chirurgów plastycznych, którzy kawałek po kawałku poprawiali jej imponującą urodę. Teraz uśmiechnęła się przelotnie.
– Posłuchaj – powiedziała. – Wiem, że nie szczędzi wysiłków, by przedstawić siebie jako osobę pokrzywdzoną i zdradzoną. Prawda wygląda jednak tak, że nigdy nic Dowanowi nie dała. Stale tylko brała i brała. W końcu nic mu już nie zostało. Biedny Dow. Kiedy pomyślę, jak ciężko pracował, o wszystkich ofiarach, jakie ponosił dla rodziny… I co dostał w zamian? Przez wszystkie te lata trzy kobiety stale wyciągały ręce i domagały się coraz więcej. A już na pewno Fiona. Nieustannie wpadała na jakieś zwariowane pomysły. Jednym z nich była jej obecna firma. Dekoracja wnętrz? Kogóż ona próbuje oszukać? To matrona z Horton Ravine, która wydaje cudze pieniądze i nagle zaczyna mówić o swoim talencie i wielkich wizjach. A ma przecież tylko jedną klientkę… jakąś swoją przyjaciółkę imieniem Dana…