Выбрать главу

22

Zbliżała się piąta, gdy wyjechałam na autostradę 101. Powoli zapadał zmrok. Nad samochodami unosiła się mżawka, którą wycieraczki rozmazywały na przedniej szybie. Dave Levine jest jednokierunkową ulicą biegnącą do centrum miasta, musiałam więc zjechać z autostrady i skręcić w lewo w Chapel. Chwilę błądziłam, mijając po prawej stronie Pacific Meadows. Przyglądałam się uważnie numerom domów. Budynek, którego szukałam, znajdował się tylko o przecznicę ode mnie. Zaparkowałam volkswagena przy ulicy i ruszyłam dalej piechotą, kuląc się pod naporem wilgotnej, nieprzyjemnej mżawki.

Budynek mieścił cztery mieszkania, dwa na dole i dwa na górze, dokąd prowadziły zewnętrzne schody. Mieszkanie oznaczone numerem 1 znajdowało się po mojej prawej stronie, a numerem 2 dokładnie naprzeciwko. Wypisane czarnymi literami nazwisko Bart znajdowało się na skrzynce pocztowej z numerem 3. Cofnęłam się o parę kroków i spojrzałam w okna na piętrze. W kilku z nich po prawej stronie świeciło się światło. Weszłam na schody, zapukałam do drzwi i czekałam. Za sobą między filarami budynku widziałam gęstniejącą mżawkę i czułam podmuchy chłodnego powietrza.

– Kto tam?

– Pani Bart?

Usłyszałam, jak zakłada łańcuch. Uchyliła lekko drzwi.

– Tak?

– Przepraszam, że nachodzę panią w domu. Nazywam się Kinsey Millhone, jestem prywatnym detektywem. Pracuję dla byłej żony doktora Purcella. Czy mogłabym z panią chwilę porozmawiać?

– Nic nie wiem. Nie widziałam go od miesięcy.

– Słyszała pani na pewno, że jego ciało znaleziono w jeziorze Brunswick?

– Czytałam o tym. Co się stało? W gazecie niewiele napisali.

– A czy to ma dla pani jakieś znaczenie?

– Nie wierzę, że popełnił samobójstwo, a to chyba próbują udowodnić.

– Zgadzam się z panią, ale nigdy nic nie wiadomo. Próbuję teraz zrekonstruować wydarzenia, które doprowadziły do jego śmierci. Czy pamięta pani, kiedy ostatnio z nim rozmawiała?

Nie odpowiedziała, ale widziałam po jej oczach, że coś wie.

Poczułam na policzku falę zimna i wilgoci.

– Mogę wejść? – spytałam nagle. – Tu naprawdę jest bardzo zimno.

– Skąd mam wiedzieć, że jest pani osobą, za którą się podaje?

Sięgnęłam do torebki po portfel. Wyjęłam licencję i wsunęłam ją w szczelinę w drzwiach. Obejrzała ją szybko i przesunęła z powrotem. Zamknęła drzwi, żeby zdjąć łańcuch, i wpuściła mnie do środka.

Kiedy tylko weszłam do mieszkania, z powrotem założyła łańcuch. Zdjęłam pelerynę i powiesiłam ją na wieszaku przy drzwiach. Przez chwilę rozglądałam się dookoła. Mieszkanie stanowiło dziwne połączenie dawnego uroku i mocno denerwujących elementów. Przebiegłam spojrzeniem po łukach i drewnianych podłogach, wąskich oknach z pożółkłymi drewnianymi żaluzjami i grzejniku stojącym przy drzwiach do sypialni. Na palenisku kominka w salonie na kupie popiołu leżało duże, mocno nadpalone polano. W mieszkaniu nie było wiele cieplej niż na zewnątrz, ale przynajmniej nie czuło się podmuchów zimnego wiatru. Za łukiem w przeciwległej ścianie mieściła się łazienka wyłożona kafelkami w modnym niegdyś beżowo-brązowym kolorze. Prawdopodobnie pochodziły z czasów, gdy wznoszono budynek. Nie musiałam nawet oglądać kuchni, by dojść do wniosku, że nie znajdę w niej żadnych nowoczesnych urządzeń: zmywarki, elektrycznego piekarnika ani młynka do odpadów. Stoi tam za to na pewno stara kuchenka marki O’Keefe and Merritt z dwoma piekarnikami ze szklaną klapą oraz pieprzniczką i solniczką w specjalnym pudełku nad płytą. Odnowiona i wypolerowana kosztowałaby teraz fortunę, choć jeden z piekarników nie działałby już tak jak kiedyś i młoda pani domu, którą skusiłby urok kuchenki, wyjmowałaby z niej niedopieczone ciasto.

Tina wskazała mi miejsce w szarym fotelu, a sama wróciła na kanapę. Była młodsza, niż oczekiwałam, na oko po czterdziestce i tak pozbawiona energii, że wyglądała, jakby podano jej sporą dawkę środków uspokajających. Jej włosy miały kolor dębowych desek, z których ułożono podłogę. Miała na sobie dres: szare spodnie i bluzę, a pod nią biały podkoszulek. Kształt jej stóp odbił się szarą linią na podeszwach grubych białych skarpet. Wyglądało na to, że nie bardzo wie, co począć z rękami. Wreszcie skrzyżowała ramiona na piersiach i schowała pod nimi palce, jakby chciała ochronić je przed zimnem.

– Dlaczego przyszła pani do mnie?

– W zeszły poniedziałek byłam w szpitalu St. Terry i rozmawiałam z Penelopą Delacorte. W rozmowie padło pani nazwisko, więc doszłam do wniosku, że pomoże mi pani wyjaśnić pewne fakty. Czy mogę się zwracać do pani po imieniu? – spytałam nagle.

Wzruszyła ramionami, co uznałam za zgodę.

– Wiem, że razem z panią Delacorte odeszłyście z Pacific Meadows mniej więcej w tym samym czasie. Powiedziała mi też, że w waszym zawodzie niełatwo jest znaleźć pracę. Udało ci się? – Chciałam dać jej do zrozumienia, że moja rozmowa z Penelopą Delacorte miała charakter długiej, przyjacielskiej pogawędki, choć w rzeczywistości było inaczej.

– Nadal szukam. Na razie odbieram zasiłek, dopóki należne mi świadczenia nie wygasną – mówiła bezbarwnym głosem, patrząc na mnie szarymi oczami.

– Jak długo dla nich pracowałaś?

– Piętnaście lat.

– Czym się zajmowałaś?

– Pracowałam w biurze. Zatrudniono mnie jako archiwistkę i powoli pięłam się w górę. Wieczorami studiowałam i udało mi się w końcu zrobić dyplom.

– Z czego?

– Administracja szpitali i finanse. Brzmi dumnie, ale to nic wielkiego. Zawsze bardziej interesowała mnie księgowość niż zarządzanie, więc byłam zadowolona z pracy… mniej więcej.

– Czy mogę zadać ci parę pytań na temat Pacific Meadows?

– Jasne. Już tam nie pracuję i nie mam nic do ukrycia.

– Kto był właścicielem budynku, zanim nabyli go Glazier i Broadus?

– Firma Silver Age Enterprises. Nie znałam nazwiska właściciela. Zresztą mogło ich być paru. Wcześniej była jeszcze firma Endeavor Group.

Sięgnęłam do torebki i wyjęłam kołonotatnik z ołówkiem wsuniętym między kółeczka. Zanotowałam obie nazwy.

– Czy za czasów Silver Age ośrodkiem kierowali ci sami ludzie, którzy byli właścicielami domu? Czy też te dwie funkcje były rozdzielone?

– Były rozdzielone. Programy Medicare i Medicaid weszły w życie w latach sześćdziesiątych i żaden z nich nie miał skutecznych zabezpieczeń przed potencjalnymi nadużyciami. Regulacje prawne dotyczące rozdzielenia własności i kierowania tego typu ośrodkami pojawiły się dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy Kongres powołał do życia jednostki do spraw kontroli nadużyć. Nie masz pojęcia, ile różnych agencji ściga potencjalnych fałszerzy: Biuro Inspektora Generalnego, cywilne i kryminalne wydziały biura Prokuratora Generalnego, FBI, HFCA i jednostki powoływane przez Medicare. Ale to i tak nikogo nie odstrasza. Za każdym razem, gdy wznoszą kolejną barierę, fałszerze natychmiast znajdują sposób, by ją obejść. Uznają to za kolejne wyzwanie na swojej drodze – rzuciła z przekąsem. – Trzy razy widziałam, jak Pacific Meadows zmienia właścicieli, a przy każdej z tych transakcji cena rosła dwukrotnie.

Zanotowałam także i tę informację, zastanawiając się, jak sprawdzić wysokość sum, które wchodziły w grę.

– Pracowałaś dla Endeavor czy dla Silver Age?

– Sądzę, że tak naprawdę Silver Age była filią Endeavor. Szefową Endeavor była kobieta nazwiskiem Peabody. Wszystkie swoje osobiste wydatki rozliczała przez dom opieki. Odnawiała swój własny dom i księgowała koszty na rzecz Pacific Meadows jako „utrzymanie ośrodka i naprawy”. Albo kupowała nowe zasłony do domu i twierdziła, że kazała je zawiesić w pokojach pacjentów. Zakupy, koszty utrzymania domu, wydatki na podróże i rozrywki – niczego nie odpuściła.

– Czy to nie jest nielegalne?

– W większości tak. Część z tych wydatków można było rozliczyć zgodnie z prawem, ale przeważnie stanowiły poważne nadużycie. Próbowałam zwrócić na to uwagę administratora, ale w odpowiedzi usłyszałam mniej więcej: „Zajmij się swoimi sprawami”. Powiedział mi, że księgowy firmy regularnie przegląda rachunki i wszystko jest w największym porządku. Wiedziałam, że jeśli zacznę naciskać, mogę się natychmiast pożegnać z pracą. Na dłuższą metę milczenie okazało się znacznie rozsądniejszym wyjściem. Kiedy na scenę wkroczyła firma Silver Age, przez pewien czas księgami zajmował się ktoś inny. Potem został zwolniony i wróciłam na swoje miejsce. Już wtedy coś było nie tak, ale nigdy nie doszłam, co.