Выбрать главу

– Więc, co się da zrobić od ręki?

– Mogę przejechać się do aresztu i powiedzieć: „Witam, jestem pani adwokatem, do zobaczenia za rok”. Tyle da się zrobić od ręki.

Reacher rozejrzał się po pomieszczeniu.

– Mówiła pani, że są dwa sposoby.

– Drugi to przekonanie prokuratora okręgowego, żeby się nie sprzeciwiał. Jeśli poprosimy o wyznaczenie kaucji, a on nie wyrazi sprzeciwu, wtedy wystarczy już tylko zgoda sędziego.

– Hack Walker to serdeczny przyjaciel jej męża.

Alice znów opadły ręce.

– Cudownie. Zapomnijmy więc o kaucji.

– Czy weźmie pani tę sprawę?

– No jasne. Zadzwonię do biura Hacka i spotkam się z Carmen. Ale nic więcej na razie nie jestem w stanie zrobić, rozumie pan?

Reacher potrząsnął głową.

– To za mało, Alice – powiedział. – Chcę, żeby pani z miejsca zabrała się do roboty. Żeby sprawa ruszyła natychmiast.

– To niemożliwe. Przez kilka najbliższych miesięcy mój terminarz pęka w szwach.

Przyglądał jej się przez moment.

– Może się jednak dogadamy?

– Dogadamy?

– Mogę odzyskać dwadzieścia tysięcy dla pani hodowców papryki. Jeszcze dziś. W zamian zajmie się pani sprawą Carmen Greer. Dzisiaj.

– Czyżby pan ściągał długi?

– Nie, ale proszę wyobrazić sobie, że wrócę tu z czekiem na dwadzieścia kawałków.

– Jak zamierza pan to zrobić?

– Grzecznie poproszę gościa o wypisanie czeku.

– Myśli pan, że się zgodzi?

– Czemu nie? – odparł. – Kim jest ten ranczer?

Zerknęła na szufladę i potrząsnęła głową.

– Nie mogę tego powiedzieć – rzekła. – To wbrew zasadom.

– Składam propozycję. O nic pani nie proszę.

Spojrzała mu prosto w oczy.

– Muszę na chwilę wyjść do toalety.

Gwałtownie wstała i wyszła. Miała na sobie dżinsowe szorty, była wyższa, niż sądził. Kuse szorty i długie nogi. Do tego ładna opalenizna. Wyszła tylnymi drzwiami na dawne zaplecze sklepu. Wstał natychmiast i wysunął szufladę biurka. Wyjął leżącą z wierzchu teczkę i wyszukał między papierami zeznanie pod przysięgą. W ramce z nagłówkiem „Pozwany” napisano elegancko na maszynie nazwisko i adres. Złożył kartkę na czworo i włożył do kieszeni. Zamknął teczkę, włożył do szuflady i usiadł. Po chwili Alice Amanda Aaron wróciła do swojego biurka.

– Czy jest tu gdzieś biuro wynajmu samochodów? – spytał.

– Może pan wziąć mój wóz – zaproponowała. – Stoi na parkingu za budynkiem.

Sięgnęła do kieszeni kurtki wiszącej na fotelu. Wyjęła kluczyki.

– Volkswagen. W schowku na rękawiczki są mapy. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie znał okolicy. Wziął od niej kluczyki i wsiał.

– Do zobaczenia – powiedział, wychodząc na słońce.

ALICE miała nowego jaskrawożółtego garbusa. Nowojorska rejestracja, a w schowku na rękawiczki był nie tylko stos map. Znalazł tam pistolet model Heckler Koch P7M10 z dziesięciocentymetrową lufą oraz dziesięć naboi kaliber 10 mm.

Reacher odsunął fotel i zapalił silnik. Rozłożył mapy na siedzeniu obok i sprawdził adres ranczera. Ranczo mieściło się na północny wschód od miasta, może z godzinę drogi.

Garbus miał ręczną skrzynię biegów z ostro biorącym sprzęgłem. Dwukrotnie zdławił silnik, nim udało mu się ruszyć. Odjechał z zaułka prawników w kierunku El Paso i znalazł dokładnie to, czego szukał. Każde miasteczko, niezależnie od wielkości, ma przy jednej z ulic szpaler salonów sprzedaży samochodów. Pecos nie było wyjątkiem.

Przejechał obok salonów, szukając firmy oferującej naprawy zagranicznych samochodów i wypożyczającej wozy zastępcze. Znalazł odpowiedni zakład na samym skraju miasta.

Z przodu stały używane samochody do kupienia, na tyłach zaś buda z podnośnikiem hydraulicznym.

Wjechał garbusem do budy. Jeden z mechaników podszedł do niego. Reacher poprosił o ustawienie sprzęgła, żeby lżej chodziło. Usłyszał, że to będzie kosztowało czterdzieści dolców. Reacher zgodził się na proponowaną cenę i poprosił o samochód zastępczy na czas naprawy. Mechanik pokazał mu przedpotopowy kabriolet Chrysler LeBaron. Reacher wyjął z garbusa pistolet Alice, zapakował go w mapy i położył na siedzeniu pasażera w chryslerze. Potem poprosił mechanika o linkę holowniczą.

Facet pojawił się po chwili ze zwojem liny. Reacher położył zwój w miejscu na nogi pasażera. Wyjechał chryslerem z miasta, kierując się na północ. Było mu lżej na sercu. Tylko głupiec starałby się nielegalnie odzyskać dług w dzikim Teksasie w jaskrawożółtym wozie z nowojorską rejestracją.

Przystanął na pustkowiu, żeby odkręcić tablice rejestracyjne chryslera. Potem ruszył w dalszą drogę.

Na dokumencie prawnym ranczer figurował jako Lyndon J. Brewer. Za cały jego adres służył numer trasy, która – jak sprawdził na mapie Alice – biegła przez sześćdziesiąt pięć kilometrów, nim zniknęla gdzieś w Nowym Meksyku.

Reacher znalazł wymyślną żelazną bramę z napisem: RANCZO BREWERA dwadzieścia pięć kilometrów od granicy stanu. Przejechał obok niej i zaparkował na poboczu, tuż obok najbliższego słupa wysokiego napięcia. Wysiadł z samochodu i spojrzał w górę. Na wierzchołku słupa znajdował się transformator, od którego szło odgałęzienie do domu na ranczo. Trzydzieści centymetrów niżej biegła równolegle linia telefoniczna.

Wyjął pistolet Alice i przywiązał jeden koniec linki do jego kabłąka. Naddał około pięciu metrów linki, zaciskając na niej lewą dłoń, po czym cisnął pistolet prawą, celując między linię telefoniczną a kabel elektryczny. Pistolet przeleciał między przewodami i opadł, zaczepiając linkę o kabel. Reacher spuścił pistolet na ziemię, odwiązał go i wrzucił do samochodu. Potem szarpnął mocno linkę. Linia telefoniczna zerwała się przy puszce połączeniowej i opadła na ziemię.

Zwinął linkę holowniczą i rzucił ją z powrotem w miejsce na nogi. Wsiadł do samochodu, skręcił w bramę i wjechał podjazdem przed pomalowany na biało dom. Szerokie stopnie prowadziły do podwójnych drzwi frontowych.

Zatrzymał samochód, wysiadł i wszedł po schodach. Nacisnął przycisk po prawej stronie drzwi; w głębi budynku rozległ się dzwonek.

Zaczekał. Miał właśnie zadzwonić ponownie, kiedy otworzyła się lewa połówka drzwi. Stanęła przed nim służąca ubrana w szary uniform.

– Chciałbym się widzieć z Lyndonem Brewerem – powiedział Jack Reacher.

– Był pan umówiony? – spytała.

– Tak.

– Nic mi nie mówił.

– Pewnie zapomniał – zauważył ironicznie Reacher. – Nie jest przecież zbyt rozgarnięty. Twarz jej stężała. Nie z niesmaku. Starała się powściągnąć uśmiech.

– Kogo mam zapowiedzieć?

– Rutheford B. Hayes – powiedział Reacher.

Służąca zawahała się, ale po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– To nasz dziewiętnasty prezydent. Ten po Ulyssesie S. Grancie. Urodził się w osiemset dwudziestym drugim roku w Ohio.

– To mój przodek – wyjaśnił Reacher. – Proszę powiedzieć panu Brewerowi, że pracuję w banku w San Antonio, właśnie znaleźliśmy akcje jego dziadka warte milion dolarów.

Służąca odeszła, Reacher zaś wszedł przez drzwi i ujrzał, jak wspina się po schodach po przeciwnej strome holu. Hol miał rozmiary boiska do koszykówki i cały wyłożony był boazerią z pomalowanego na złoto drewna. Po chwili służąca pojawiła się ponownie.