Выбрать главу

– Powinien się pan odciąć od tej sprawy.

Walker uniósł wzrok.

– To prawda, ale nadal jestem prokuratorem okręgowym, co niesie pewne konsekwencje.

– Czy dowiem się w końcu, na czym polega pański problem?

– Nie widzi pan? Mam posłać Latynoskę przed pluton egzekucyjny. Jeśli to zrobię, mogę zapomnieć o wyborach. W naszym hrabstwie żyje wielu Latynosów. Żądanie kary śmierci dla kobiety z mniejszości narodowej to koniec mojej kariery.

– Niech więc jej pan nie oskarża. Działała w samoobronie, proste i jasne.

– Przeanalizujmy to – zaproponował Walker. – Obrona przed brutalnym mężem, czemu nie, to ma ręce i nogi, ale w takim wypadku musiałaby działać w afekcie. Wykluczona premedytacja. A Carmen zrobiła to z zimną krwią. Kupiła broń, gdy dowiedziała się, że mąż wraca do domu. Dokumenty przechodzą przez moje biuro, więc wiem, że tak właśnie było.

Reacher nie odzywał się.

– Znam ją – dodał Walker. – Znam ją jak zły szeląg. Slup był moim przyjacielem, więc znam ją od tak dawna, jak on, a to w zupełności mi wystarczy.

– Co z tego wynika?

Walker potrząsnął głową.

– Powiedziała pewnie panu, że pochodzi z rodu plantatorów winorośli mieszkających na północ od San Francisco. Że poznała Slupa podczas studiów na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angles, że zaszła z nim w ciążę i musieli się pobrać, prawda?

Reacher milczał.

– Opowiedziała panu, że Slup ją bił, odkąd zaszła w ciążę. Powiedziała, że odniosła poważne obrażenia, które Slup kazał jej tłumaczyć upadkami z konia. Twierdziła, że to ona doniosła na niego do urzędu skarbowego, przez co tym bardziej bała się powrotu Slupa do domu.

Reacher ani pisnął.

– No dobrze – ciągnął Walker. – Ściśle mówiąc, wszystko, co panu powiedziała, to tylko dowody ze słyszenia, których nie można wykorzystać w sądzie. W takiej sytuacji jej adwokat będzie się oczywiście starał, by sąd uwzględnił te dowody, ponieważ chodzi o stan jej umysłu. Są przesłanki, że sąd dopuści te dowody. Rzecz jasna, większość prokuratorów okręgowych sprzeciwiłaby się, ale nie my. Dopuszczamy takie dowody, ponieważ przemoc w rodzinie często odbywa się potajemnie.

– W takim razie, w czym problem?

– Problem w tym, że jeśli będzie pan zeznawał, wezmą pana w krzyżowy ogień pytań.

– Co z tego?

Walker wbił wzrok w biurko.

– Podejrzewam, że ona jednak działała z premedytacją. Planowała to zabójstwo, chciała pana wynająć do mokrej roboty, zaoferowała nawet seks w ramach łapówki.

Reacher się nie odzywał.

– Jeśli się zaś nie mylę – powiedział Walker – to wszystko wyjdzie podczas szczegółowego przesłuchania. To ją pogrąży, bo skoro naopowiadała panu takich rzeczy, to jej wiarygodność staje pod znakiem zapytania, prawda? Sprawdzamy to, zadając panu pytania, na które znamy odpowiedzi. Najpierw zupełnie niewinne, kim jest, skąd pochodzi i pan nam powtórzy wszystko, co panu powiedziała, a wtedy okaże się, że jej wiarygodność nie jest warta funta kłaków. Potem czeka ją już tylko śmiertelny zastrzyk.

– Dlaczego?

– Ponieważ znam tę kobietę i wiem, że lubi zmyślać. Nieraz słyszałem jej opowieści. Mówiła panu, że pochodzi z bogatej rodziny posiadającej winnice?

Reacher kiwnął głową.

– Mniej więcej. A nie?

– Pochodzi z dzielnicy latynoskiej w południowo-centralnym Los Angeles. Nikt nic nie wie o jej rodzicach. Ona pewnie sama ich nie zna.

Reacher wzruszył ramionami.

– To jeszcze nie jest przestępstwo, że ktoś zataja swoje pochodzenie z nizin społecznych.

– Nigdy nie studiowała na Uniwersytecie Kalifornijskim. Była striptizerką. Slup poznał ją, kiedy występowała na balandze studenckiej. Wpadła mu w oko. Zamieszkała z nim i zaszła w ciążę. Słup zachował się wówczas bardzo przyzwoicie.

– Nawet jeśli to prawda, nie miał prawa jej bić – powiedział Reacher.

– Jasne – odparł Walker. – Prawda jest jednak taka, że on jej wcale nie bił. Znałem dobrze Slupa, Można o nim wiele powiedzieć, nie tylko dobre rzeczy. Interesy załatwiał dość niedbale, nie zawsze uczciwie. Był jednak teksańskim dżentelmenem, który za nic na świecie nie podniesie ręki na kobietę.

– A co innego mógłby pan powiedzieć? Byliście wszak przyjaciółmi.

Walker kiwnął głową.

– Rozumiem pańskie rozumowanie, ale brak tu punktu zaczepienia. Nie ma przekonujących dowodów, świadków, dosłownie nic. Poprosimy, rzecz jasna, o analizę jej karty choroby, ale nie wiązałbym z tym zbyt wielkich nadziei.

– Sam pan mówił, że przemoc w rodzinie odbywa się czasem absolutnie potajemnie.

– Ale żeby aż tak? Slup i Carmen codziennie spotykali się z przyjaciółmi. Nim pan powiedział swoją wersję Alice Aaron, nikt w Teksasie nie słyszał nawet najbardziej błahej plotki na temat przemocy w ich małżeństwie. Jest pan jedyną osobą, która wie coś na ten temat. Jeśli zechce pan zeznawać, przy okazji będzie pan musiał opowiedzieć inne rzeczy, które dowiodą, że kłamie. Choćby to, czy twierdziła, że sama doniosła na męża do urzędu skarbowego?

– Faktycznie. Zadzwoniła do nich. Mają do tego specjalny wydział.

Walker potrząsnął głową.

– Złapali go na podstawie informacji z banku. Wyszło to przypadkowo podczas kontroli kogoś innego. Wiem to na pewno, ponieważ Slup z miejsca zgłosił się do Ala Eugene’a, a Al poprosił mnie wówczas o radę. Carmen kłamie, panie Reacher.

– Więc, po co ta rozmowa?

– Bo nie jestem mściwym człowiekiem, który za wszelką cenę chce chronić dobre imię przyjaciela. Jeżeli zrobiła to z wyrachowania, na przykład dla pieniędzy, musi ponieść karę. Jeśli jednak historia choroby da się choć trochę nagiąć, będę jej bronił, jako ofiarę przemocy w rodzinie.

Reacher nie odezwał się.

– No dobrze, rzeczywiście nie chcę stracić szansy w wyborach – rzekł Walker. – Albo powiedzmy, że chcę upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Ocalić siebie i ją. Także Ellie.

– Więc, czego pan oczekuje ode mnie?

– Jeśli zgodzi się pan, chciałbym, żeby pan skłamał w czasie rozprawy – powiedział Walker. – Chcę, żeby powtórzył pan wszystko, co mówiła o biciu, i zmienił całą resztę, którą pan od niej usłyszał.

– Sam nie wiem – odparł Reacher.

– Ja również mam wątpliwości. Ale może wcale nie dojdzie do rozprawy. Jeśli uda się odrobię naciągnąć wyniki badań medycznych, wówczas będzie można wycofać oskarżenie.

– Jest pan pewien?

Walker znów westchnął.

– Oczywiście, że nie jestem. Ale to uratowałoby Carmen. A Slup ją kochał, Reacher. Na swój sposób, którego nikt nie zrozumie. W głowie się nie mieści, ile cięgów zebrał za tę miłość. Od rodziny, od życzliwej społeczności. Uważam, że chętnie poświęciłby swoje dobre imię, by uratować jej życie.

Reacher wzruszył ramionami i wstał.

– Mam nadzieję, że ta rozmowa zostanie między nami? – powiedział Walker.

Reacher kiwnął głową.

– Jeszcze do niej wrócimy – odparł, obrócił się na pięcie i wyszedł.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– A co się dzieje z Carmen i Slupem? – spytała Alice.

– Przekonała mnie – odparł Reacher. – Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Siedzieli po przeciwnych stronach biurka w kancelarii Alice. Było południe i z nieba lał się taki żar, że całe miasto zmuszone było udać się na sjestę. Nikt, kto naprawdę nie musiał, nie ruszał się z domu. Alice siedziała rozparta w fotelu, ręce założyła za głowę, ciało jej lśniło od potu. Opalona skóra wyglądała jakby natarta oliwą. Reacherowi koszula lepiła się do ciała. Zastanawiał się, czy będzie w stanie nosić ją przez trzy dni, jak wcześniej zamierzał.