Выбрать главу

– Czy dokładnie rozumiesz tu wszelkie prawne zawiłości, Reacher? – zapytała, przechodząc na ty

Kiwnął głową.

– Jeśli ją bił, to sknociła sprawę, przygotowując zbrodnię – powiedział z namysłem. – A jeśli nie bił, to zwykły mord. Cokolwiek powie, nikt jej nie uwierzy, bo zmyśla i koloryzuje. I już nic byśmy nie wskórali, gdyby Walkerowi tak nie zależało na stanowisku sędziego.

– Właśnie – potwierdziła Alice.

– Czy lubisz korzystać z takiego łutu szczęścia?

– Nie. Ani z moralnego, ani z praktycznego punktu widzenia – odrzekła. – Może się, dajmy na to, okazać, że Hack ma nieślubne dziecko, wszyscy się o tym dowiedzą i będzie musiał wycofać swoją kandydaturę. Do listopada zostało jeszcze mnóstwo czasu. Liczenie na jego wyborcze zakusy w tej sprawie to jawna głupota. Może nagle przestać być uwikłany w sprawę Carmen, tak, więc potrzebna jest jej mocna obrona.

Reacher uśmiechnął się.

– Jesteś jeszcze bystrzejsza, niż przypuszczałem.

– Nie powinieneś zeznawać w sądzie. Poza twoimi zeznaniami tylko pistolet sugeruje, że działała z zimną krwią. Możemy przekonać sąd, że kupienie broni, a jej użycie to dwie różne sprawy.

Reacher nie odezwał się..

– Właśnie badają broń w laboratorium – dodała. – Robią testy balistyczne i zdejmują odciski palców. Mówią, że broni dotykały dwie osoby. Podejrzewam, że była to ona i pewnie on. Może się mocowali. Może to był wypadek.

Reacher potrząsnął głową.

– Ja jestem tą drugą osobą. Chciała, żebym nauczył ją posługiwać się bronią. Poćwiczyliśmy trochę na otwartej przestrzeni.

– Do diabła, Reacher – zaklęła. – A jeśli cię wezwą do sądu?

– Wtedy pewnie skłamię. To chyba nic strasznego.

– Jak wytłumaczysz swoje odciski palców na pistolecie?

– Powiem, że był gdzieś porzucony, a ja niczego nie podejrzewając, oddałem go jej. Będzie to sugerowało, że po kupieniu broni rozmyśliła się.

– Chcesz kłamać pod przysięgą?

– Jeśli to środek prowadzący do celu, czemu nie. A ty?

Kiwnęła głową.

– W takiej sprawie chyba też.

– Od czego więc zaczynamy?

– Najpierw musimy dowieść, że nie działała z premedytacją, a potem udowodnimy, że była bita, na podstawie jej karty choroby. Już wysłałam odpowiednie pisma. Szpitale zwykle dość szybko reagują w sprawach sądowych, więc powinniśmy dostać jej kartę jutro. Skoro obrażenia były wynikiem przemocy, powinna być adnotacja o prawdopodobieństwie takiej przyczyny. Jeśli ława przysięgłych będzie skrupulatnie dobrana, powinna podzielić się po połowie na niepewnych i przekonanych o jej niewinności. Niepewni przejdą po kilku dniach na stronę uznających ją za niewinną. Zwłaszcza, jeśli będą panować takie upały.

Reacher odlepił przepoconą koszulę od ciała.

– Upały chyba się niedługo skończą?

– Przecież mam na myśli przyszłe lato – wyjaśniła Alice.

Wybałuszył oczy.

– Chyba żartujesz. A co z Ellie?

Wzruszyła ramionami.

– Trzymaj kciuki za to, żeby w karcie choroby było co trzeba. Jeśli tak będzie, możemy spróbować przekonać Hacka. by ten wycofał oskarżenie.

– Kiedy wybierzesz się na spotkanie z Carmen?

– Po południu. Ale najpierw jadę do banku spieniężyć czek na dwadzieścia tysięcy dolarów. Włożę gotówkę do torby na zakupy, którą zawiozę pewnym szczęśliwym ludziom. Powinieneś pojechać ze mną w charakterze ochroniarza. Nie codziennie noszę przy sobie dwadzieścia kawałków. W samochodzie będzie przyjemny chłodek.

– Okay – zgodził się Reacher.

W BANKU nie byli specjalnie przejęci, wypłacając dwadzieścia patyków w różnych nominałach. Kasjer po prostu przeliczył banknoty trzy razy i włożył je do torby na zakupy z brązowego papieru, którą podała mu Alice. Reacher zaniósł torbę na parking.

Ponieważ wnętrze garbusa rozgrzało się jak piec, musieli chwilę za czekać na zewnątrz.

Alice włączyła klimatyzację i trzymała drzwi otwarte, póki temperatura nie spadła o piętnaście stopni. Wsiedli do samochodu. Alice ruszyła.

– Czy było ci kiedyś tak gorąco? – spytała.

– Może – odparł. – Raz czy dwa. Na pewno w Arabii Saudyjskiej i nad Pacyfikiem.

Spytała go, kiedy byt na Bliskim Wschodzie i nad Pacyfikiem. Opowiedział jej dziesięciominutową wersję swojej biografii, ponieważ polubił jej towarzystwo. Pierwsze trzydzieści sześć lat układało się w pasmo kolejnych osiągnięć i postępów, znaczonych, jak to w wojsku, awansami i medalami. Ostatnie kilka lat było trudniejsze, jak to bywa. Brak celu, życie w zawieszeniu. Uważał, że w końcu osiągnął wolność, chociaż nie wszyscy tak sądzili. Więc jak zwykle opowiedział swoją historię i pozwolił jej myśleć, co chce.

Ona w zamian uraczyła go swoim życiorysem. Wiele w nim było punktów odniesienia do jego własnych losów. Był synem żołnierza; ona córką prawnika. Zawsze chciała pójść zawodowo w ślady ojca; podobnie jak on. Miała dwadzieścia pięć lat i była mniej więcej na etapie ambitnego porucznika w dziedzinie prawa. Sam był ambitnym porucznikiem w wieku dwudziestu pięciu lat i dobrze pamięta, jak się wówczas czuł.

W pewnej chwili skręciła w wiejską drogę i minęła kilka hektarów pól uprawnych. Była tu zaorana ziemia i prowizoryczny system nawadniający. Do drewnianej konstrukcji przyczepiono druty mające podtrzymywać rośliny, które teraz zmarniały. Krzaki były wyschnięte na wiór, a ziemia jałowa. Ktoś musiał tu poświęcić wiele miesięcy pracy w pocie czoła, której owocem okazało się gorzkie rozczarowanie.

Sto metrów za polem stał niewielki domek, stodoła, oraz rozbita półciężarówka. Alice zaparkowała samochód obok niej.

– Nazywają się Garcia – powiedziała. – Na pewno są w domu.

PIERWSZY raz widział, by dwadzieścia tysięcy dolarów zrobiło takie wrażenie. Dla tych ludzi był to dosłownie podarunek życia. Rodzina Garcia składała się z pięciu osób: rodziców, którzy prawdopodobnie dobiegali pięćdziesiątki, najstarszej córki, około dwudziestu pięciu lat, i dwóch młodszych chłopców. Wszyscy stali, milcząc, w drzwiach wejściowych. Alice radośnie się przywitała, przeszła obok nich i wysypała pieniądze na kuchenny stół.

– Zmienił zdanie – powiedziała po hiszpańsku.

Rodzina stanęła półkolem wokół stołu i długą chwilę w milczeniu spoglądała na pieniądze. Potem zaczęli jeden przez drugiego entuzjastycznie wyliczać swoje plany. Najpierw opłacą rachunek, żeby włączono im telefon, potem elektrykę. Następnie kupią olej napędowy, żeby uruchomić pompę nawadniającą pole.

W dalszej kolejności naprawią ciężarówkę i pojadą po nasiona oraz nawóz.

Reacher rozejrzał się po salonie, w którym czekał. Półkę na długości metra wypełniały tomy encyklopedii, a obok stały liczne figurki świętych. Na ścianie wisiało jedno zdjęcie przedstawiające chłopca może czternastoletniego. Ubrany w biały strój do bierzmowania, uśmiechał się nieśmiało.

– To mój najstarszy syn – usłyszał. – Zdjęcie zrobiono, nim opuściliśmy naszą wioskę w Meksyku.

Reacher odwrócił się i ujrzał za sobą panią domu.

– Zabito go w czasie podróży w te strony – wyjaśniła.

Reacher kiwnął głową.

– Słyszałem. Graniczny patrol. Bardzo mi przykro.

– Stało się to dwanaście lat temu. Miał na imię Raoul.

– Jak do tego doszło?

– Polowali na nas nocą przez trzy godziny – podjęła opowieść o dramacie swego życia. – Maszerowaliśmy i biegliśmy; mieli ciężarówkę i ostre reflektory. Rozdzieliliśmy się, Raoul odbiegł ze swoją siostrą. Posłał ją w jedną stronę, a sam ruszył w drugą, prosto w te reflektory. Wiedział, że byłoby gorzej, gdyby schwytali dziewczynę. Ale oni nawet nie starali się go aresztować. Zastrzelili jak psa i odjechali.