Oleg zgodził się z argumentacją Demiurga, zaś Romero zwrócił się do obecnych:
— Szanowni przyjaciele, czy pozwolicie, że naszym nowym dwunastonogim znajomym nadam nazwę Aranów?
Zapytaliśmy go, dlaczego wybrał właśnie tę nazwę, na co Romero wyjaśnił, że słowo „aran” w starożytnych językach ziemskich kojarzy się w jakiś sposób z wizerunkiem pająka, a obcy bez wątpienia przypominają pająki.
— Przypominają również Altairczyków — zauważyłem — tyle że tamci są znacznie sympatyczniejsi.
— Sympatyczniejsi, bardziej przyjaźni i niewątpliwie o wiele niżej rozwinięci od Aranów — zakonkludował Paweł.
Później wielokrotnie wspominałem, z jaką precyzją Romero na pierwszy rzut oka określił charakter pająkokształtnych.
3
Aran stał na dwunastu nogach z główką pochyloną na bok. Z daleka wydawało się, że jest to jego naturalna poza, że lada chwila ruszy z miejsca i pobiegnie przebierając szybko odnóżami. Ale wystarczyło lekko osłabić podtrzymujące go pole, aby pająkokształtny natychmiast się przewrócił. Był wciąż nieprzytomny czy też przebywał poza czasem, jak pół żartem utrzymywał Gracjusz, któremu podobnie jak i mnie przypadła do gustu teoria Ellona o inwersji czasu.
Dzień, w którym Aran otworzył oczy, zapamiętali wszyscy bez wyjątku. Od spotkania z obcym statkiem upłynął już ponad miesiąc, kiedy wstąpiłem do laboratorium Ellona, żeby z nim porozmawiać. W pewnym momencie usłyszeliśmy okrzyk Ireny:
— On lata! Ellonie, Eli! Aran unosi się w powietrzu.
Aran rzeczywiście latał. I nie tylko biernie unosił się w powietrzu, lecz szybko sunął w naszym kierunku. Odskoczyliśmy do tyłu. Mnie przeraziło trzecie oko pająkokształtnego, które po raz pierwszy zobaczyłem otwarte. Oko to nie patrzyło, lecz przenikliwie świeciło. Wzrok dwojga dolnych oczu był zwyczajny, mądry, nieco smutny, ale nic ponadto. Później dowiedzieliśmy się, że górne oko Aranów może oślepiać promieniem zbliżonym do laserowego.
Ellon pospiesznie wzmocnił pole ochronne, które odepchnęło Arana i rzuciło go na podłogę. Demiurg tłumaczył się potem, że obawiał się ataku potwora. Sądzę, że postąpił prawidłowo. Skutki inwersji czasu jeszcze nie przeszły, zatem mózg Arana był jeszcze daleki od zwykłej sprawności. Wspomnę przy okazji, że w normalnym stanie Aranowie nie przedstawiają niebezpieczeństwa dla Ziemian i Demiurgów, jeśli są niezbyt liczni.
Ellon osłabił pole, zaś Aran podciągnął rozpełzające się nogi i znów uniósł się w powietrze, przy czym najwyraźniej zamierzał zbliżyć się do nas.
— Włącz z łaski swojej deszyfrator — poprosiłem Irenę. — Może uda się nam znaleźć wspólny język. Następnie zwołałem do laboratorium wszystkich eksploratorów. Przyszła Mary, Lusin, Romero, Orlan, Gracjusz, zjawił sę Włóczęga, który zatrzymał się z ogonem w korytarzu, ale Aran uniósł się wyżej i smok wygodnie wyciągnął swą długą szyję akurat pod nim.
Irena uruchomiła deszyfrator na wszystkich zakresach, ale kontaktu nie było. Jeśli nawet Aran generował jakieś sygnały, to do nas one nie docierały. Irena powiedziała zrozpaczonym tonem:
— To niewątpliwie istota rozumna, ale nasze odbiorniki nie są w stanie go zrozumieć.
— Za to, jak mi się wydaje, on sam doskonale nas rozumie bez dodatkowych urządzeń — powiedział Orlan, którego, podobnie jak mnie, zastanowiło myślące spojrzenie dolnych oczu Arana i przenikliwy blask trzeciego.
Zirytowała mnie zabawa z deszyfratorem, więc wstałem z miejsca. Podniosła się również Mary, podeszła do mnie i razem zbliżyliśmy się nie dalej jak na krok do pająka-kosmonauty. Najwidoczniej zmobilizowała nas do tego uwaga Orlana i oburzenie na to, że choć przybysz najwyraźniej doskonale nas rozumiał, być może nawet beznamiętnie badał, my, niczym króliki doświadczalne, czekaliśmy pokornie aż eksperymentator zechce w niezmiernej swej łaskawości przemówić do nas bodaj słowem. Nie wiem, czy udało mi się precyzyjnie oddać mój ówczesny nastrój, ale jestem pewien jednego: gotowałem się z wściekłości.
Przerażona Mary chwyciła mnie za rękę: — Eli, co się z tobą dzieje?
— Daj mi spokój! — warknąłem przez zęby. Chcę pokazać temu gwiezdnemu włóczędze, że spotkał się z siłą wyższą, a nie z głupimi zwierzakami!
Zaraz jednak zawstydziłem się, że dałem się ponieść niekontrolowanym emocjom niegodnym człowieka, a już zupełnie niewybaczalnym dla kierownika wyprawy gwiezdnej. Gotów już byłem przeprosić wszystkich za mój wybuch, gdy zauważyłem, iż górne oko Arana przygasło i nie różniło się już niczym od dwóch pozostałych. Odwróciłem się na pięcie i powiedziałem, starając się na nikogo nie patrzeć:
— Pójdę już. Kontakt z pająkokształtnym niewątpliwie nastąpi, chociaż trzeba będzie chyba jeszcze trochę nań poczekać.
Nie zdążyłem jednak zrobić nawet trzech kroków w stronę drzwi, kiedy rozległ się głos przybysza. Aran mówił nienaganną ziemszczyzną.
Nie, to nie była mowa w ścisłym tego słowa znaczeniu, mowa kojarząca się z drganiami powietrza nazywanymi dźwiękiem. Głos Arana rozlegał się bezpośrednio w głowie każdego z nas, wywoływał w mózgach rodzenie się właściwych słów i zdań. Jeśli uda się nam kiedykolwiek wrócić na Ziemię, specjaliści z pewnością rozszyfrują mechanizm, dzięki któremu Aran potrafi kontaktować się z każdą myślącą istotą.
— Rozumiem was — zwrócił się do każdego z obecnych w jego rodzimym języku. — Teraz i wy będziecie mnie rozumieć. Jestem uciekinierem z Ginących Światów. Było nas sześciu. Chcieliśmy odwrócić nasz czas, dotrzeć do czasów odległych i pozostać w nich. To się nam nie udało i znów spadliśmy do naszego czasu. Moi towarzysze zginęli przy pierwszym nawrocie, nie znieśli przyszłości, gdyż mogli żyć tylko w swym własnym czasie. Ja ocalałem, lecz straciłem na długo przytomność. Uratowaliście mnie. Zadawajcie pytania.
Słuchaliśmy pająkokształtnego astronauty z niezmiernym zdumieniem, które mnie osobiście mocno zaskoczyło. Przecież spotykaliśmy już istoty o jeszcze dziwaczniejszym wyglądzie, a i bezpośrednie przekazywanie myśli z mózgu do mózgu też w końcu nie było niczym nadzwyczajnym: nie inaczej w swoim czasie komunikował się ze mną Orlan. Wreszcie zrozumiałem, że to, co bratem za zdziwienie, było lękiem, poczuciem zagrożenia ze strony Arana, który wprawdzie ugiął się przed „siłą wyższą”, ale wcale nie zrezygnował z walki.
Pierwszy opanował się Romero.
— Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, admirale powiedział — wezmę na siebie ciężar rozmowy z szanownym podróżnikiem w czasie. — I zwrócił się do Arana: A zatem, drogi gwiezdny przybyszu, jest pan uciekinierem z Ginących Światów. Czy moglibyśmy się zatem dowiedzieć co to są owe Ginące Światy?
W mózgu każdego z nas rozległa się odpowiedź:
— Wkrótce je zobaczycie, gdyż wasz kurs prowadzi wprost na nie.
— Należy pan do mieszkańców Ginących Światów? — Zamieszkują je tacy jak ja i moi polegli towarzysze.
— Jeśli można, wrócę jeszcze później do natury waszych siedlisk, teraz jednak interesuje mnie inny problem. Ucieka pan ze swych Ginących Światów z jakichś sobie tylko znanych powodów, których nie zamierzamy dociekać. W porządku. Ale czemu wybrał pan taką niecodzienną metodę jak inwersja czasu?
— Nasze światy zostały dotknięte chorobą czasu. Nasz czas jest gąbczasty, zetlały i często się rwie. Odnajduję w waszych mózgach nazwę straszliwej choroby szalejącej niegdyś w waszych światach. A więc nasze światy toczy rak czasu.