— Nie będę chłostał Białego, to nie czarnuch — stwierdził nadzorca. — Niby za kogo mnie bierzecie?
— Jest pan ramieniem sprawiedliwości — oświadczył Balzac. — A ja jestem sercem winy.
— Wyrzućcie tych imbeciles z mojej kuchni! — polecił szef.
— Pan jest Francuzem! — krzyknął Balzac.
— Jasne. Kto by zatrudnił angielskiego kucharza?
I natychmiast obaj zaczęli wyrzucać z siebie potoki francuskich słów. Calvin rozumiał niektóre, ale nie dość, żeby pojąć coś więcej. Balzac zepsuł całą zabawę, naturalnie. Niewolnicy patrzyli na niego — z ukosa, żeby nikt ich nie przyłapał na wpatrywaniu się w Białego jakby to sam Bóg zstąpił na ziemię, by wywieść ich z niewoli.
Nawet kiedy Calvin był zły i chciał trochę wyrównać rachunki, udało mu się tyle, że Balzac wyszedł na bohatera, a on na wielkie nic.
Wywieść ich z niewoli. Jak sam Bóg. Własna myśl sprzed chwili odbiła się echem w umyśle. Margaret uważa, że stracili swoje imiona i płomienie serc. Potrzebują kogoś, kto zwróci im dusze i wyprowadzi z niewoli.
Balzac tego dla nich nie zrobi. Kim jest właściwie? Francuska krewetka z palcami brudnymi od atramentu. Ale jeśli to ja uwolnię niewolników, kim w porównaniu ze mną będzie Alvin?
Przez moment rozważał pomysł, czy nie porazić nadzorcy i nie skłonić niewolników do ucieczki. Lecz dokąd by uciekli? Nie, potrzebne jest ogólne powstanie. A trudno się spodziewać, żeby Czarni bez dusz mieli dość odwagi na jakikolwiek opór.
To zatem będzie jego pierwszym zadaniem. Szukanie dusz i nadawanie imion.
OSKARŻENIE
Właściwie Alvin wcale się nie zdrzemnął, kiedy Arthur Stuart opowiadał historię jego życia. Ale błądził gdzieś myślami.
Nie mógł nie słyszeć, że głos Arthura Stuarta nie zmienia się podczas opowieści. Nikt inny nie mógł tego zauważyć, jednak Alvin pamiętał, że kiedy chłopiec był młodszy, potrafił bezbłędnie naśladować głosy innych. Nieważne, wysokie czy niskie, niezależnie od akcentu czy wad wymowy, czy szept, czy grzmiąca mowa, łatwo wydobywał je ze swych ust.
A potem zjawili się Odszukiwacze Niewolników ze skarbczykiem zawierającym kawałki włosów i ciała Arthura, pobrane, kiedy tylko się urodził. Mieli talent rozpoznawania, kto pasuje do skarbczyka, i nie było przed nimi ucieczki. Wyczuwali ofiarę jak psy gończe. Dlatego Alvin zabrał chłopca za rzekę Hio i tam, po stronie Appalachee, dokonał zmiany w najgłębszym jądrze najdrobniejszych cząstek ciała chłopca. Niewielkiej zmiany, ale wystarczyła, by nie pasował już do własnego skarbczyka. Alvin zanurzył go w wodzie, żeby spłukać ostatnie ślady dawnej skóry. Kiedy Arthur wypłynął, był bezpieczny. Ale stracił talent naśladowania głosów.
Czy to jest mój los? — myślał Alvin. Staram się pomóc, ale odbieram tyle, ile daję. Może sam Bóg tak ułożył świat, żeby nikt nie mógł zyskać zbyt wielkiej przewagi. Otrzymujesz cud, ale tracisz coś całkiem zwyczajnego, za czym już zawsze tęsknisz. Gdzieś jakiś anioł mierzy radość i smutek, i jaką porcję ci przeznaczył, taką dostaniesz, choćbyś nie wiem jak próbował.
I nagle ogarnęło go poczucie samotności. Wiedział, że to niemądre w otoczeniu wypróbowanych przyjaciół. Ale gdzieś na południu była jego żona, a także jego nauczycielka i opiekunka, para jasnych oczu, które strzegły go od niemowlęctwa, chociaż sama była jeszcze dzieckiem, kiedy zaczęła się nim opiekować. Margaret. A w jej łonie kolejna generacja: ich pierworodna córka.
Myśląc o nich, zaczął szukać. Nie potrafił, jak Margaret, przeskakiwać myślą od jednego płomienia serca do drugiego, widzieć, gdy tylko zapragnął widzieć. Musiał wysłać przenikacz daleko, szybko, coraz szybciej, pędzący nad mapą Ameryki, wzdłuż brzegu, mijający płomienie serc wszystkich żyjących istot, przez pola, jasne zielone lasy, nad rzekami, przez rozległe Chesapeake. Znał drogę i nigdy się nie gubił. Dopiero w samym mieście Camelot musiał szukać, rozglądać się za podwójnym płomieniem, który znał tak dobrze, którego szukał każdej nocy.
Znalazł — matkę i maleńki płomień serca ich nienarodzonej córki. Nie potrafił zajrzeć w płomienie, tak jak Margaret, ale mógł obserwować ciało. Wiedział, kiedy Margaret mówi, choć nie miał pojęcia, co zostało powiedziane. Słyszał bicie serca, wyczuwał oddech, zgadywał, czy jest zdenerwowana, czy spokojna, ale nie mógł wiedzieć dlaczego.
Jadła właśnie. Była spięta, mięśnie jej zesztywniały, zachowywała czujność. Dwóch ludzi towarzyszyło jej w posiłku. Jeden z nich był nieznajomy. Drugi…
Co Calvin robi przy stole naprzeciw Margaret?
Alvin natychmiast dokładnie sprawdził stan żony i dziecka. Córce nic nie zagrażało — jej serce biło regularnie, nie zdradzała niepokoju.
Oczywiście, że nie. Skąd mu przyszło do głowy, że Calvin może być zagrożeniem dla jego rodziny? Owszem, Calvin jest chłopcem trochę dziwnym, zazdrosnym i skorym do gniewu, ale przecież nie potworem. Nie ranił ludzi, poza ranieniem ich uczuć. Przyczyną obaw były z pewnością ciągłe ostrzeżenia Margaret, że pewnego dnia zginie z winy Calvina. Gdyby stanowił zagrożenie dla samej Margaret albo dziecka, wiedziałaby o tym z góry i podjęła odpowiednie kroki, by go powstrzymać.
Calvin i Margaret razem przy obiedzie. To skłaniało do zastanowienia. Nie mógł się doczekać, że Margaret znajdzie wolną chwilę w samotności i opisze mu wszystko.
Potem zaczął myśleć o Margaret. Bardzo za nią tęsknił. Jak by to było, gdyby osiedlili się gdzieś, nie dźwigając na barkach brzemienia losów świata, poświęcając czas wychowaniu dzieci i pracy, by utrzymać się przy życiu? Nie musieliby obserwować i odpierać żadnego Niszczyciela. Nie musieliby zbudować Kryształowego Miasta. Nie martwiliby się, jak uniknąć okropnej wojny. Tylko żona, dzieci, mąż, sąsiedzi, a z czasem i wnuki, i groby, radość i łzy, wzloty i upadki, powodzie i susze na rzece życia.
— Zasnąłeś, Alvinie? — spytał Verily.
— Chrapałem? — wystraszył się Alvin.
— Arthur skończył opowieść. Historię twojego życia. Nie słuchałeś?
— Już ją słyszałem — wyjaśnił. — Poza tym byłem przy tym, kiedy się działa. W rzeczywistości nie była nawet w połowie taka ciekawa jak opowieść Arthura.
— Pytanie brzmi: czy panna Purity zechce dołączyć do naszego towarzystwa — powiedział Verily.
— W takim razie dlaczego mnie pytasz?
— Pomyślałem, że pomożesz nam wysłuchać jej odpowiedzi. Alvin zerknął na Purity, która zarumieniła się i odwróciła głowę. Arthur Stuart popatrzył na Verily'ego gniewnie.
— Oskarżasz pannę Purity o kłamstwo?
— Mówię tylko, że jeśli uwierzyła w twoją opowieść, zapewne się przestraszy wielkiej mocy, jaką ma w sobie Alvin. Może więc nie dać nam szczerej odpowiedzi, tylko taką, o której sądzi, że zagwarantuje jej bezpieczeństwo.
— I ja niby mam wiedzieć, czy mówi prawdę? — zdziwił się Alvin.
— Jej serce nie jest z drewna — odparł Verily. — Dlatego ja na pewno nie zgadnę, czy bije szybciej, czy wolniej, kiedy będzie mówiła.
— To ona ma talent zgadywania, co czują inni. Margaret też umie zajrzeć w płomienie serc. A ja… ja tylko bawię się różnymi drobiazgami.
— Jest pan zbyt skromny — wtrąciła Purity. — Jeśli to, co mówią pańscy uczniowie, jest prawdą.
To poruszyło Alvina.
— Uczniowie?
— Czy nie nimi właśnie jesteście? Mistrz i jego uczniowie wędrujący po pustkowiach w nadziei zwerbowania następnego.