— Ale dziewczyna nas też oskarży — wystraszył się Audubon. Verily pokiwał głową.
— To prawda — przyznał. — Tak, to prawda. Dlatego wy trzej zaczekacie w lesie, dopóki po was nie wrócę.
— Jaki jest plan? — chciał wiedzieć Mike.
— Nie dowiem się, póki nie porozmawiam z Alvinem. Ale pamiętajcie o jednym: jedyne, co jest ważne w procesie o czary, to czy zawładnął wami szatan. Dlatego to jedyne pytanie, na które możecie odpowiedzieć. Nic na temat talentów i ukrytych mocy. Tylko o szatanie. Nigdy go nie widzieliście, nie rozmawialiście z nim, niczego wam nie dawał. Czy możecie uczciwie to przysiąc?
Roześmiali się wszyscy i przyznali, że mogą.
— Kiedy więc przyjdzie do zeznań, na to jedno pytanie odpowiecie. Przy pozostałych udawajcie głupków.
— A co ze mną? — zmartwił się Audubon. — Byłem ochrzczony jako katolik.
— O tym też możesz opowiedzieć — uznał Verily. — Zobaczysz. Jeśli choć w połowie jestem takim prawnikiem, na jakiego się szkoliłem, żadna z tych rzeczy w ogóle nie zostanie wspomniana na procesie. — Ruszył ścieżką za Arthurem. — Chodźcie. Teraz to praca dla adwokata. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, Alvin będzie wolny, a panna Purity zostanie naszą towarzyszką podróży.
— Nie chcę z nią wędrować! — zirytował się Mike. — Sam widzisz, w jakie kłopoty nas wpędziła.
Kłopoty? — zdziwił się Verily. — Głupiałem już z nudów w Nowej Anglii. Wszystko tu jest takie spokojne. Wszystko toczy się gładko, większość sporów rozstrzyga się pokojowo, sąsiedzi jakoś żyją obok siebie, ludzie są za bardzo szczęśliwi. Wielkie nieba, przecież jestem prawnikiem! Niewiele brakowało, żebym tu zwariował.
Z początku wielebny Study próbował ją zlekceważyć.
— Rozumiem, że jesteś zafascynowana ideą czarów, ale to rzecz z przeszłości, droga Purity.
— Przechwalali się tym — oświadczyła Purity. — Nie pytałam ich nawet.
— O to właśnie chodzi, rozumiesz — tłumaczył kapłan. — Nie są z Nowej Anglii, a przybysze lubią drwić z naszego ścisłego posłuszeństwa Pismu. Żartowali sobie z ciebie.
— Wcale nie — upierała się Purity. — A jeśli mi pan nie pomoże, sama pójdę prosto do strażników pokoju.
— Nie, nie. — Study wystraszył się. — Nie wolno ci tego robić.
— Dlaczego nie? Zeznanie kobiety liczy się przed sądem. Nawet zeznanie sieroty, mam nadzieję.
— Tu nie chodzi o… Purity, czy zdajesz sobie sprawę, w jakie kłopoty się wpędzasz tymi szalonymi oskarżeniami?
— Nie są szalone. I dobrze wiem to, czego tak bardzo stara się pan nie powiedzieć: że moi rodzice zostali powieszeni za czary.
— Co?! — oburzył się Study. — Kto ci naopowiadał takich bzdur? Kto rozgłasza takie plotki?
— Chce pan powiedzieć, że tak nie było?
— Nie mam pojęcia, ale nie wyobrażam sobie, żeby to była prawda. W tej części Nowej Anglii nie było procesu o czary od… o wiele dłużej, niż żyjesz na tym świecie.
— Ale proces nie odbył się tutaj. Odbył się w Netticut.
— To trochę daleko, nie wydaje ci się? Dlaczego akurat Netticut?
— Wielebny Study, im dłużej rozmawiamy, tym dalej uciekają ci ludzie. A jeden z nich jest papistą, Francuzem, sprowadzonym tutaj pod fałszywą tożsamością. Udawał niemowę.
Wielebny Study westchnął.
— Widzę, że wcale mnie pan nie szanuje, tak samo jak wszyscy inni — oświadczyła Purity.
— Więc o to ci chodzi? Próbujesz zyskać sobie szacunek?
— Nie, wcale nie!
— Ponieważ w ten sposób nic nie osiągniesz. Pamiętam procesy w Salem. No, nie pamiętam ich osobiście, nawet mnie tam nie było, ale hańba tego miasteczka wciąż jest żywa. Tak wielu zabito, opierając się na zeznaniach grupki rozhisteryzowanych dziewcząt. Dziewczęta pozostały bez kary, jak wiesz. Przeżyły swoje żywoty tak, jak pozwoliło im sumienie, ponieważ żaden ziemski sędzia nie potrafiłby rozpoznać, które oskarżenia wniesiono złośliwie, a które były skutkiem złudzenia i wpływu mentalności tłumu.
Nie jestem grupą i nie jestem rozhisteryzowana.
— Jednak takie oskarżenia wzbudzają pewien sceptycyzm.
— To bzdura. Ludzie wierzą w czary, wielebny Study. Wszyscy. Robią kontrole na granicach. Nawołują… Nie, pan na kazaniach nawołuje do walki z czarami.
— To takie skomplikowane. Na kazaniach mówię o próbach korzystania z ukrytych mocy. Nawet jeśli istnieją, nie wolno ich używać, by uzyskać przewagę nad bliźnimi, a nawet by zdobyć podziw przyjaciół. Ale formalne oskarżenie o czary… To wymaga zarzutu kontaktów z szatanem, służenia złu. Zależnie od tego, kto prowadzi przesłuchanie, mogą się pojawić pytania o sabaty czarownic, trzeba wymieniać nazwiska. Te sprawy wymykają się spod kontroli.
— Oczywiście, że skłamią o szatanie. Przy mnie nie wspomnieli o nim ani słowem.
— Właśnie. Czyli to nie czary, sama rozumiesz.
— Ale czy nie tego się właśnie spodziewamy? — spytała Purity. — Czy nie oczekujemy po czarowniku kłamstwa?
— To właśnie zdarzyło się w Salem! — zawołał Study. — Zaprzeczenia interpretowali jako kłamstwa, jako próby ukrycia wpływów szatana w społeczności. Ale później odkryto, uświadomiono sobie, że w ogóle nie było żadnych czarów, że wyznania, jakie uzyskano, wszystkie motywowane były egoistycznym pragnieniem zachowania życia, podczas gdy na szubienicę trafili jedynie ci, którzy nie chcieli kłamać.
— Chce pan powiedzieć, że pańskim zdaniem Biblia się myli, kiedy mówi: nie pozwolisz żyć czarownicy?
— Nie, nie. Oczywiście, jeśli znajdziesz prawdziwą czarownicę, musisz… działać, ale …
— Znalazłam czarowników, wielebny Study. Proszę wezwać strażników, by pomóc mi wykonać Bożą wolę wyrażoną w Biblii.
Z bólem w sercu wielebny Study wstał.
— Nie zostawiasz mi wyboru.
— Tak jak oni nie zostawili mi wyboru.
Study zatrzymał się przy drzwiach i rzekł, nie odwracając się do niej:
— Czy nie rozumiesz, że wskutek twoich działań może się ujawnić wiele długo skrywanych uraz?
— Ci ludzie są tu intruzami. Jaką urazę do nich może żywić ktokolwiek? Sędziowie będą uczciwi. Moje zeznanie będzie uczciwe.
Study oparł głowę o futrynę i niemal szeptem odpowiedział:
— Były plotki. O tobie.
Purity poczuła, jak dreszcz lęku i radości przeszywa jej ciało. Zadrżała. A zatem miała rację! Jej rodziców naprawdę skazano za czary, tak jak się domyśliła.
— Tym więcej mam powodów, by wykazać, że jestem lojalnym wyznawcą Pisma i wrogiem szatana.
— Ogień parzy ręce, które go dotkną.
— Służę Bogu, drogi panie. A pan?
— Czasami najlepiej służy się Bogu, przestrzegając jego co bardziej miłosiernych nakazów. Nie sądźcie, byście nie byli sądzeni. Pomyśl o tym, zanim wskażesz kogoś palcem.
Po czym odszedł.
Purity czekała sama w jego gabinecie. Właściwie raczej w jego bibliotece, tak dużo tu było książek na półkach i ułożonych w stosy. Skąd tyle wziął? Czy naprawdę wszystkie przeczytał? Purity nigdy nie miała okazji, by przyjrzeć się tytułom. Komplety pobożnej literatury, oczywiście. Zbiory słynnych kazań. Komentarze Pisma. Książki prawnicze? To ciekawe — czyżby myślał kiedyś o studiowaniu prawa? Nie, to prawo kościelne. Wśród nich kilka książek o ściganiu czarowników, szukaniu czarowników, oczyszczeniu czarowników. Wielebny Study może udawać, że nie interesują go takie sprawy, ale przecież posiada te książki, co oznacza, że w pewnej chwili musiał się do nich odwoływać. Nie było go „tam” w czasie procesów w Salem, ostatnich we wschodnim Massachusetts. To może znaczyć, że jeszcze się wtedy nie urodził… Jak dawno to było? Chyba ze sto lat, może sto pięćdziesiąt. Ale uczestniczył gdzieś w procesie o czary. Tak, znał te sprawy i bardzo się nimi przejmował.