Выбрать главу

— Nie dajcie się oszukać — uprzedziła Purity. — Na pewno gdzieś tu są.

— Czy ja dobrze pamiętam i ona przed chwilą rzeczywiście nazwała mnie czarownikiem? — zapytał Alvin.

— Istotnie, mój panie — przyznał Peaseman. — I jako jeden ze strażników pokoju Cambridge mam obowiązek poprosić was do miasteczka na przesłuchanie.

— Odpowiem na wszystkie pytania, jakie mi zadacie — obiecał Alvin. — Ale nie widzę powodu, żebym zawracał, zamiast ruszać w dalszą drogę.

— Nie ja stanowię prawo — odrzekł Peaseman. — I nie jestem sędzią. Obawiam się, że musimy was sprowadzić tak czy inaczej.

— No cóż, w takim razie wybieram tak, a nie inaczej — zdecydował Alvin. — Na własnych nogach, swobodnie, z własnej woli przyjmuję wasze uprzejme zaproszenie.

Lekki uśmiech przemknął po wargach Peasemana.

— Tak, my też wolimy ten sposób, mój panie. Ale zechciejcie nam wybaczyć, gdyż musimy was związać, żebyście nie mogli uciec.

— Daję wam moje słowo.

— Wybaczcie, panie — powtórzył Peaseman. — Jeśli was uniewinnią, osobiście przeproszę. Ale musimy dopuścić myśl, że oskarżenie jest prawdziwe, a skoro tak, więzy będą bezpieczniejsze dla wszystkich. Mam rację?

W odpowiedzi Alvin wyciągnął przed siebie obie dłonie. Peaseman nie dał się jednak oszukać i związał mu ręce z tyłu.

— To nie jest dobry sznur — zauważył Alvin.

— Na pewno dobry — odparł Peaseman.

— Nie. Nie trzyma węzła. Popatrzcie.

Alvin lekko potrząsnął rękami i węzeł się rozplatał. Peaseman patrzył jak ogłupiały na sznur wiszący teraz luźno w rękach zatrzymanego.

— To był dobry węzeł.

— Dobry węzeł na złym sznurze nie jest lepszy od złego węzła — stwierdził Alvin. — Chyba stary Ben Franklin powiedział to jako pierwszy. W „Biednym Ryszardzie”.

Twarz Peasemana pociemniała.

— Zrobicie nam wszystkim przyjemność, nie cytując słów tego czarownika.

— On nie był czarownikiem. Był patriotą. Ale nawet gdyby był człowiekiem równie niegodziwym jak… jak papież, i tak miałby rację w tej kwestii.

— Nie ruszajcie się — poprosił Peaseman. Zawiązał węzeł jeszcze raz, mocniej, a potem drugi.

— Postaram się nie ruszać rękami, żeby węzeł znów się nie rozwiązał — obiecał Alvin.

— Bawi się z wami — oznajmiła Purity. — Nie widzicie, że to właśnie jego ukryta moc? Nie umiecie rozpoznać diabła, choć stoi przed wami?

Peaseman rzucił jej gniewne spojrzenie.

— Widzę człowieka i sznur, na którym węzeł się nie trzyma. Kto kiedy słyszał, żeby diabeł dawał moc rozwiązywania węzłów? Gdyby tak było, jak można by w ogóle powiesić czarownika?

— On drwi z was — upierała się Purity.

— Nie wiem, czym was uraziłem, panienko — rzekł Alvin. — Ale dostatecznie trudno jest wędrowcowi, kiedy nazwą go czarownikiem, nawet jeśli nie oskarżają go o wszystko, co się zdarza. Gdyby jeden z tych ludzi pośliznął się i wpadł do rzeki, czy to też byłaby moja wina? Jeśli czyjaś krowa zachoruje w sąsiedztwie, czy też mnie o to oskarżysz?

— Słyszycie jego klątwy? — upewniła się Purity. — Lepiej wszyscy pilnujcie bydła i stąpajcie ostrożnie w drodze do domu.

Mężczyźni popatrzyli po sobie. Sznur zsunął się z przegubów Alvina na ziemię. Peaseman podniósł go; węzeł rozluźnił się już wyraźnie.

— Daję wam słowo, że nie ucieknę — rzekł Alvin. — Jak zresztą mógłbym się wyrwać tylu ludziom, nawet gdybym chciał? Ucieczka nic mi nie da.

— W takim razie dlaczego uciekli twoi towarzysze? — dopytywała się Purity.

Alvin spojrzał na zebranych z wyraźnym zakłopotaniem.

— Nie ma ze mną nikogo. Mam nadzieję, że wszyscy to widzą. Purity rozgniewała się.

— Miałeś ich czterech, trzech mężczyzn i chłopca, pół-Czarnego, którego ocaliłeś przed niewolą, zmieniając jego naturę. Był też francuski malarz, papista udający niemowę. I marynarz, który próbował cię zabić, a ty użyłeś swojej mocy, żeby usunąć mu ze skóry wytatuowany heks. I jeszcze angielski prawnik.

— Wybacz, panienko, ale to raczej senne zjawy, a nie grupa prawdziwych ludzi podróżujących razem. Jak często spotyka się prawników z Anglii w towarzystwie takich wiejskich chłopaków jak ja?

— Zabiłeś człowieka swoim talentem! Nie zaprzeczaj! — krzyknęła Purity, rozgniewana jego oczywistymi kłamstwami.

Alvin zrobił urażoną minę.

— Czy teraz jestem oskarżony o morderstwo? — Znów spojrzał na mężczyzn, tym razem zdradzając oznaki lęku. — Kogo niby zabiłem? Mam nadzieję, że proces będzie uczciwy, i że macie świadków, jeśli mam odpowiadać za morderstwo.

— Nikt nie został tu zamordowany — uspokoił go Peaseman. — Panno Purity, będę wdzięczny, jeśli zamilkniecie i pozwolicie, by prawo zajęło się tym człowiekiem.

— Przecież on kłamie! Nie widzicie tego?

— Sąd zdecyduje, co jest prawdą.

— A co z pługiem? Chłopak opowiadał, jak ten człowiek zrobił złoty pług, który zawsze przy sobie nosi, ale nikomu nie pokazuje, bo ten pług jest żywy. Jego towarzysze widzieli, jak sam się porusza. Jeśli to nie jest dowód szatańskich mocy, czego jeszcze trzeba?

Peaseman westchnął.

— Mój panie, czy macie taki pług, jaki został tu opisany?

— Możecie przeszukać mój worek — odpowiedział Alvin. — Właściwie to będę wdzięczny, jeśli ktoś go poniesie, bo mam tam młotek i obcęgi, inaczej mówiąc środki utrzymania jako kowalski czeladnik. Leży o tam, po drugiej stronie powalonego klonu.

Jeden z ludzi poszedł po worek.

— Otwórzcie go! — krzyknęła Purity. — To ten, w którym trzyma pług!

— Nie ma żadnego pługa w tym worku, złotego, żelaznego, spiżowego ani z cyny — zapewnił Alvin.

— Zgadza się — oznajmił mężczyzna, zaglądając do worka. — Tylko młot i obcęgi. I bochenek suchego chleba.

— Trzeba go moczyć z godzinę, zanim da się zjeść — wyjaśnił Alvin. — Czasem wydaje mi się, że obcęgi szybciej by zmiękły niż ten chleb.

Ludzie się roześmiali.

— I tak diabeł oszukuje was po trochu — stwierdziła Purity.

— Dość już tego — zirytował się Peaseman. — Wiemy, że go oskarżacie, więc nie trzeba wciąż tego powtarzać. W worku nie ma pługa, a jeżeli ten człowiek pójdzie spokojnie z nami, nie trzeba go wiązać.

— I tak wiedzie ich spokojnych do piekła — rzekła Purity.

Po raz pierwszy Peaseman okazał gniew. Podszedł do niej i spojrzał z wysoka.

— Powiedziałem: dość już takiego gadania, panienko. Żaden z nas nie jest zachwycony, kiedy tak opowiadacie, że zostaliśmy oszukani przez szatana.

Purity otwierała już usta, by skarcić mężczyzn, że dali się podejść temu sprytnemu „wiejskiemu chłopakowi”, choć przecież wskazała go jako sługę piekła. W końcu jednak zdała sobie sprawę, że nie zdoła ich przekonać. Alvin nadal będzie się zachowywał spokojnie i niewinnie, ona zaś im bardziej się rozgniewa, tym bardziej będzie wyglądać na obłąkaną.

— Zostanę tutaj i spróbuję znaleźć pług — zdecydowała.

— Nie, panienko. Będę wdzięczny, jeśli pójdziecie teraz z nami.

— Ktoś musi go poszukać. Wspólnicy tego człowieka na pewno przyczaili się gdzieś w pobliżu i czekają na okazję, by go odzyskać.

— Tym bardziej nie mogę pozwolić, żebyście zostali tu bez nikogo. Idziemy, panienko. Mówię teraz jako przedstawiciel władzy w miasteczku. To nie jest uprzejme zaproszenie.