Выбрать главу

— Światło — domyśliła się Margaret. — Dom z jednym tylko płomieniem serca. Poza należącym do tego Duńczyka. I coś jaskrawego. A potem został schwytany.

— Może pani znaleźć ten dom? — zapytał Balzac.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego przyjrzała się z powątpiewaniem Calvinowi.

— Jak pan sądzi, chyba nie potrafi kontrolować swoich potrzeb? — spytała.

— Słucham?

— Rozważam, jakie jest najlepsze miejsce, dokąd można go zabrać. Sądzę, że powinien zostać z panem.

— Czemu nie jestem zaskoczony?

— Gdyby miał kłopoty z panowaniem nad urynacją i defekacją, myślę, że wywoła to mniejszy skandal, jeśli pan będzie mu pomagał.

— Zachwyca mnie pani przezorność. — Balzac westchnął. — Przypuszczam, że również ja muszę dostarczyć mu pożywienia i napojów.

Margaret otworzyła sakiewkę ukrytą w rękawie sukni i wręczyła Balzacowi gwineę.

— Gdy pan zajmie się jego stanem fizycznym, ja poszukam przenikacza. Balzac podrzucił monetę w górę.

— Znaleźć to jedna sprawa. Ale czy potrafi go pani zwrócić?

— To przekracza moje możliwości — odparła. — Noszę silne heksy, lecz nie wiem, jak je zrobić. Nie. Postaram się tylko odkryć, gdzie się znajduje i kto go więzi. Podejrzewam, że przy okazji odnajdę też dusze niewolników z Camelotu. Dowiem się, jak tego dokonują. I uzbrojona w tę informację…

Balzac skrzywił się.

— Napisze pani o tym traktat?

— Nic tak bezużytecznego. Powiem Alvinowi i zobaczę, co on może zrobić.

— Alvinowi! Życie Calvina zależy od jego brata, którego nienawidzi bardziej niż kogokolwiek na świecie?

— Obawiam się, że nienawiść płynie tylko w jednym kierunku. Mimo moich ostrzeżeń Alvin nie potrafi zrozumieć, że towarzysz zabaw jego dzieciństwa został zamordowany przez człowieka, który do niedawna zamieszkiwał to ciało. Dlatego Alvin upiera się przy miłości do Calvina.

— I to pani nie męczy? Być żoną takiego szaleńca? Margaret uśmiechnęła się.

— Alvin męczy mnie przez całe swoje życie.

— Ale… nie, nie… pozwoli pani, że ja za nią dokończę: „Ale zmęczenie to radość, ponieważ przychodzi w służbie jemu”.

— Drwi pan ze mnie.

— Drwię z siebie. Gram błazna: człowieka, który udaje tak wyrafinowanego, że uczucie i sentymenty go bawią. Tymczasem w rzeczywistości oddałby wszystkie swoje marzenia za świadomość, że kobieta o tak wybitnej inteligencji żywi taki sentyment dla niego.

Stwarza się pan niczym postać z powieści — zauważyła Margaret. Obnażyłem przed panią duszę, a pani zarzuca mi fałsz.

— Nie fałsz. To było bardziej prawdziwe niż zwyczajna rzeczywistość. Balzac skłonił się.

— Och, madame, obym nigdy nie spotkał krytyków tak mądrych i przenikliwych jak pani.

— Jest pan człowiekiem głęboko sentymentalnym — oświadczyła Margaret. — Udaje pan twardego, choć jest wrażliwy. Udaje obojętnego, ale pańskie serce daje się porwać raz za razem. Udaje pan ironicznego i pretensjonalnego, gdy w rzeczywistości wie pan, że naprawdę jest geniuszem, którego udaje pan, że udaje.

— Geniuszem?

— Czyżbym nie dość już panu pochlebiła?

— Mój angielski nie jest jeszcze doskonały. Czy słowo „pochlebstwo” może być użyte wraz ze słowem „dosyć”?

— Wcale panu nie pochlebiam. Na każdej ścieżce przyszłości, na której rzeczywiście zaczyna pan pisać, z pańskiego pióra wypływa taka rzeka postaci i namiętności, że pańskie imię znane będzie przez stulecia i na wszystkich kontynentach.

Łzy stanęły mu w oczach.

— O Boże, przez anioła zesłałeś mi znak!

— To nie jest droga do Emmaus — uprzedziła Margaret.

— Miałem raczej na myśli drogę do Damaszku. Zaśmiała się.

— Pana nikt nie zdołałby oślepić. Widzi pan sercem tak dokładnie jak ja.

Balzac zbliżył się do niej i zaczął szeptać… Nie, formował tylko słowa wargami, licząc, że zrozumie głos jego serca, choć nie usłyszy dźwięku.

— To, czego nie widzę, to przyszłość i przeszłość. Czy uzyskam kiedyś wolność od Calvina? On mnie przeraża.

— Nie ma się pan czego obawiać — uspokoiła go Margaret. — On kocha pana i pragnie pańskiego podziwu bardziej niż kogokolwiek, z wyjątkiem jednego człowieka.

— Pani męża.

— Jego nienawiść do Alvina jest tak gwałtowna, że nic już nie pozostało mu dla pana. Jeśli utraci pański podziw, będzie to niczym ugryzienie pchły w porównaniu z utratą nadziei na szacunek Alvina.

— A co to będzie w porównaniu z moim ugryzieniem pchły? Użądlenie osy? Ukąszenie węża? Amputacja?

Margaret pokręciła głową.

— Teraz pan sięga do pochlebstw. Proszę go zabrać do domu, monsieur Balzac. Spróbuję gdzieś w Miasteczku Czarnych znaleźć płomień jego serca.

POLOWANIE NA CZAROWNICE

Hezekiah Study nie potrafił się skupić na książce, którą próbował czytać, ani na kazaniu, które powinien napisać, ani nawet na gruszce, którą zamierzał zjeść. Była kilka razy nadgryziona i wiedział, że sam musiał ją nadgryźć, ale pamiętał tylko własne lękliwe, rozbiegane myśli. Purity, ty głuptasko. Teraz przyjedzie on; nie wiedziałaś o tym? Przybędzie, bo zawsze przybywa, a na tej sprawie jest twoje imię, on wie, kim jesteś — tak, zna ciebie, chce twojego życia, chce dokończyć to, co rozpoczął, zanim się urodziłaś.

W ten sposób spędził całe popołudnie, aż wreszcie zerwał się wietrzyk, szeleszcząc papierami pod przyciskiem na jego biurku. Wiatr i cień chmury przesłaniający światło w gabinecie… a potem odgłos, na który czekał: stukanie kopyt konia ciągnącego małą bryczkę. Micah Quill. Micah, łowca czarownic.

Hezekiah wstał i podszedł do okna. Bryczka właśnie przejeżdżała ulicą w dole; przez moment tylko widział z góry profil twarzy. Tak miła, tak szczera, budząca zaufanie — Hezekiah zaufał jej kiedyś, uwierzył słowom płynącym ze skromnie uśmiechniętych ust. Te usta mówiły: „Bóg nie pozwoli, by kara spadła na niewinnych. Tylko Zbawicielowi przeznaczone było, by cierpiał niewinnie”. Pierwsze z tysiąca kłamstw. Prawda płynęła do Micaha Quilla, była zasysana i znikała, by pojawić się znowu; wyglądała prawie tak samo jak poprzednio, odmieniona tylko subtelnie, na brzegach, gdzie nikt nie zauważał; w rezultacie prosta prawda zmieniała się w skomplikowany materiał, który mógł człowieka owinąć mocno i odciąć od powietrza, aż się w nim udusił.

Micah Quill, mój najlepszy uczeń. Nie przybył do Cambridge, by odwiedzić swego starego nauczyciela ani posłuchać kazań, jakie ów nauczyciel wygłasza w niedziele.

Wychyliwszy się z okna, Hezekiah zobaczył, że bryczka staje przed wejściem do sierocińca. Jakież to typowe dla Micaha. Nie zatrzymuje się, by coś zjeść po długiej podróży, czy nawet by opróżnić pęcherz, ale natychmiast bierze się do pracy. Purity, nie mogę ci teraz pomóc. Nie słuchałaś moich ostrzeżeń.

* * *

Purity weszła do pokoju i z ulgą przekonała się, że łowca czarownic nie jest przerażającą istotą, jakimś aniołem zniszczenia. Okazał się człowiekiem pewnie już po czterdziestce, jednak wciąż zachowującym świeżość młodości. Uśmiechnął się do niej i natychmiast poczuła się uspokojona i swobodna. Odetchnęła; obawiała się bowiem tortur sumienia, gdyby Alvina Smitha — który wydawał się tak miłym człowiekiem — przesłuchiwał i osądzał jakiś potwór. Na szczęście śledztwo będzie uczciwe, a proces sprawiedliwy, gdyż ten człowiek nie miał w sobie złości.