— Przecież niczego nie ukrywałam! Odpowiedziałam na wszystkie pytania!
— I znowu musisz zaprzeczyć słudze bożemu, nawet kiedy głosi szczerą prawdę. Ukryłaś informacje o pederastii, o sabacie czarowników, o kazirodztwie… Starałaś się udawać, że ukryte moce tego Alvina pojawiły się naturalnie, wskutek kolejności, w jakiej przyszedł na świat w swej rodzinie. A przecież to niemożliwe, by taka diabelska potęga pochodziła z natury, gdyż natura zrodziła się z myśli Boga, podczas gdy czarodziejska moc pochodzi od Antychrysta. Czy nie wiesz, że ciężkim grzechem jest dawać fałszywe świadectwo?
— Wiem i mówiłam prawdę, tak jak ją rozumiałam.
— Ale teraz rozumiesz ją lepiej, prawda? — upewnił się Quill. — Kiedy więc będziesz zeznawać, powiesz całą prawdę bez żadnego matactwa? Czy też zamierzasz kłamać, by chronić twych przyjaciół czarowników?
— Moich… Moich przyjaciół czarowników?
— Czy nie przysięgłaś, że byli czarownikami? Chcesz wycofać zeznanie?
— Zaprzeczam, że byli moimi przyjaciółmi, nie że byli czarownikami.
— Ale twoje zeznanie… Mam wrażenie, że starasz się jak najszybciej z niego wycofać.
— Potwierdzę każde jego słowo.
— I mimo to twierdzisz, że ci ludzie nie byli twoimi przyjaciółmi? Zeznałaś, że prosili cię, byś poszła z nimi w tę niegodziwą wyprawę po Nowej Anglii. Czy to coś, o co poprosiliby obcego?
— Tak być musi, gdyż byłam dla nich obca, a jednak mnie poprosili.
— Strzeż się tego wyzywającego tonu — rzekł Quill. — Nie pomoże w twojej sprawie przed sądem.
— Przed sądem? Czy rozpatrywana jest moja sprawa?
— A nie? Między tobą a szubienicą stoi jedynie to zeznanie. Pierwsza słaba próba odwrócenia się od zła. Musisz jednak zrozumieć, że miłość Chrystusa nie ocali cię, jeśli tylko połowicznie okażesz skruchę.
— Odwrócenia się od zła? Nie zrobiłam nic złego!
— Wszyscy ludzie są źli — oznajmił Quill. — Człowiek zmysłowy jest nieprzyjacielem Boga, jak powiedział Paweł. Czyżbyś więc była lepsza od innych ludzi?
— Nie, jestem grzeszna jak wszyscy.
— Tak myślałem. Ale z twojego zeznania wynika, że ludzie ci zwracali się do ciebie po imieniu i błagali, byś z nimi poszła. Po co by to robili, gdyby nie zaliczali cię do swego grona, nie uważali za czarownicę?
Purity była wstrząśnięta. Jak do tego doszło? Przecież to ona była oskarżycielką. A teraz oto oskarżają łowca czarownic.
— Panie, czy nie jest równie możliwe, że to znak, iż do ich grona nie należę, i że dopiero starali się mnie przekonać?
— Ale nie opisałaś sceny kuszenia — rzekł Quill. — Nie powiedziałaś nam, jak diabeł stanął przed tobą z otwartą księgą, czekając, by zapisać w niej twoje imię, gdy tylko wyrazisz zgodę.
— Ponieważ tego nie robił — odparła Purity.
— A więc nie było to kuszenie, a diabeł nie zachęcał cię, byś go kochała i mu służyła?
Purity przypomniała sobie, jak się czuła w obecności Verily'ego Coopera; wspomniała, jakie pragnienia przez nią płynęły, gdy zobaczyła, jaki jest przystojny, usłyszała jego czystą, bezbłędną wymowę.
— Rumienisz się — zauważył Quill. — Widzę, że duch Boży zesłał na ciebie wstyd z powodu tego, co ukrywasz. Mów, oczyść swoje sumienie.
— Nie sądziłam, że to choć trochę ważne. Ale tak, rzeczywiście przez chwilę czułam się kuszona przez jednego z towarzyszy Alvina, prawnika, który nazywa się Verily Cooper. Pomyślałam jednak, że to tylko uczucie, jakie może pojawić się u dziewczyny w moim wieku wobec przystojnego mężczyzny o dobrej profesji.
— Ale nie żywiłaś tych uczuć do przystojnego mężczyzny o dobrej profesji. Kierowały cię one do człowieka, którego sama nazwałaś czarownikiem. Teraz więc obraz jest niemal pełny: trafiłaś na sabat czarowników, widziałaś niewypowiedziane, kazirodcze rozpasanie dokonujące się pomiędzy nagim mężczyzną i nagim chłopcem na brzegu, i trzeciego czarownika, który sprawił, że poczułaś wobec niego seksualne pożądanie. Potem zaprosili cię, byś dołączyła do nich w diabelskiej wyprawie po Nowej Anglii. A na sam koniec śmiesz mi wmawiać, że nie mieli żadnego powodu, by wierzyć, że zechcesz z nimi wyruszyć?
— Skąd mogę wiedzieć, jakie mieli powody?
Quill pochylił się nad stołem. Patrzył na nią z miłością i współczuciem.
— Och, panno Purity, nie musisz dłużej tego skrywać. Tak długo utrzymywałaś ten sekret, ale wiem, że zanim jeszcze trafiłaś na sabat czarowników, ukrywałaś swe moce, które dał ci diabeł. Ukrywałaś je przed wszystkimi wokół, lecz w tajemnicy wykorzystywałaś, by zyskać przewagę nad bliźnimi.
Łzy popłynęły z oczu Purity. Nie umiała ich powstrzymać.
— Czy nie czujesz się lepiej, mówiąc prawdę? Czy nie rozumiesz, że kiedy mówisz prawdę, jednocześnie mówisz „nie” szatanowi?
— Tak, mam talent — przyznała Purity. — Zawsze potrafiłam odgadnąć, co ktoś czuje, co ma zamiar zrobić.
— Czy możesz powiedzieć, co ja mam zamiar zrobić?
Purity zbadała wzrokiem jego twarz, zajrzała w głąb własnego serca.
— Panie, doprawdy nie znam ciebie.
— I tak diabeł cię opuszcza. Sama musisz sobie radzić w godzinie próby. Zaprawdę, panno Purity, diabeł jest fałszywym przyjacielem. Odrzuć go! Odwróć się od niego! Zaprzestań udawania!
— Jakiego udawania? Wyznałam wszystko!
— I znowu mi zaprzeczasz. Czy nie rozumiesz, że póki zaprzeczasz moim słowom, duch piekielny tkwi w tobie, zmusza cię do ścierania z tym, co służy Bogu?
— Ale nie wiem, co jeszcze mogłabym wyznać!
— Kto ci powiedział, że sabat czarowników odbędzie się tego dnia nad rzeką?
— Nikt mi nie powiedział. Już mówiłam, szłam po prostu ścieżką.
— A czy jest twoim zwyczajem, by spacerować nad rzeką o takich porach?
— Nie, akurat przeczytałam coś w bibliotece i chciałam pomyśleć.
— O czym czytałaś?
— O… czarach.
Quill z uśmiechem pokiwał głową.
— I co, czy nie czujesz się lepiej?
Purity nie wiedziała, co takiego powinno poprawić jej samopoczucie.
— Myślałaś o swym niegodnym przymierzu z szatanem i nagle znalazłaś się na ścieżce nad rzeką. Może przeleciałaś tam, może przeszłaś… Większość leci na sabaty, często na miotłach, ale nie zaprzeczę, że niektórzy mogą chodzić pieszo. Jakkolwiek do tego doszło, nieoczekiwanie zobaczyłaś scenę rozpusty tak przeraźliwej, że zaszokowała nawet zatwardziałą jak ty czarownicę. Zapragnęłaś oczyścić się ze swych niegodziwości, gdyż spotykając dusze bardziej nawet zagubione od swojej, przypomniałaś sobie o lęku przed Bogiem. Wróciłaś więc z opowieścią. Nadal pełna była kłamstw, i nadal wiele pozostawiłaś niedopowiedzianego, ale najważniejsze się stało: wymówiłaś słowo „czarownik” i podałaś nazwisko. Nazwanie grzechu i wyrzeczenie się kusiciela to początek odkupienia.
Choć wiele z jego stwierdzeń całkiem nie pasowało do tego, co zapamiętała, jednak ostatnie zdanie było prawdziwe. Jak mogła wcześniej tego nie dostrzec? Została tam doprowadzona, prawdopodobnie przez diabła. Czy nie wypełniały ją tak straszliwe emocje, że tamci musieli ją ostrzec, by była ostrożna, bo zostanie oskarżona o czary? Tak, była jedną z nich, rozpoznali w niej swoją. Zamiast ich oskarżać, powinna oskarżyć siebie. Początek odkupienia…