— Och, chcę znowu zyskać miłość Boga. Pomoże mi pan, panie Quill? Ucałował ją w policzek.
— Panno Purity, przybywam do pani z pocałunkiem braterstwa, jak święci witali się ze sobą za dawnych dni. W głębi serca jesteś chrześcijańską duszą. Pomogę ci zbudzić w sobie chrześcijankę i odepchnąć diabła.
Szlochając głośno, chwyciła jego dłonie.
— Dzięki ci, panie.
— Zacznijmy więc na poważnie — rzekł Quill. — W swym lęku wymieniłaś początkowo jedynie obcych ludzi wędrujących przez te ziemie. Ale sama byłaś czarownicą od lat, pora więc, byś wskazała innych czarowników w Cambridge.
— Czarowników w Cambridge? — powtórzyła, nie rozumiejąc.
— Wiele, bardzo wiele lat już minęło, odkąd w tej części Massachusetts odbył się ostatni proces o czary. Czarownictwo i czarownizm pleni się tu gęsto, a twoja skrucha daje nam szansę, by wyrwać je z korzeniami.
— Czarownizm?
— System wierzeń związany z czarownictwem, który je ochrania i pozwala mu rozkwitać. Jestem pewien, że słyszałaś te kłamstwa. Twierdzenie, że talent jest naturalny, wręcz jest darem bożym… to ewidentnie szatańskie kłamstwo mające powstrzymać ludzi od wyrzeczenia się czarów. Twierdzenie, że talenty nie istnieją… Choć to absurd, tę właśnie tezę głosi wielu mądrych ludzi! Ona także daje osłonę, pod którą grupy czarowników mogą spokojnie czynić zło. Dobrze wiadomo, że choć wielu czarownistów zwyczajnie naśladuje przekonania ludzi o silnej woli ze swego grona, jednak sami są w tajemnicy czarownikami, udają niewiarę w czary, chociaż sami je praktykują. To przerażający hipokryci, którzy muszą być ujawnieni. A jednak często są to najbardziej atrakcyjni i najciekawsi z czarownistów, co pozwala im ukryć prawdziwą naturę. Czy wiesz o kimś, kto głosi takie poglądy?
— Nie wyobrażam sobie, żeby któryś z nich był czarownikiem! — oburzyła się Purity.
— Nie ty o tym decydujesz, prawda? — rzucił Quill. — Wymień nazwiska i pozwól mi ich przesłuchać. Jeśli są czarownikami, w końcu to z nich wydobędę. Jeśli są niewinni, Bóg ich ocali i odejdą wolni.
— Więc niech Bóg ich panu wskaże.
— Nie ja przechodzę próbę, tylko ty. Teraz masz szansę wykazać, że twoja skrucha jest szczera. Oskarżyłaś obcego. Oskarż teraz węża we własnym ogrodzie.
Wyobraziła sobie, jak wylicza nazwiska. Kogo mogłaby wskazać? Emersona? Wielebnego Study? Tych ludzi kochała i podziwiała. Nie było w nich czarownictwa… ani czarownizmu.
— Wszystko, co wiem o czarownictwie, to mój własny talent — oświadczyła. — Oraz ludzie, których już wskazałam.
Nagle Quillowi łzy stanęły w oczach.
— Szatan lęka się teraz, że cale jego królestwo w tej krainie jest zagrożone. Przeraża cię więc i zakazuje ci mówić.
— Nie, drogi panie — odparła Purity. — Honor zakazuje mi wymieniać tych, którzy nie są czarownikami i którzy, wedle mojej wiedzy, jedynie dobro czynią na tym świecie.
— Więc ty jesteś sędzią? — szepnął Quill. — Ty śmiesz mówić o honorze? Niech Bóg ich osądzi. Ty masz tylko ich wskazać.
Teraz dopiero przypomniała sobie ostrzeżenia wielebnego Study. Dlaczego w ogóle zaczęłam zeznawać? Czy to zawsze prowadzi do tego samego? Nie mogę być uznana za oczyszczoną, dopóki fałszywie nie oskarżę innych?
— Według tego, co mi wiadomo, nie ma tu innych czarowników oprócz mnie.
— Nie zapominaj, że pytałem też o czarownistów. Dalej, moje dziecię, nie cofaj się w okrutne uściski szatana powodowana fałszywym poczuciem lojalności. Jeśli są chrześcijanami, Chrystus nie pozwoli ich skrzywdzić. A jeśli to nie chrześcijanie, czy nie lepiej przysłużysz się im samym i światu jako całości, jeśli wyjawisz, kim są w istocie?
— Przekręca pan wszystko. Z nimi zrobi pan to samo.
— Przekręcam? — powtórzył Quill. — Czyżbyś teraz zaprzeczała swemu przyznaniu się do czarów?
Przez jedną chwilę chciała potwierdzić. Ale zaraz przypomniała sobie: jedyni, którzy zostali powieszeni jako czarownicy, to ci, którzy przyznali się, a potem albo nadal uprawiali czary, albo wycofywali swe zeznania.
— Nie, proszę pana, nie zaprzeczam, że jestem czarownicą. Zaprzeczam tylko, że kiedykolwiek widziałam, jak ktoś z Cambridge robił coś, co mogłabym nazwać czarownictwem czy choćby… czarownizmem.
— To zły znak, że kłamiesz przede mną — stwierdził Quill. — Podobno przysłuchujesz się wykładom niejakiego Ralpha Waldo Emersona.
— Tak — przyznała z wahaniem.
— Dlaczego tak się opierasz, by nie powiedzieć prawdy? Czy szatan zamyka ci usta? Czy może w ten sposób inni czarownicy karzą cię za twą uczciwość, powstrzymując, kiedy próbujesz mówić? Powiedz mi!
— Ani szatan nie zamyka mi ust, ani żaden czarownik.
— Nie, widzę lęk w twoich oczach. Szatan zakazuje ci zdradzić ich imiona, a nawet straszy cię i nie pozwala wyznać, że ci grozi. Ale ja wiem, jak wyrwać cię z jego objęć.
— Potrafi pan wypędzić diabła?
— Tylko ty sama możesz odpędzić diabła, który w tobie zamieszkał — odparł Quill — potępiając szatana i tych, którzy za nim idą. Ale pomogę ci otrząsnąć się ze strachu przed szatanem i drogą cierpienia ciała zastąpić go lękiem przed Bogiem.
Teraz zrozumiała.
— Och, panie, w imię Boga proszę, nie torturuj mnie.
— Doprawdy — rzucił niecierpliwie — nie jesteśmy przecież hiszpańską inkwizycją, prawda? Nie, ciało bardziej cierpi przez zmęczenie niż przez ból. — Uśmiechnął się. — Kiedy już się uwolnisz, kiedy będziesz mogła stanąć przed gronem świętych i oznajmić, że wskazałaś tutaj wszystkich wyznawców szatana, jakże wtedy będziesz szczęśliwa i pełna miłości Chrystusa!
Schyliła głowę nad stołem.
— O Boże — modliła się. — Co ja zrobiłam? Pomóż mi. Pomóż mi. Pomóż mi.
Waldo Emerson zauważył ludzi z tyłu sali wykładowej.
— Mamy gości — oznajmił. — Czy jest coś w naukach Tomasza Akwinaty, co mógłbym wam wyjaśnić, panowie?
— Jesteśmy strażnikami pokoju z sądu czarowników w Cambridge — odpowiedzieli.
Serce Waldo zatrzymało się, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
— Nie ma sądu czarowników w Cambridge — powiedział. — Nie ma już od stu lat.
— Pewna dziewczyna, czarownica, wymienia innych czarowników — odparł strażnik. — Łowca czarownic, Micah Quill, przysłał nas, żeby doprowadzić pana na przesłuchanie. … jeśli mamy do czynienia z Ralphem Waldo Emersonem.
Studenci siedzieli nieruchomo jak głazy. Wszyscy prócz jednego, który poderwał się na równe nogi.
— Jeśli profesor Emerson oskarżony jest o czary, to oskarżyciel jest kłamcą — oświadczył. — Ten człowiek jest przeciwieństwem czarownika, gdyż służy Bogu i głosi prawdę.
Zachował się bardzo dzielnie, ale też zmusił Emersona do natychmiastowej kapitulacji. W przeciwnym razie strażnicy zabraliby dwie osoby zamiast jednej.
— Koniec zajęć — powiedział Emerson studentom. — Dziękuję panu, proszę siadać. — Po czym dodał, schodząc z katedry i zwracając się do strażników: — Chętnie pójdę z wami i pomogę rozwiać wszelkie błędne mniemania, jakie mogły się pojawić.
— Och, nie ma tu żadnego błędu. Wszyscy wiedzą, że jesteś pan czarownistą. Pozostaje tylko rozstrzygnąć, czy przyczyną jest pańska głupota, czy też jesteś pan wyznawcą szatana.