— Chłopak głośno się przechwalał jakimś talentem. Ona wie tylko tyle, ile jej opowiedział, on czy ktoś z jego towarzyszy. Ale uwierzyła. Postąpiła tak, bo musi przecież wierzyć w prawo, które skazało jej rodziców na szubienicę. Gdyby zwątpiła w słuszność tego prawa, wtedy straszliwa niesprawiedliwość wyroku doprowadziłaby ją do obłędu.
— Daj spokój, Hezekiahu. „Doprowadziła do obłędu”? Czytujesz powieści sensacyjne?
— Mówię to w sensie całkiem dosłownym. Purity żywi głęboką wiarę w dobroć naszej chrześcijańskiej społeczności. Gdyby uznała, że jej rodzice byli fałszywie oskarżeni i powieszeni z tego powodu…
— Kim byli jej rodzice? Czy to sprawa, którą powinienem… — I nagle dokonał w głowie prostych obliczeń: wiek dziewczyny, tyle lat temu… Zrozumiał, czyją jest córką. — Och, Hezekiahu… To ta sprawa?
Hezekiahowi łzy pociekły z oczu.
— Chciałem, żebyś o tym wiedział, John. Ta, która wydaje się oskarżycielką, jest po prostu ostatnią ofiarą tej obrzydliwej afery.
John odpowiedział mu łagodnie:
— Nowa Anglia to piękna kraina. Mamy tu naszą porcję hipokryzji, naturalnie, lecz potrafimy stawić czoło swoim grzechom i słabościom ludzkiej natury, potrafimy wyznać nasze błędy. Ale to… jak mogło dojść tak daleko?
— Nie wiedziałeś tego co ja, John — szepnął Hezekiah.
— Nie, nie opowiadaj. Nie potrzebujesz usprawiedliwień, przyjacielu. Wtedy walczyłeś sam.
— Nie potrafiłem… Nie mogłem… John położył dłoń na ręce Hezekiaha.
— Tak to siadamy do dobrego śniadania i doprowadzamy do tego, że staje się niestrawne — powiedział. — Nie martw się. Wiesz, że byłeś bez winy.
— Ależ nie.
— Więc teraz jej bronisz, żeby za to odpokutować? Hezekiah pokręcił głową.
— Troszczyłem się o nią przez całe jej życie. To moja pokuta. By pozostawać tutaj, nieznany. Mam krew na rękach i nie chcę mieć nowej. Ten młody prawnik, który gnije teraz w celi… On tego dokona. Kiedy go wypuścisz i zacznie bronić swoich przyjaciół, przekonasz się, czy nie otworzy ci drogi do rozwiązania tej sprawy. Ja proszę tylko, żebyś nie wnosił zarzutów przeciwko oskarżycielce.
— Angielski adwokat może to zrobić, ale ty nie?
— Złożyłem przysięgę, uroczyście, przed Bogiem.
— I pozbawiłeś adwokaturę Nowej Anglii uczciwego człowieka. Sądownictwo również. Powinieneś nosić togę jak ja, przyjacielu.
Hezekiah szorstkim gestem otarł łzy.
— Dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać, John. I że potraktowałeś mnie jak przyjaciela.
— Teraz i zawsze, Hezekiahu. Zobaczę cię na procesie?
— Jak mógłbym to znieść? Nie. Niech Bóg cię błogosławi, John. Wiem, że to On cię tu sprowadził. Tak, pamiętam, że twoim zdaniem Bóg jest zegarmistrzem, który zainstalował długą bez końca sprężynę…
— Słowa, których nigdy nie wypowiedziałem, choć często są mi przypisywane…
— Słyszałem jeż twoich własnych ust.
— Rozbudź swą pamięć, a przypomnisz sobie, że cytowałem tę tezę, by ją obalić. Nie jestem deistą jak Tom Jefferson. To jego zdanie. Jedyny Bóg, jakiemu skłonny jest oddać cześć, to ten, który zamknął warsztat i poszedł sobie, więc nie ma ryzyka, że ktoś zaprzeczy Tomowi Jeffersonowi, kiedy głosi te swoje bzdury o „człowieku rozumnym”. On i ten jego mur oddzielający Kościół i państwo… Zwykły bełkot. Taki mur służy tylko tym, którzy próbują trzymać Boga po przeciwnej stronie, żeby mogli bez przeszkód dzielić naród.
— Przepraszam, że znowu przywołałem twoją dawną nemezis.
— Nie ty — odparł John. — Ja to zrobiłem. A raczej on. Można by sądzić, że przestanie mnie drażnić, ale to irytuje, że jego mały kraik będzie częścią Stanów Zjednoczonych, a mój nie jest.
— Jeszcze nie jest — zauważył Hezekiah.
— Nie będzie za mojego życia, a ja jestem egoistą i chciałbym jeszcze sam to zobaczyć. Stany Zjednoczone potrzebują społeczności purytańskiej jako przeciwwagi dla tej nieznośnie sekularnej Toma Jeffersona. Zapamiętaj moje słowa: kiedy rząd udaje, że jest najwyższym sędzią własnych działań, wynikiem nie jest wolność, jak utrzymuje Jefferson, ale chaos i ucisk. Kiedy usuwa się religię z rządów, kiedy nie słucha się ludzi pełnych wiary, pozostaje tylko korupcja, pozerstwo i ambicja.
— Mam nadzieję, że mylisz się w tej kwestii — rzekł Hezekiah. — Wielu z nas spogląda na Stany Zjednoczone jak na kolejny etap amerykańskiego eksperymentu. Nowa Anglia zaszła daleko, aż do tego miejsca, ale teraz uległa stagnacji.
— Jak tego dowodzi obecny proces. — John westchnął. — Chciałbym się mylić, Hezekiahu. Ale to prawda. Tom Jefferson twierdzi, że walczy o wolność, i oskarża mnie, że promuję coś w rodzaju teokracji czy arystokracji. Ale na końcu jego drogi nie ma wolności.
— Skąd możemy o tym wiedzieć? Nikt nie przebył jeszcze tej drogi.
— Ja przebyłem — zapewnił John i natychmiast tego pożałował. Hezekiah spojrzał na niego ze zdziwieniem i zaraz się uśmiechnął.
— Nieważne, jak precyzyjna jest twoja wyobraźnia, nie przypuszczam, by uznano ją za dowód.
Ale tu nie chodziło o wyobraźnię. John widział. Widział wyraźnie, jak teraz Hezekiaha przed sobą. Ten rodzaj wizji Bóg powierzył mu na całe życie — że widzi, jak płynie siła i władza, i dokąd prowadzi w grupach ludzi zarówno wielkich, jak i małych. Wizja była dziwna i niejasna, nie potrafiłby jej nikomu opisać i nigdy nie próbował, nawet Abigail. Pozwalała mu jednak wyznaczyć kurs przez wszystkie teorie i filozofie, jakie wirowały i roiły się w koloniach brytyjskich. Pozwoliła mu przejrzeć Toma Jeffersona, który mówił o wolności, ale nigdy nie zdołał się zmusić do uwolnienia swoich niewolników. Abolicjoniści krytykowali go za hipokryzję, lecz tracili z oczu najważniejsze. Jefferson nie był miłośnikiem wolności, który zaniedbał wyzwolenia niewolników; był człowiekiem, który chciał władać innymi, i czynił to, mówiąc o wolności. Jefferson obnażył się przed całym światem, gdy spróbował uciszyć swoich krytyków ustawami o obcych i o działalności wywrotowej, kiedy tylko Appalachee uzyskało niezależność od Korony. To tyle, jeśli chodzi o jego umiłowanie wolności — ludzie mogą korzystać z wolności słowa, pod warunkiem że nie przeciwstawiają się polityce Jeffersona. Ale chociaż uchylono te prawa — po długich latach, kiedy ścigano przeciwników Jeffersona, zmuszając ich do milczenia lub emigracji — ludzie wciąż uważali go za ostoję swobody.
John Adams poznał Toma Jeffersona i właśnie dlatego Tom Jefferson nienawidził Johna Adamsa — ponieważ John naprawdę był tym, kogo Jefferson tylko udawał: człowiekiem, który kocha wolność, nawet wolność tych, którzy się z nim nie zgadzają. Nawet wolność Toma Jeffersona. To czyniło ich walkę nierówną. Zwycięstwo musiało przypaść Jeffersonowi.
— Dobrze się czujesz, John? — zaniepokoił się Hezekiah Study.
— Raz jeszcze staczam w myślach dawne bitwy. To główny kłopot z podeszłym wiekiem. Dysponujesz wszystkimi zakurzonymi argumentami, ale nie masz sił na kłótnię, która by pozwoliła ich użyć. Mój umysł to prawdziwe muzeum, lecz niestety, jestem tam jedynym gościem i nawet mnie niespecjalnie interesują te eksponaty.
Hezekiah zaśmiał się z sympatią.
— Niczego nie pragnąłbym bardziej, niż zwiedzić to muzeum. Ale obawiam się, że walczyłbym z pokusą, by okraść je i zabrać wszystko ze sobą.
John sam był zaskoczony, że te słowa wycisnęły łzy z jego oczu.
— Naprawdę, Hezekiahu? — Zamrugał gwałtownie, by usunąć wilgoć spod powiek. — Widzisz, wzruszyłeś starego człowieka. Znalazłeś jedyną metodę przekupstwa, na jaką jestem podatny.