— On żąda, by ten sąd zaprzeczył samej podstawie prawa o czarach! — krzyknął Quill. — Chce, by ten sąd zaprzeczył wyraźnej intencji parlamentu i zgromadzenia Massachusetts!
John zaśmiał się niemal w głos. Cooper okazał się wyjątkowo zuchwały. Chciał nie tylko, by oskarżenie odrzucono bez procesu. Żądał też od sędziego takich rozstrzygnięć, które praktycznie uniemożliwią w przyszłości jakikolwiek proces o czary. To znaczy, jeśli decyzja Johna zostanie uznana za ważny precedens.
A wszystko sprowadziło się do jednej myśli: on daje mi szansę dokonania w ostatnich latach życia czegoś wielkiego.
— Pański zarzut dotyczy bardzo poważnego nadużycia ze strony pana Quilla. Gdybym miał przyjąć ten wniosek, nie miałbym wyboru, musiałbym unieważnić licencję pana Quilla i oskarżyć go o krzywoprzysięstwo. To na początek.
— Działałem w zgodzie z najlepszymi tradycjami mojego zawodu! — zawołał Quill. — To oburzające!
— Mimo to — ciągnął John — zarzuty są tak poważnej natury, że czynią problematycznym cale postępowanie przeciwko panu Smithowi i pannie Purity. Mam bowiem przeczucie, że gdybym uznał którykolwiek z tych dwóch wniosków, następny dotyczyłby zastosowania literalnej wykładni praw o czarach.
— Istotnie, Wysoki Sądzie — przyznał Cooper.
— To ja wnioskuję o literalną wykładnię — zaprotestował Quill.
— Pan prosi o literalną wykładnię prawa zakazującego tortur — zauważył John. — Sądy od dawna zdawały sobie sprawę z faktu, że literalna wykładnia prawa o czarach wymaga dla uzyskania wyroku udowodnienia nie tylko korzystania z ukrytych mocy, ale też że owe moce biorą się z wpływu lub władzy szatana.
— To nie jest wymaganie, to warunek ich wystąpienia! — krzyknął Quill.
— Proszę na mnie nie krzyczeć, panie Quill. Sprawiedliwość może być ślepa, ale nie jest głucha.
— Proszę o wybaczenie.
— Niezależnie od wybuchów pańskiego temperamentu, panie Quill, od dawna ustalono, że literalna wykładnia tradycyjnego tekstu prawa o czarach prowadzi do wniosku, iż udział szatana nie jest rzeczą oczywistą i musi zostać udowodniony. Posiadanie niezwykłych umiejętności nie jest prima facie dowodem szatańskich wpływów, co wynika wprost z tradycji prawa kościelnego, które zawsze musi pozostawić miejsce na możliwość cudu, dokonanego dzięki wierze w Jezusa Chrystusa i interwencji niebios.
— Czyżby obrona wyznawała teorię, że ta para czarowników czyniła cuda dzięki mocy zesłanej im przez Chrystusa? — zapytał Quill takim tonem, jakby to był największy z możliwych absurdów.
Ale jego słowa zawisły w powietrzu bez odpowiedzi, bez protestu, wywierając efekt przeciwny do zamierzonego. John wiedział, że jedną z głównych tez, zapamiętanych dzisiaj w sali sądowej, będzie ta, że ludzie o mocy danej od Boga mogą zostać oskarżeni o czary, jeśli łowcy czarownic postawią na swoim.
Dobra robota, panie Cooper.
— Decyzją sądu wnioski wniesione przez obronę muszą zostać rozpatrzone, zanim proces będzie kontynuowany. Niech woźny zwolni przysięgłych i opróżni salę, aby dyskusja na temat dowodów, jaka się teraz zacznie, nie wpłynęła na końcowy werdykt. Posiedzenie wznowimy w południe. Radzę wszystkim zjeść wczesny obiad, zamierzam bowiem rozstrzygnąć te kwestie, zanim wieczorem nastąpi odroczenie.
Uderzenie młotkiem, i John poderwał się z fotela, by niemal tanecznym krokiem pobiec do szatni. Nigdy by nie przypuszczał, że ten paskudny procesik nagle stanie się tak istotny. Odrzucił oskarżenia w obu procesach o czary, którym przewodził. Ale w tamtych sprawach powodem były sprzeczności w zeznaniu świadka, więc nie powstał precedens. Cooper doprowadził do sytuacji o wiele groźniejszej — przyjęcie któregokolwiek z jego wniosków dowodowych może obalić same prawa o czarach, czyniąc je nieegzekwowalnymi. Wobec klimatu politycznego w Nowej Anglii niewielka była szansa, by prawodawca wprowadził je na nowo, przynajmniej bez potężnych zabezpieczeń, które usuną wszystkie te drobne sztuczki z arsenału łowców czarownic. To, co dzieje się w Anglii, może oczywiście przebiegać całkiem inaczej. Ale jeśli John znał swego syna Quincy'ego, zgromadzenie Massachusetts zadziała błyskawicznie i zanim jeszcze parlament przedyskutuje sprawę, prawo w Nowej Anglii zostanie już ustanowione. Parlament znajdzie się wówczas w nieprzyjemnej sytuacji, zmuszony odrzucić prawo kościelne wprowadzone w Nowej Anglii — miejscu, gdzie życie chrześcijan uważa się za najbardziej czyste. Istniała szansa, że wszystko to może się skończyć w tej sali, dzisiaj. Usiadł w krytym pluszem fotelu, niemal zapadając się w poduszki, gdyż mebel zaprojektowano dla potężniejszych mężczyzn. Przymknął oczy i uśmiechnął się. A jednak Bóg przeznaczył mu pewną rolę do odegrania w życiu.
Purity nie miała pojęcia, co planuje Verily Cooper. Wiedziała tylko, że Quill przeciw temu protestuje ze szczerym oburzeniem, a zatem jej musiało się podobać. Poza tym widziała wyraźnie, że Verily Cooper nie czuje wobec niej złości; Alvin także nie, choć przez nią przecież znalazł się w łańcuchach. Mimo to niełatwo jej przyszło usiąść obok tych ludzi, których oskarżyła. Gdyby wiedziała, składając doniesienie, do czego to doprowadzi… Spróbowała im wytłumaczyć.
Wiemy dobrze — przerwał jej Verily. — Proszę się nie martwić.
Gdzie jedzenie? — zainteresował się Alvin. — Nie mamy wiele czasu, a trzeba cos zjeść.
Nie wiem, czemu mi pan pomaga — powiedziała Purity.
Wcale nie pomaga — stwierdził Alvin. — On próbuje zmienić świat.
Alvin ma kłopoty z władzą — odparł Verily. — Nie lubi, kiedy ktoś inny dowodzi.
— Chcę, żeby ktoś inny zaczął dowodzić operacją sprowadzenia tutaj jakiegoś jedzenia. Ten stół zaczyna wyglądać coraz bardziej smakowicie.
Wtedy właśnie zbliżył się woźny. Zapytał, czy chcą jeść w celach, osobno, czy może w sali sądowej, na stole obrony. Wielki piknikowy kosz jedzenia przygotowało kilka dam z Cambridge, w tym jego żona.
— To wręcz niezwykła życzliwość — ucieszył się Verily. Woźny uśmiechnął się szeroko.
— Moja żona była wczoraj na łąkach. Uważa was za Galahada. Albo Percivala.
— Zechce jej pan podziękować ode mnie? Od nas wszystkich? Wkrótce stół był zastawiony chlebem, serem i owocami.
Alvin zabrał się do jedzenia jak podrostek. Purity o wiele trudniej przyszło wzbudzić w sobie apetyt, kiedy jednak poczuła w ustach smak sera i gruszek, odkryła, że jest bardzo głodna.
— Sama nie wiem — powiedziała — jak moglibyście mi kiedykolwiek wybaczyć.
— Ależ wybaczamy pani — zapewnił Alvin. — Nawet więcej niż wybaczamy. Obecny tutaj Verily ma wręcz obsesję na pani punkcie.
Verily uśmiechnął się tylko; iskierki błysnęły mu w oczach.
— Alvin czuje się trochę nieswojo — wyjaśnił. — Nie lubi więzień.
— Siedział pan już kiedyś w więzieniu? — zdziwiła się Purity.
— Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów — wyjaśnił Verily. — Co dowodzi, że jestem sprytnym adwokatem.