Выбрать главу

Arthur spojrzał niecierpliwie na Francuza. Audubon stał nieruchomo, z rozdziawionymi ustami, i patrzył, jak gąsior zajmuje pozycje i nieruchomieje niczym posąg.

— Chce pan rysować kijkiem w błocie? — zapytał Arthur. Dopiero wtedy Audubon zauważył, że papier i farby zostały w worku. Podbiegł do bagażu, zatrzymując się co chwilę, by się upewnić, że gąsior wciąż jest na miejscu.

— Zapomniałeś, że dziś rano mieliśmy opuścić Filadelfię? — zapytał Alvin, kiedy Audubon znalazł się poza zasięgiem słuchu.

Arthur spojrzał na niego z wyrazem tak morderczej pogardy, do jakiej zdolna jest tylko twarz dorastającego chłopca.

— Możesz wyjechać, kiedy tylko zechcesz.

Z początku Alvin uznał, że chłopiec mówi mu, by jechał sam i go zostawił. Ale natychmiast pojął, że Arthur jedynie stwierdza fakt: Alvin mógł wyjechać z Filadelfii, kiedy chciał, więc nie ma znaczenia, czy nastąpi to dziś rano, czy później.

— Verily i Mike będą się martwić, jeśli zaraz nie wrócimy.

— Nie chcę, żeby umierały ptaki.

— To boże zadanie, widzieć każdą spadającą jaskółkę. Nie słyszałem, by ogłaszał, że to stanowisko jest wolne.

Arthur nadąsał się i nie odpowiedział już ani słowem. Po chwili wrócił Audubon, usiadł na trawie pod drzewem i zaczął mieszać farby, by uzyskać kolory gęsiego upierzenia.

— Chcę patrzeć, jak pan maluje — oświadczył Arthur.

— Nie lubię, kiedy ktoś zagląda mi przez ramię. Arthur wymruczał coś i gąsior zaczął odchodzić.

— Dobrze! — zawołał rozgorączkowany Audubon. — Patrz, jak maluję, patrz na ptaka, patrz na słońce w niebie, aż oślepniesz! Co tylko chcesz!

Arthur Stuart wymamrotał coś do gąsiora, a ptak natychmiast poczłapał z powrotem na miejsce.

Alvin pokręcił głową. Czyste wymuszenie. Gdzie się podziało to łagodne dziecko, które znał od tak dawna?

DAMA DWORU

Peggy przez cały ranek starała się opanować lęk przed spotkaniem z lady Guinevere Ashworth. Jako jedna ze starszych dam pokojowych królowej Mary, miała u dworu pewne wpływy; co ważniejsze, była żoną lorda kanclerza, Williama Ashwortha. Jej mąż przyszedł wprawdzie na świat jako trzeci syn nauczyciela, ale dzięki inteligencji, błyskotliwości i niespożytej energii wyrąbał sobie drogę do znakomitej edukacji, dobrego małżeństwa i wysokiego urzędu. Lord William nie miał złudzeń co do własnego pochodzenia — w dniu ślubu przyjął nazwisko rodowe żony.

Kobieta jest jednak kobietą, niezależnie od swej rodziny czy urzędu męża, powtarzała sobie Peggy. Kiedy pęcherz lady Ashworth się wypełnia, aniołowie nie zmieniają cudownie jego zawartości w wino i nie zlewają do butelek, choć słysząc, jakim tonem wymawia się jej imię w Camelocie, można by się tego spodziewać. Był to ten poziom towarzyski, do którego Peggy nigdy nie aspirowała, nawet nie interesowała się nim. Właściwie nie znała odpowiedniego sposobu zwracania się do córki markiza. Kiedy zastanawiała się, czy kogoś nie spytać, zaraz przypominała sobie, że jako dobra republikanka powinna nie tylko używać niewłaściwych form, ale wręcz czynić to ostentacyjnie. W końcu i Jefferson, i Franklin nieodmiennie mówili o królu jako „panu Stuarcie”, a nawet zwracali się do niego w ten sposób w oficjalnej korespondencji między głowami państw. Plotka głosiła jednak, że urzędnicy z ministerstwa „tłumaczą” wszystkie listy tak, by wystąpiły w nich właściwe formy, i w ten sposób unikają międzynarodowych zatargów.

Jeśli w ogóle istniała nadzieja uniknięcia wojny zagrażającej narodom Ameryki, może ona zależeć od rozmowy Peggy z lady Ashworth, ponieważ lady Guinevere nie tylko miała wysoką pozycję towarzyską — niektórzy twierdzili, że sama królowa pyta ją o radę w sprawach stroju — lecz była także liderką najbardziej znaczącej organizacji antyniewolniczej w koloniach Korony, Kobiety przeciwko Prawom Własności Osób. Zgodnie z panującą tu modą, organizacje zwykle określano skrótem Kaprawo — wyjątkowo niefortunnie, zdaniem Peggy, zwłaszcza dla klubu powszechnie szanowanych dam.

Tak wiele może zależeć od porannego spotkania… Wszystkie inne ścieżki kończyły się ślepymi zaułkami. Po miesiącach spędzonych w Appalachee Peggy zdała sobie sprawę, że naciski na utrzymanie niewolnictwa w Nowych Hrabstwach pochodzą z kolonii Korony. Rząd króla pobrzękiwał szabelką, zarówno w przenośni, jak i dosłownie, by kongres appalachijski dokładnie rozumiał, jaką daninę krwi przyjdzie zapłacić za zniesienie niewolnictwa. Jednocześnie unia ze Stanami Zjednoczonymi była niemożliwa, dopóki niewolnictwo pozostawało legalne gdziekolwiek w Appalachee. A najprostszy kompromis, polegający na umożliwieniu secesji proniewolniczym Nowym Hrabstwom Tennizy, Cherriky i Kenituck, był polityczną niemożliwością w samym Appalachee.

Rezultat, którego Peggy najbardziej się obawiała, polegałby na ustępstwie Stanów Zjednoczonych i dopuszczeniu Nowych Hrabstw jako stanów niewolniczych. Takie zatrucie amerykańskiej wolności zniszczy kraj — była tego pewna. A secesję Nowych Hrabstw uważała za odrobinę tylko lepsze rozwiązanie, gdyż wtedy większość Czarnych w Appalachee pozostanie pod batem nadzorcy. Nie; jedynym sposobem uniknięcia wojny i zachowania choćby iskry przyzwoitości wśród ludów Ameryki byłoby przekonanie kolonii Korony do zgody na to, by całe Appalachee, razem z Nowymi Hrabstwami, zawarło unię ze Stanami Zjednoczonymi, co prowadziłoby do delegalizacji niewolnictwa w całym kraju.

Przyjaciele abolicjoniści śmiali się, gdy Peggy przedstawiała tę możliwość. Nawet jej mąż, Alvin, był pełen wątpliwości, choć w listach oczywiście zachęcał, by postępowała tak, jak uzna za słuszne. Po setkach rozmów z mężczyznami i kobietami w całym Appalachee, a w ostatnich tygodniach w Camelocie, Peggy sama miewała chwile zwątpienia. Póki jednak istniała choć iskra nadziei, będzie się starała rozpalić ją w jakąś znośną przyszłość. Gdyż przyszłość, jaką dostrzegała w płomieniach serc ludzi wokół siebie, była nie do zniesienia. Musi być pewna, iż zrobiła wszystko co tylko możliwe, by zapobiec wojnie, wojnie, po której ziemia Ameryki przesiąknie krwią, i której wynik wcale nie jest przesądzony.

Tak wiec mimo strachu Peggy nie miała wyboru: musiała złożyć tę wizytę. Bo nawet jeśli nie przekona lady Ashworth i jej klubu Kaprawo do sprawy emancypacji, może przynajmniej za jej pośrednictwem uzyskać audiencję u króla i przedstawić swe poglądy bezpośrednio monarsze.

Perspektywa rozmowy z królem budziła mniejszy lęk niż spotkanie z lady Ashworth. Z ludźmi wykształconymi Peggy mogła rozmawiać szczerze, w języku zrozumiałym dla obu stron. Ale damy z Południa, jak się przekonała, były o wiele bardziej skomplikowane. Cokolwiek człowiek powiedział, dla nich oznaczało coś innego, a cokolwiek one mówiły, mogło oznaczać wszystko, z wyjątkiem zwykłego sensu słów. Dobrze, że dam z Południa nie dopuszczano do college'ów — i tak były zajęte nauką języka o wiele bardziej subtelnego i trudniejszego od zwykłej łaciny czy greki.

Peggy źle spała w nocy, rankiem zjadła niewiele i jeszcze mniej zatrzymała w żołądku. Najostrzejsze mdłości wczesnego okresu ciąży już minęły, ale kiedy się denerwowała, tak jak dzisiaj, powracały z wyjątkową siłą. Iskra życia dziecka w jej łonie dopiero stawała się widoczna; już wkrótce zdoła zobaczyć cienie jego przyszłości. Tylko niejasne wizje, gdyż płomień serca płodu jest chaotyczny i zmienny, ale wtedy to życie stanie się dla Peggy rzeczywiste. Niech urodzi się w świecie lepszym niż obecny, myślała. Niech moje wysiłki zmienią przyszłość wszystkich dzieci.

Palce miała niezręczne i drżące; kiedy próbowała zapinać guziki, musiała prosić o pomoc niewolnicę przypisaną do jej piętra w pensjonacie. Jak wszyscy niewolnicy w koloniach Korony, dziewczyna unikała wzroku Peggy, nawet nie patrzyła na nią wprost. Chociaż odpowiadała cicho, ale wyraźnie na wszystkie pytania, wymianę zdań między nimi trudno by nazwać rozmową.