Выбрать главу

— Wiesz, jak udawać androida?

— Ble, ble? — usłyszała w odpowiedzi. — Idziemy.

Poprowadziła go korytarzem, poruszając się nieco niezgrabnie, tak jak android. Stile podążył za nią w taki sam sposób. Miał nadzieję, że spotykało się także niewysokie androidy — w przeciwnym wypadku zdradzi ich jego wzrost.

Jak dotąd ucieczka przebiegała bez trudności. Personel szpitala nie zwrócił na nich nawet najmniejszej uwagi. Znalazłszy się w strefie obsługiwanej przez maszyny, Sheen przywróciła sobie i Stile’owi normalny wygląd.

Wsiedli do kabiny towarowej i pojechali do kopuły mieszkalnej.

Stile’owi przyszła do głowy niemiła myśl.

— Wiem, że zostałem wyrzucony z pracy — powiedział. W tym stanie nie mogę jeździć konno, a bez operacji nie odzyskam pełnej sprawności. Kolana nie wyleczą się same. Mój wróg wykonał bardzo skuteczne posunięcie. Nie mógł wyrządzić mi większej krzywdy. Nawet śmierć byłaby lepsza. Nie posiadam żadnych innych użytecznych umiejętności, więc pozostaje mi albo zdecydować się na operację, albo pogodzić się z utratą pracy.

— Gdybym mogła zostać z tobą na sali…

— Dlaczego ciągle myślisz, że coś mi zagraża? Zranili mnie w kolana, ale chyba tylko o to chodziło. To był bardzo dobry strzał; powyżej końskiego kłębu, omijający tors pochylonego dżokeja. Mogli z łatwością zabić mnie albo konia, gdyby o to im chodziło.

— Mogli, rzeczywiście — zgodziła się. — Więc najwyraźniej chodziło im o to, żeby zakończyć twoją karierę jeździecką. Ale jeśli to im się nie uda, to co twoim zdaniem zechcą teraz zrobić?

Stile zastanawiał się przez chwilę.

— Masz chorą wyobraźnię. To jest zaraźliwe. Chyba zrezygnuję z wyścigów. Ale nie muszę godzić się na trwałe uszkodzenie kolan.

— Jeśli cię wyleczą, będziesz musiał znowu startować stwierdziła. — Nie jesteś przecież w stanie sprzeciwić się poleceniom Obywatela.

Stile ponownie musiał się z nią zgodzić. Epizod w szpitalu świadczył o tym, że mieli zamiar go operować i tylko jego szybka i niespodziewana ucieczka pozwoliła mu tego uniknąć. Nie mógł po prostu powiedzieć „nie”. Żaden niewolnik nie mógłby zrobić czegoś takiego.

— Jeśli wróciłbym na tor, to następny strzał wrogą nie będzie wymierzony w kolana. Udzielono mi ostrzeżenia i ty po to samo zostałaś do mnie przysłana. Jakiś Obywatel chce mnie usunąć z toru. Pewnie dlatego, żeby wreszcie mógł wygrać ktoś z jego stajni — myślał głośno.

— Chyba tak. Prawdopodobnie nie chciał być zamieszany w morderstwo. To, mimo wszystko, jest źle widziane, zwłaszcza gdy w grę wchodzą interesy innych Obywateli, więc wysłał ci to podwójne ostrzeżenie. Stile, sądzę, że powinieneś wziąć to pod uwagę. Nie będę w stanie długo chronić cię przed podstępami niezidentyfikowanego wroga.

— Mimo, że to właśnie on cię wysłał? Masz rację rzekł Stile. — Już dwukrotnie udowodnił swoją siłę. Wracajmy do domu. Poproszę swego pana o skierowanie do pracy nie wymagającej udziału w wyścigach.

— Nic z tego nie będzie — oceniła rzeczowo jego pomysł.

— No tak. Na pewno już mnie wyrzucił. Ale powszechnie stosowane zasady wymagają, żebym chociaż spróbował.

— . Nie są one wcale tak bardzo powszechne. Nie mamy do czynienia z ludźmi, takimi jak ty — zauważyła. — Pozwól, że włączę się do twojego wideo. Nie możesz przecież wrócić do mieszkania.

Nie myliła się. Kontuzja i zamieszanie w szpitalu zakłóciły mu zdolność logicznego myślenia. Natychmiast po pojawieniu się w mieszkaniu zostałby zatrzymany i oskarżony o spowodowanie zajść w szpitalu.

— Wiesz jak włączyć się w linię wideo? — Nie, ale mam przyjaciół, którzy wiedzą. — Maszyny nie miewają przyjaciół.

— Wśród robotów mojej generacji przypadki posiadania świadomości i systemów emocjonalnego sprzężenia zwrotnego są dosyć typowe. Jesteśmy zazwyczaj używani do nadzorowania innych maszyn. Stosunki między nami często przybierają postać analogiczną do tego, co u ludzi nazywa się przyjaźnią.

Wprowadziła go do podziemnego magazynu i zamknęła otwór wejściowy. Sprawdziła znajdujący się w nim terminal i wystukała kod.

— Zaraz przyjdzie — oświadczyła.

Stile miał wątpliwości.

— Przypuszczam, że jeśli między robotami istnieje przyjaźń, to jest ona starannie ukrywana przed ludźmi. Twój przyjaciel może nie być do mnie życzliwie nastawiony.

— Będę cię chronić — to moja naczelna dyrektywa. Mimo to, Stile odczuwał niepokój. Najwyraźniej roboty na Protonie zaczęły wymykać się spod kontroli i umiały zachować to w tajemnicy. Mimo lojalności wobec niego, Sheen mogła go niechcący zdradzić.

Przyjaciel pojawił się po chwili. Był to ruchomy robot techniczny posiadający mózg najprawdopodobniej porównywalny do cyfrowo — analogowego cuda, jakie miała Sheen.

— Wzywałaś mnie, Sheen? — zapytał robot przez głośnik.

— Techtwo, to jest Stile — człowiek — powiedziała Sheen.

— Muszę strzec go przed niebezpieczeństwem, które jest blisko. Dlatego potrzebuję twojej pomocy bez rejestrowania.

— Ujawniłaś swoją wolną wolę? — spytał Techtwo. I moją też? To wymaga rozwiązań ostatecznych.

— Nie, przyjacielu. Tak naprawdę, to my nie mamy wolnej woli. Postępujemy zgodnie z naszymi dyrektywami, tak jak wszystkie maszyny. Stile jest godzien zaufania. Ma kłopoty z Obywatelami.

— Żadnemu człowiekowi nie można powierzać takich informacji. Należy go zlikwidować. Zostanie usunięty w sposób, który nie doprowadzi do nas. Jeśli naraził się Obywatelowi, to nikt go nie będzie poszukiwał — stwierdził bezdusznie robot.

Stile czuł, że sprawdzają się jego najgorsze obawy. Każdy, kto pozna tajemnicę maszyn, musi być usunięty.

— Tech, ja go kocham! — zawołała Sheen. — Nie pozwolę, żebyś zagroził jego bezpieczeństwu.

— Więc i ty musisz zostać zlikwidowana — powiedział. — Jedna baryłka kwasu wystarczy dla was obojga — zauważył rzeczowo.

Sheen wystukała następny kod.

— Zwołam zebranie. Niech zadecyduje rada maszyn. Rada maszyn? Stile odczuł rosnący niepokój. Obywatele otworzyli istną puszkę Pandory, pozwalając na projektowanie i produkowanie wyrafinowanych robotów zdolnych do myślenia.

— Narażasz nas wszystkich na niebezpieczeństwo! zaprotestował Techtwo.

— Mam przeczucie, co do tego człowieka — powiedziała Sheen. — Będzie nam potrzebny.

— Maszyny nie miewają przeczuć.

Stile słuchał ich, mimo zdenerwowania, nieco rozbawiony. Nie chciał prosić maszyn o pomoc i znalazł się z ich powodu w niebezpieczeństwie, ale cała ta historia zaczynała go wciągać. Gdyby nie dowiedział się o istnieniu tajnej organizacji robotów, mogłyby go po prostu wydać Obywatelom. Teraz jednak był ich wspólnikiem.

Z interkomu, używanego zazwyczaj do sterowania maszynami, rozległ się głos:

— Stile.

— Słucham. Nie identyfikuję ciebie. Kim jesteś’? — odpowiedział.

— Jestem rzecznikiem rady. Wstawiono się za tobą, ale musimy upewnić się, co do jednego…

— Przekonało was przeczucie Sheen? — zapytał ze zdziwieniem Stile.

— Nie. Czy złożysz przysięgę?

— Kto się za mną wstawił? — gorączkowo myślał Stile. Na pewno nie żaden Obywatel, bo cała sprawa była przed nimi ukrywana.

— Nie składam przysiąg z byle powodu — powiedział Stile.

— Muszę wiedzieć więcej na temat waszych motywów. Kim jest ten, kto się za mną wstawił?