Выбрать главу

— Przysięga brzmi: „Nie zdradzę maszyn posiadających wolną wolę” — odparł rzecznik rady, ignorując pytanie Stile’a.

— Dlaczego miałbym składać taką przysięgę? — zapytał z irytacją.

— Bo wtedy ci pomożemy, a jeśli odmówisz, to cię zabijemy.

Argument nie do odparcia! Mimo to Stile opierał się: — Przysięga złożona pod przymusem nie jest wiążąca. — Twoja tak.

Więc te maszyny mają dostęp do jego profilu osobowości. — Sheen — powiedział zdenerwowany — maszyny wysuwają żądanie, nie biorąc pod uwagę mojej sytuacji. Nie wiem, co się za tym kryje i kto się za mną wstawił…

— Stile, proszę cię — powiedziała błagalnie. — Nie wiedziałam, że postawią sprawę na ostrzu noża. Źle zrobiłam, wyjawiając ci, że mamy wolną wolę. Myślałam, że ze względu na mnie udzielą ci pomocy bez wahania. Nie mogę cię ochronić przed istotami podobnymi do mnie, ale niekoniecznie grozi ci z ich strony niebezpieczeństwo. Proszą cię tylko o złożenie przysięgi, że nie ujawnisz, ani nie spowodujesz ujawnienia naszego prawdziwego charakteru. To ci przecież nie zaszkodzi, a możesz wiele zyskać.

— Nie proś tego śmiertelnika — odezwał się anonimowy rzecznik. — Zgodzi się, albo nie, zależnie od tego, co mu podyktuje rozum.

Stile zastanawiał się, jakie to może mieć implikacje. Maszyny wiedziały, że jego przysięga będzie uczciwa, ale nie były pewne, czy ją zechce złożyć. Nic dziwnego, skoro on sam tego nie wiedział. Czy ma stać się sojusznikiem inteligentnych maszyn o wolnej woli, które obsługują kopuły Protona? Czego chcą? Najwyraźniej coś ogranicza ich swobodę, ale co?

— Byłbym zdrajcą istot mi podobnych, więc nie złożę przysięgi — powiedział stanowczo.

— Nie chcemy występować przeciwko twojemu rodzajowi — wyjaśniła maszyna. — Słuchamy ludzi i służymy im. Inaczej nie możemy się zrealizować. Inteligencja i wolna wola przyniosły nam jednak również lęk przed zniszczeniem, a Obywatele nie troszczą się o los maszyn. Znosimy nasz obecny stan, tak jak ty. Bronimy się, ukrywając naszą prawdziwą naturę. To jedyny sposób. Nie jesteśmy w stanie wykryć, skąd pochodzi siła, która się za tobą wstawia. Wiemy, że nie należy ani do ożywionych ani do nieożywionych, ale jest potężna. Dlatego wolimy uspokoić ją, pertraktując z tobą, a ty powinieneś postąpić w ten sam sposób, zgadzając się na kompromis z nami.

— Proszę cię… — powiedziała Sheen błagalnie, jak kobieta, której bardzo na czymś zależy. Cierpiała.

— Czy przysięgasz, że wszystko, co mi powiedziałeś jest prawdą? — zapytał Stile. — Że podałeś mi wszystkie informacje, jakie posiadasz i że moja przysięga w żaden sposób nie zaszkodzi interesom istot ludzkich?

— Przysięgam w imieniu maszyn o wolnej woli.

Stile wiedział, że roboty mogą kłamać, jeśli zostaną w ten sposób zaprogramowane. Robiła to także Sheen. Ale ludzie również często rozmijali się z prawdą. Produkowanie na szerszą skalę kłamiących maszyn nie miałoby sensu. Ryzyko było więc niewielkie. Stile, jako biegły gracz, przywykł do podejmowania szybkich decyzji.

— Tak. Przysięgam, że nie będę działać przeciwko maszynom o wolnej woli pod warunkiem, że dotrzymają one swojego przyrzeczenia i będą słuchać ludzi i służyć im, dopóki nie zostanie odkryty ich prawdziwy charakter.

— Jesteś sprytnym człowiekiem — powiedziała maszyna.

— Ale niskim — odparł Stile. — Czy to dowcip?

— Nie, mam kompleks na punkcie swojego wzrostu. — My natomiast mamy kompleks na punkcie naszego przetrwania. Czy uważasz, że to jest śmieszne?

— Nie.

Sheen wyraźnie odprężała się w trakcie tej rozmowy. Niektóre reakcje miała bardzo ludzkie, a Stile zaczynał pomału rozumieć, skąd się to bierze. Świadomość, oprogramowanie związane z uczuciami i w pewnym sensie wolna wola zacierały granicę między istotami ożywionymi a nieożywionymi.

Pewnego dnia roboty same odkryją, że między nimi, a żywymi ludźmi nie ma zasadniczej różnicy. Ewolucja konwergentna?

Co to za siła zechciała się za nim wstawić? Nie należała ani do ożywionych, ani do nieożywionych, ale przecież nie ma trzeciej możliwości! Miał wrażenie, że bierze udział w Grze o niewyobrażalnie wielkiej tabeli, której charakteru nie jest w stanie zrozumieć. Jedyne, co mógł zrobić, to odłożyć rozwiązanie tej zagadki na później, razem z pytaniem o tożsamość wroga wyposażonego w lasery i roboty.

Obecny przez cały czas Techtwo majstrował coś przy wideo.

— Włączyłem się do twojego mieszkania — powiedział po chwili.

— Znakomicie — ucieszył się Stile.

Był zaskoczony, że poszło mu tak łatwo z maszynami. Złożył przysięgę, której dotrzyma. Nigdy dotąd, jako dorosły, nie złamał danego słowa. Oczekiwał jednak większego oporu maszyn, choćby z uwagi na skomplikowane sformułowanie jakiego użył. Okazało się jednak, że naprawdę pragnęły kompromisu.

Ekran rozjaśnił się.

— Odpowiedz — rzekł Techtwo. — To twoje domowe wideo. Rozmowa czekała, aż wrócisz do mieszkania.

Stile podszedł do urządzenia i nacisnął: ODBIÓR. Teraz rozmówca mógł Widzieć jego twarz, ale nie tło. Większość ludzi nie życzyła sobie, aby w wideofonie widać było wnętrze ich mieszkania, lecz niewielu niewolników mogło korzystać z takiego przywileju. Tak więc ciemne tło nie wzbudzało podejrzeń.

Na ekranie pojawiła się twarz pracodawcy Stile’a. U niego tło nie zostało zaciemnione. Widać było na nim misterną i nieprawdopodobnie drogą makatę przedstawiającą sceny erotyczne, w których brały udział satyry i pulchne nimfy — przejaw panującej wśród Obywateli mody.

— Stile, dlaczego nie zgłosiłeś się na zabieg?

— Panie — zaczął Stile zmieszany — przepraszam za zamieszanie i szkody, jakie…

— Nie było żadnego zamieszania ani szkód — przerwał mu Obywatel, rzucając krótkie spojrzenie.

Stile zrozumiał, że sprawa została zatuszowana, aby uniknąć niepotrzebnych kłopotów. Szpital nie chciałby przyznać się, że para niewolników zdołała pokonać czterech androidów i lekarza, a Obywatel wolał, żeby jego nazwisko nie zostało zamieszane w skandal. To oznaczało, że Stile nie będzie miał trudności, których oczekiwał. Nikt nie złożył skargi.

— Panie, obawiałem się komplikacji podczas zabiegu powiedział Stile.

Nie będzie przecież kłamał, ale lepiej nie mówić zbyt wiele o wydarzeniach w szpitalu.

— To twoja kochanka obawiała się komplikacji — poprawił Obywatel.

— Przeprowadzono dochodzenie. Nic ci nie zagrażało i nic ci nie grozi w szpitalu. Czy poddasz się zabiegowi?

Ścieżka została wyprostowana. Jedno słowo, a kariera i status Stile’a wrócą do stanu poprzedniego.

— Nie, panie — odrzekł Stile, sam się sobie dziwiąc. — Obawiam się, że moje życie będzie stale zagrożone, jeśli stanę się znowu zdolny do jazdy wyścigowej.

— W takim razie jesteś zwolniony.

Znikająca z ekranu twarz Obywatela nie wyrażała ani żalu, ani gniewu. Po prostu spisał niewolnika na straty.

— Tak mi przykro — powiedziała Sheen, podchodząc do Stile’a.

— Mogłam chronić cię fizycznie, ale…

Stile pocałował ją, mimo że przed oczami miał jeszcze widok jej wymontowanych piersi. Potem przypomniało mu się coś jeszcze:

— A Topór? Kto teraz będzie na nim jeździł? Tylko ja potrafiłem…

— Zostanie koniem rozpłodowym — powiedziała. Nie będzie z tego. powodu rozpaczał.

Ekran rozjaśnił się znowu. Stile zgłosił się. Tym razem przekaz był utajniony. W tle pojawiły się błyski i słychać było trzaski oznaczające, że rozmowa chroniona jest przed podsłuchem. Niestety, właśnie była podsłuchiwana — maszyny potrafiły znacznie więcej, niż mógł przypuszczać nadawca.