Выбрать главу

Sheen delikatnie skierowała go do korytarza prowadzącego do publicznej toalety. O tej porze była pusta. Nadchodził zmierzch i większość niewolników spieszyła do domów, nie zatrzymując się po drodze.

Popchnęła go lekko do przodu, ale sama pozostała z tyłu. Zamierzała zaczaić się na ewentualny pościg. Stile dostosował się do sytuacji i przeszedł przez otwierające się okrągłe drzwi. Prawdę mówiąc, mógł też skorzystać z tego miejsca do swoich celów.

W Grze słynął ze stalowych nerwów, ale nigdy dotąd nie był narażony na bezpośrednie zamachy na swoje życie. Zależał teraz wyłącznie od inicjatywy Sheen. Zamknął się w kabinie i ukrył twarz w rękach.

Drzwi otworzyły się, wpuszczając następnego mężczyznę, który szybko rozejrzał się dookoła. Stwierdziwszy, że w pomieszczeniu nie ma nikogo poza Stilem, ruszył w jego stronę i otworzył kabinę.

— Chcesz się bić, co? — warknął, napinając muskularne ramiona.

Był wysoki, a liczne blizny pokrywające jego ciało świadczyły o wielu walkach, w których brał udział. W Grze prawdopodobnie specjalizował się w wolnej amerykance, folgując swemu zamiłowaniu do przemocy.

Stile wstał pospiesznie. Jak Sheen mogła przepuścić tego typa?

Przybysz rzucił się na Stile’a. Nagość ma jedną zaletę nie pozwala nosić ukrytej broni. Cios oczywiście nie trafił do celu. Stile uchylił się, odskoczył i pozwolił napastnikowi wpaść z hukiem do kabiny. Mógł go z łatwością zranić lub ogłuszyć, bo sam był niezłym specjalistą w różnego typu walkach, ale wolał zachować ostrożność.

Pojawiła się Sheen.

— Czy on cię dotknął? — zapytała szybko. — Albo ty jego?

— Tak się składa, że nie. Nie było potrzeby… Wydała nieomal ludzkie westchnienie ulgi.

— Pozwoliłam mu przejść, wiedząc, że sobie poradzisz, bo chciałam się upewnić, ilu oprócz niego ich jest i jakiego rodzaju — wskazała na korytarz. Leżały w nim trzy ciała.

— Gdybym go usunęła, mogliby się nie ujawnić i pułapka by nie zadziałała, ale kiedy ich zobaczyłam, zrozumiałam w czym rzecz. Wszyscy są pokryci oszołamiającym proszkiem. Mnie nie zrobi on żadnej krzywdy, ani im, są to bezpłciowe androidy. Tobie jednak…

Stile kiwnął głową. Miał szczęście!

Sheen wskazała toaletę damską. Stile wiedział dlaczego — miała na rękach proszek i nie mogła go dotykać dopóki ich nie umyje.

Wsunął dłoń w okrągłe drzwi, żeby je otworzyć… i coś po drugiej stronie złapało go za przegub. Pochylił głowę i wskoczył do środka, gotów do walki.

Był to jednak tylko nieskomplikowany robot pełniący funkcję babci klozetowej.

— Mężczyznom tu nie wolno — powiedział godnie. Rozpoznał męskie ramię i zareagował natychmiast, zgodnie ze swoim programem. Sheen weszła do środka i dotknęła go. Natychmiast znieruchomiał.

— Wyłączyłam go na chwilę.

Podeszła do umywalki i opłukała ręce. Potem weszła pod prysznic i umyła całe ciało, zwracając szczególną uwagę na te części, które mogły wejść w kontakt z pokrytymi proszkiem cielskami androidów.

Stile usłyszał jakiś dźwięk.

— Mamy towarzystwo — powiedział.

Jak się stąd wydostać? — myślał. Jedyne wyjście prowadziło przez okrągłe drzwi, przez które wchodziła jakaś kobieta. Sheen pod prysznicem wskazała mu miejsce obok siebie. Wskoczył tam jednym susem. Ustawiła prysznic na „mgiełkę” i z sitka zaczęła wydobywać się gęsta para, kryjąc ich swoją zasłoną. Była przesycona wonią róż.

Sheen objęła Stile’a, a jej głodne usta odnalazły jego wargi. Najwyraźniej potrzebowała częstego potwierdzania swojej kobiecości, tak jak on musiał niejednokrotnie upewniać się co do swego miejsca w hierarchii mężczyzn. W obu przypadkach było to zbyt często kwestionowane. Co za para!

Gdy pomieszczenie stało się ponownie puste, Sheen przełączyła prysznic na „płukanie”, a potem na „suszenie”. Musieli się teraz rozdzielić, ku niezadowoleniu Stile’a. Jego nastawienie do Sheen podlegało stałym wahaniom. Teraz chciał się z nią kochać i wiedział, że to ani czas, ani miejsce po temu. Ale innym razem, kiedy już będą bezpieczni, zaprowadzi ją pod prysznic, włączy mgiełkę…

Sheen przeciągnęła palcami po ścianie obok kabiny prysznicowej. Odnalazła to, czego szukała i odsunęła metalową płytę. Następne wejście dla maszyn. Gestem nakazała mu z niego skorzystać.

Przecisnęli się między rurami i znaleźli się w wąskim korytarzyku oddzielającym toaletę damską od męskiej. Skręcał on raptownie to na prawo, to na lewo, aż nagle zszedł do niższego poziomu, gdzie kończył się magazynem maszyn do sprzątania. Stojące we wnękach urządzenia obsługiwała maszyna konserwacyjna. W tej chwili czyściła łącznik rurowy, używając elektryczności statycznej, żeby namagnesować brud i wciągnąć go do odbieraka. Stała w przejściu, więc musieli się koło niej przecisnąć. Nagle zachybotała się. Sheen uderzyła ją otwartą dłonią. Strzeliła iskra i zapachniało ozonem. Maszyna zamarła na skutek zwarcia.

— Co zrobiłaś? — zapytał zaskoczony Stile.

Sheen nie zareagowała. Stile zauważył, że przez jej ciało biegnie smuga spalenizny. Została porażona potężnym ładunkiem elektrycznym. Ładunek ów trafiłby Stile’a, gdyby otarł się o urządzenie. Tak właśnie miało się stać, bo maszyna wychyliła się w stronę przejścia w chwili, kiedy się do niej zbliżał. Następna próba zabójstwa, którego uniknął.

Ale za jaką cenę? Sheen nadal się nie poruszała.

— Nic ci się nie stało? — zapytał Stile.

Nie odpowiedziała ani się nie poruszyła. Ładunek spowodował zwarcie i w niej. Była na swój sposób martwa.

— Mam nadzieję, że zniszczone zostało tylko zasilanie, nie mózg — powiedział.

Trzeba wymienić baterie. A jeśli to nie pomoże? Wolał się nad tym nie zastanawiać.

Podszedł do maszyny do zamiatania, otworzył jej zespół napędowy i wyjął z niego standardową baterię protonitową, która wyczerpywała się po roku użytkowania. Podobnego do protonitu źródła energii nie było w całej galaktyce. Prawdę mówiąc, stanowił on podstawę niezmierzonego bogactwa planety Proton. Cały wszechświat potrzebował energii, a tu było jej najbardziej wydajne złoże.

Stile zaniósł baterię do Sheen. Miał nadzieję, że jeśli chodzi o zasilanie, zbudowana jest standardowo. Niezwykłość Sheen wynikała z budowy jej mózgu, nie ciała, chociaż trudno było o tym pamiętać, gdy trzymało się ją w ramionach. Gdyby jednak pominąć naczelną dyrektywę Sheen i jej wygląd, reszta nie powinna różnić się wiele od maszyny do sprzątania.

Przesunął palcami po jej brzuchu i nacisnął okolicę pępka. Większość człekopodobnych robotów… jest! Otworzyła się klapka, ukazując źródło zasilania. Wydobył zużytą baterię, ciągle jeszcze gorącą, i założył nową.

Nic się nie zmieniło. Strach ścisnął mu serce. Och! prawda! Przecież zadziałał wyłącznik awaryjny zabezpieczający mózg w wypadku krótkiego spięcia. Po chwili Stile odnalazł go, był ukryty pod językiem. Przycisnął i Sheen wróciła do życia.

Zatrzasnęła klapkę na brzuchu.

— Mam teraz u ciebie dług wdzięczności, Stile — powiedziała.

— Chcesz się rozliczać? Jesteś mi potrzebna, co najmniej z dwóch powodów.

Uśmiechnęła się.

— Wystarczy, żebyś mnie potrzebował tylko z jednego. Rzuciła mu krótkie spojrzenie. Sprawiała wrażenie bardziej ożywionej niż przedtem, jakby nowa bateria dodała jej energii. Przysunęła się do niego.