Выбрать главу

W korytarzu, z którego nadeszli, coś się poruszyło. Mogła to być tylko maszyna powracająca z pracy, ale woleli nie ryzykować i zmienić kryjówkę.

Sheen zaprowadziła go do pomieszczenia obsługującego duży punkt restauracyjny. W milczeniu wskazała puste skrzynie. Raz albo dwa razy dziennie ciężarówka przywoziła tu nowe pojemniki z proszkiem nutro oraz rozmaitymi nośnikami barwy i zapachu i zabierała puste paki. Z tych składników wytwarzano najrozmaitsze potrawy, od puddingu po marchewki, sprawiające wrażenie autentycznych. Osiągnięcia techniki były zadziwiające. Stile raz jadł prawdziwą marchewkę odrzuconą z warzywnika swojego pana, w którym uprawiano rośliny egzotyczne, ale nie była ona identyczna z warzywem wytwarzanym maszynowo. Prawdę mówiąc, Stile wolał smak i wygląd sztucznej żywności, do której był przyzwyczajony, ale Obywatele gustowali w naturalnej.

Mógł wygodnie przesiedzieć w jednej ze skrzyń kilka godzin. Sheen przyniesie mu jedzenie. Byli wprawdzie w magazynie surowców spożywczych, ale nie nadawały się do konsumpcji bez odpowiedniej obróbki technologicznej.

Wspiął się do skrzyni. Sheen nie zatrzymywała się, żeby nie zdradzić, gdzie się ukrył. Jeżeli uda się jej zmylić pogoń, będą mieli spokój przez ćały dzień, a jak dobrze pójdzie to może nawet tydzień. Stile ulokował się, jak mógł najwygodniej i wyjrzał przez szparę.

Ledwie Sheen zdążyła się oddalić, pojawiła się mechaniczna mysz. Popiskiwała, węsząc dookoła i podążała ich śladem. Przystanęła w miejscu, gdzie trop Stile’a oddzielał się od śladów Sheen, a potem poszła za Sheen.

Stile zdziwił się. Co to za mysz, która nie potrafi odróżnić robota od człowieka’? Węszyciele robili to przecież z łatwością. Ale wykąpali się przecież pod pachnącym prysznicem. Mysz podążała tym tropem, a zapach Sheen był taki sam jak jego. Żywy pies mógłby je od siebie odróżnić, ale tak sztuczne nosy, jak i mózgi nie dorównywały jeszcze naturalnym. Całe szczęście.

Ale wkrótce ten węszyciel, albo inny wróci, żeby zająć się drugim śladem i znajdzie go. Musi coś z tym zrobić. Stile wyszedł ze skrzyni, podbiegł do wejścia, zrobił kilka kroków swoim śladem i skręcił do innej sterty skrzyń. Potem zawrócił i poszedł aż do rampy. Miał nadzieję, że sprawi to wrażenie, iż wsiadł do jednej z ciężarówek. Wykonał jeszcze kilka pętli i wrócił do swojej skrzyni. Niech teraz węszyciele spróbują to rozwikłać!

Ale mysz nie wróciła i nie pojawiło się nic innego. Cała operacja śledcza najwyraźniej opierała się na uproszczonym założeniu, że dopóki węszyciel się porusza, dopóty śledzi właściwą osobę.

Czas mijał. Nadeszła noc. Od czasu do czasu maszyny wytwarzające jedzenie wyrzucały opróżnioną skrzynię z kartonami. Stile znów odczuł głód, ale wiedział, że dwie garście zjedzonego przed kilku godzinami puddingu powinny mu na razie wystarczyć.

Gdzie jest Sheen? Czy bała się do niego wrócić, dopóki podążał za nią węszyciel? Będzie musiała zneutralizować mechaniczną mysz i to daleko stąd, żeby odsunąć podejrzenia od miejsca, w którym on się ukrywa. Musiał uzbroić się w cierpliwość.

Uwagę miał napiętą. Nie odważy się zasnąć ani ograniczyć czujności, dopóki Sheen nie wróci.

W korzytarzu pojawił się mężczyzna. Stile zamarł, ale człowiek nie wyglądał na jednego z jego prześladowców i spokojnie zmierzał do jakiegoś znanego sobie celu.

Stile zamrugał oczyma. Mężczyzna nagle zniknął. Czy Stile zdrzemnął się i nie zauważył, kiedy opuścił pomieszczenie? A może jest gdzieś w pobliżu i czai się za skrzyniami? W takim razie oddział egzekucyjny jest już na miejscu. Poważna sprawa. Jeśli ten ktoś jest nasłanym mordercą, to prawdopodobnie posiada czujnik wykrywający ciepło ciała. Jeden błysk lasera i sprawca pozostanie na zawsze anonimowy.

Na Protonie mieszkali także przestępcy, którzy ukrywali się w podobnych miejscach. Byli to przeważnie niewolnicy, których służba już się skończyła, a oni uchylali się od deportacji. Obywatele tolerowali tę sytuację i nie czynili większych wysiłków, aby tych ludzi usunąć z planety. Być może dlatego, że przestępcy okazywali się czasami przydatni. Każde zabójstwo można było przypisać pogardzanej klasie przestępców, którzy nigdy nie zabijali ludzi wbrew woli Obywateli. Panowało między nimi milczące porozumienie. Po co dochodzić, kto zamordował bezrobotnego niewolnika?

Ruszać się, czy nie? To przypominało pierwszą tabelę Gry. Jeśli obcy wciąż tu jest, jeśli jest mordercą i jeśli wykrył Stile’a, to pozostanie na miejscu równa się śmierci. Ale jeśli Stile się ruszy, z pewnością zdradzi gdzie jest, a wtedy i tak zginie. Ma większe szanse, pozostając na miejscu.

Czas mijał, a obcy nie dawał znaku życia. Musiał to więc być fałszywy alarm. Stile zaczynał czuć się głupio i bolały go kolana.

Nagle pojawił się inny mężczyzna, idący w tym samym kierunku, co poprzedni. Jak na strefę maszyn, panował tu znaczny ruch i to w nocy.

Teraz Stile obserwował go ze zdwojoną uwagą.

Szedł spokojnie, nie zatrzymując się i nagle zniknął. Nie zrobił kroku w bok, nie uchylił się, lecz po prostu przepadł. Stile był zdumiony. To, co widział, nie przypominało mu żadnego znanego zjawiska. Przenoszenie materii, o ile wiedział, nie istniało, ale tak właśnie wyobrażał je sobie: jak ekran, przez który można przejść i natychmiast znaleźć się w innym miejscu.

Sheen jednak przeszła tamtędy nie znikając, tak samo jak mechaniczna mysz.

Zbadać to? Sprawa może okazać się ważna, ale równie dobrze może to być kolejna pułapka. Co w tej sytuacji biorąc pod uwagę możliwości i strategię anonimowego przeciwnika — będzie najlepszym posunięciem?

Stile postanowił nigdzie się nie ruszać. Ci znikający ludzie najprawdopodobniej nie mieli z nim nic wspólnego. Przypadkiem znalazł się w miejscu, z którego mógł ich zaobserwować. A może nie był to przypadek?

Schronienie, jakie znalazł w pomieszczeniu gospodarczym, służyło także i im. Jeśli mieli prywatny przenośnik materii, którego chcieli swobodnie używać, to właśnie tutaj najlepiej było go umieścić.

Ta teoria wydała mu się jednak mało przekonująca. Skąd niewolnicy mieliby mieć przenośnik materii, nawet gdyby takie urządzenie w ogóle istniało? Nie mogli przecież mieć żadnej własności, nawet ubrań do celów specjalnych, na przykład do pracy poza kopułami albo w niebezpiecznych miejscach. Wszystko, czego potrzebowali, było im dostarczane. Na Protonie nie istniały pieniądze, ani żadne środki wymiany, a rachunki rozliczano po upływie służby. Niewolnicy nie mogliby zbudować takiego urządzenia, chyba że z nie istniejących już maszyn. Jednakże cały sprzęt specjalistyczny był starannie rejestrowany. Gdyby coś zginęło, komputery natychmiast podniosłyby alarm. Stanowiło to jeszcze jeden powód, dla którego przestępca nie mógł posiadać broni laserowej bez milczącej zgody jakiegoś Obywatela.

A poza tym, czy ktoś posiadający takie urządzenie chciałby pozostać niewolnikiem? Mógłby je przecież sprzedać za astronomiczną sumę i zamieszkać na jakiejś innej planecie, mając fortunę dorównującą bogactwu Obywatela Protonu. Tak właśnie musiałby zrobić, bo Obywatele nie byliby zainteresowani środkiem transportu nie wykorzystującym protonitu. Po co mieliby łamać własny monopol?

A może maszyny o wolnej woli mają z tym coś wspólnego? Posiadają przecież odpowiednie możliwości. Widział jednak na własne oczy znikających ludzi, którym maszyny na pewno nie zdradziłyby takiej tajemnicy.

Wyglądało to raczej na operację wywiadowczą, mającą na celu transport szpiegów na inną planetę, albo do jakiejś tajnej bazy umieszczonej na Protonie. Jeśli tak, to co zrobi szpiegowska organizacja z niewolnikiem, który przypadkiem natknął się na ich sekret?