Выбрать главу

— Zaklęcia, żeby wrócić? — zapytał zdziwiony Stile. — A jak myślałeś? Z tamtej strony wystarczy tylko bardzo chcieć przejść, ale z tej działa wyłącznie zaklęcie, za każdym razem inne. Z czasem się nauczysz.

— Myślałem, że to maszyna przenosząca materię. Mężczyzna zaśmiał się. Podszedł do drzewa i wyjął z zarośli zawiniątko.

— Przesyłanie materii przecież nie istnieje! To jest po prostu tylko magiczna zasłona. Nie w każdym miejscu bezpiecznie jest z niej korzystać. Musisz mieć pewność, że nikt cię nie zobaczy, jak przez nią przechodzisz. Wiesz, jacy są Obywatele. Gdyby kiedykolwiek wpadli na to, że jest coś, nad czym nie mają kontroli…

— Tak. Straciłem pracę z powodu manipulacji Obywateli.

— To wyjaśnia, dlaczego miałeś wystarczającą siłę woli, żeby przejść po raz pierwszy. Zasłona stopniowo staje się coraz wyraźniejsza, ale jeśli nie ma się wystarczająco ważnych powodów, nie można jej zobaczyć, a co dopiero użyć. Żeby przejść, trzeba wykorzystać całą siłę woli, dotykając zasłony. Większości ludzi nigdy się to nie udaje.

Mężczyzna rozpakował zawiniątko i wydobył z niego prostą tunikę, którą włożył na siebie.

Stile patrzył na to ze zdziwieniem.

— To tutaj nosi się ubrania? — przypomniał sobie odgniecenia na ciele tamtej kobiety.

— Jasne. Tutaj nie wypada chodzić nago. Mężczyzna urwał, przyglądając się Stile’owi.

— Słuchaj, jesteś tu nowy no i… taki drobny. Dam ci amulet.

Grzebał w torbie, a Stile starał się stłumić w sobie urazę wywołaną uwagą na temat jego wzrostu. Przecież ten człowiek nie miał zamiaru sprawić mu przykrości.

— Amulet? — zapytał Stile po chwili.

Był przekonany, że potrafi szybko dostosowywać się do nowych warunków, ale nie sądził, żeby był w stanie zaakceptować takie przesądy. Zaklęcie, magia, amulet… Jak niewolnik z Protonu może tak szybko powrócić do wierzeń zgoła średniowiecznych?

— Tak, amulet. Zazwyczaj wręczamy je nowo przybyłym, aby ułatwić im na początku życie, no i nie wywoływać zbędnego zainteresowania zasłoną. To jest świetna sprawa i nie chcemy, żeby się o niej dowiedziało zbyt wielu ludzi. Zachowaj to w tajemnicy. Lepiej żeby była odkrywana przypadkiem.

— Będę ostrożny — zapewnił Stile.

Facet miał rację, bez względu na to, czy w grę wchodziło przesyłanie materii, czy magia.

Mężczyzna w końcu znalazł to, czego szukał — zawieszoną na łańcuszku figurkę.

— Noś to na szyi. Dzięki temu będzie się wydawało, że masz na sobie ubranie, dopóki nie zdobędziesz prawdziwego. Nie ochroni cię przed zimnem ani deszczem, bo tworzy tylko iluzję, ale mimo to pomaga. Później możesz to przekazać jakiemuś innemu niewolnikowi, który się tu pojawi. Ułatwi to zachowanie sekretu. Pozostań anonimowy, to podstawowa zasada.

— Dobrze.

Stile przyjął amulet. Figurka przedstawiała okropnie wykrzywionego diabełka z rogami, ogonem i kopytami.

— Co mam z tym zrobić?

— Załóż go na szyję i zażądaj, żeby zaczął działać. To wszystko. Każdy potrafi go używać, zobaczysz. Teraz pewnie jeszcze nie wierzysz w magię, ale on ci udowodni, że warto.

— Dziękuję — powiedział Stile bez przekonania. Mężczyzna pomachał mu niedbale ręką i oddalił się, kierując się na południe. Teraz dopiero Stile spostrzegł niewyraźną leśną dróżkę, widoczną tylko dla tych, którzy wiedzieli, gdzie jej szukać.

Popatrzył na amulet. Wierzyć w magię! Mężczyzna miał rację mówiąc, że Stile jest sceptykiem! Sprawiał wrażenie najzupełniej normalnego. Może żartował sobie z niego, żeby zobaczyć, w jakie bzdury może uwierzyć nowo przybyły? Następny nagi król.

Potrząsnął głową.

— No dobrze, nie będę przesądzał faktów. Zrobię to, co kazał. — Amulecie, wzywam cię, rób swoje — powiedział zgodnie z instrukcją i włożył łańcuszek na szyję.

Nagle poczuł, że się dusi. Łańcuszek zacisnął się, odcinając dopływ powietrza do płuc i utrudniając krążenie krwi. Diabełek ożył i zaczął rosnąć. Uśmiechał się złośliwie i mocno trzymał końce coraz ciaśniejszego łańcuszka.

Stile zupełnie nie rozumiał, o co chodzi, ale musiał bronić własnego życia. Przycisnął podbródek do szyi i napiął mięśnie, wsunął palec w szparę między podbródkiem a szyją, zaczepił o łańcuszek i szarpnął. Usiłował przerwać jedno z ogniw, ale z pozoru delikatny metal okazał się zbyt mocny. Stile skaleczył się tylko w palec.

Są jeszcze inne sposoby obrony przed uduszeniem! Stile chwycił uśmiechającego się demona za rączki i oddzielił je od siebie. Potworek wykrzywił się, spróbował oporu, ale ucisk nieco zelżał. Stile nabrał powietrza w płuca i poczuł, że krew odpływa mu z głowy z powrotem do serca: Nacisk na żyłę szyjną nie powstrzymuje dopływu krwi do mózgu, jak się powszechnie uważa, tylko jej odpływ do serca. Jest to niemiłe, ale nie powoduje natychmiastowej śmierci.

Demon rósł ciągle i proporcjonalnie do tego zwiększały się jego siły. Znów złączył ręce, zaciskając pętlę na szyi Stile’a. Mimo bólu Stile zdał sobie wreszcie sprawę z faktu, że z amuletu wielkości kilku centymetrów, demon stał się żywą istotą powiększającą się z każdą chwilą walki. Teraz był tylko o połowę mniejszy od Stile’a i nabierał sił zgoła diabelskich.

Stile wstrzymał oddech, położył ręce na dłoniach demona, szarpnął nim do góry i obrócił się w kółko. Demon był silny, ale tak samo jak roboty nie umiał wykorzystać zasady dźwigni. Wiele osób myśli, że im ktoś jest silniejszy, tym trudniej jest go pokonać w walce. To powszechne przekonanie sprawiło, że wielu Graczy odniosło porażkę w rywalizacji ze Stilem. Oby diabełek był w podobnym błędzie. Dopóki trzymał łańcuch, Stile był de facto jego więźniem, a jeśli go wypuści, choćby tylko jedną ręką, to sprawy będą się miały zupełnie inaczej.

Demon uparcie nie puszczał łańcuszka. Uśmiechał się, szczerząc nieprawdopodobną liczbę zębów i robił wszystko, aby udusić swoją ofiarę. Stile czuł, że traci przytomność. Jeśli natychmiast czegoś nie wymyśli — nie wymyśli już nigdy.

Na niepewnych nogach zbliżył się do potężnego tulipanowca. Zamachnął się mocno i z całej siły uderzył stopami stwora o pień drzewa.

To był silny cios. Żółte oczy diabła wyszły z orbit, ukazując jaskrawoczerwoną obwódkę, a z jego ust wyrwał się po raz pierwszy dźwięk:

— Uugh!

Pętla rozluźniła się nieco, dając ofierze chwilę wytchnienia, ale demon nie zrezygnował.

Stile odzyskał już trochę sił, ale demon ciągle rósł — jak to możliwe, przecież to czysty absurd! — i był już niewiele mniejszy od Stile’a. Tym razem oderwanie potwora od ziemi wymagało znacznych sił i większej uwagi, ale mimo to uderzył nim z impetem o drzewo; brzuch walnął o pień, a nogi bezwładnie go oplotły i odbiły się w drugą stronę.

Stile wykorzystał siłę odbicia i po raz trzeci trzasnął demonem o drzewo. Tym razem cios mógł mu uszkodzić kości. Łańcuch uległ znacznemu rozluźnieniu.

Stile tylko na to czekał. Uwolnił głowę jednym nagłym ruchem. Otarł sobie przy tym uszy i wyrwał kępki włosów, ale pierwszy etap walki został wygrany.

Demon osiągnął już rozmiary Stile’a i wciąż chciał walczyć. Podniósł się na swoje zakończone kopytami nogi i skoczył na swą ofiarę, próbując ponownie owinąć jej szyję łańcuchem. Wyglądało na to, że zna tylko jedną metodę walki. Przypominał pod tym względem robota udającego Sheen, którego Stile nie tak dawno pokonał.

Stile chwycił go od tyłu za ręce, zakręcił się, uchylił i przerzucił nim przez ramię. Stwór przeleciał nad nim i huknął o ziemię z siłą, która powinna pozbawić go przytomności. Wstał jednak znowu, gotów walczyć nadal.