Выбрать главу

O co tu chodzi? Dlaczego on nie ma jeszcze dosyć? Baty jakie dostał, powaliłyby nawet androida, a ten stawał się tylko coraz większy i brzydszy. Teraz był o jedną czwartą większy od Stile’a i proporcjonalnie silniejszy. Stile był już bardzo wyczerpany.

I znowu demon rzucił się na swą ofiarę, rozciągając łańcuch. Stile doznał olśnienia. Chwycił łańcuch, uskoczył w bok i podciął napastnikowi nogi, a gdy ten się potknął, Stile opasał go łańcuchem i chwycił z tyłu za ręce.

Demon ryknął i odwrócił się, próbując dosięgnąć Stile’a, ale nie puścił łańcucha. Stile z całej siły przywarł do jego pleców. Nieraz udało mu się pokonać w ten sposób przerastających go rozmiarami przeciwników. Bardzo trudno pozbyć się takiego „jeźdźca”, zwłaszcza, gdy się nie zna odpowiedniej metody. Demon był teraz wielki i silny, ale nie posiadał zbytniej inteligencji i wyobraźni, więc sposobu nie znalazł.

Potwór rósł. Teraz przerastał Stile’a o połowę i łańcuch zaczął się robić za ciasny. Stile tkwił na swoim miejscu, pilnując, żeby łańcuch się nie przesunął. Jeśli tylko demon nie przestanie się powiększać…

Rósł jednak nieustannie, a łańcuch coraz mocniej wbijał mu się w talię. Demon wpadł w podobną pułapkę, jaką szykował Stile’owi. Wystarczyłoby, żeby puścił końce łańcucha, ale na to był zbyt głupi.

Co za ironia! Uwięziony w uścisku własnych ramion, które wyrywały mu się już prawie ze stawów potrafił tylko z całej siły trzymać łańcuch. Jego talia stała się cienka najpierw jak u kobiety, a potem jak u osy. Stile puścił go i odsunął się, obserwując dziwaczną przemianę. Potwór, jakby nie czując bólu, wciąż próbował dosięgnąć Stile’a, chociaż teraz nie miał już ną to szans.

Ciało bestii rozdymało się powyżej i poniżej cienkiej talii. Wreszcie pękło. Pozostał po nim kłąb dymu, który szybko się rozwiał. Stile spojrzał na ziemię. Leżał na niej łańcuch przerwany w miejscu, gdzie znajdowało się ciało demona. Sam zaś amulet zniknął.

Czy aby na pewno? A co się stanie, jeśli go zawezwie powtórnie? Stile uznał, że lepiej zachować umiar. Zwinął łańcuch, położył go na ziemi i przywalił kamieniem. Niech tak leży, przygwożdżony niczym jadowity wąż!

Gdy niebezpieczeństwo minęło, Stile odprężył się. Lekko drżał. Co tu tak naprawdę się wydarzyło?

Wysunął i odrzucił kilka teorii. Zawsze pochlebiał sobie, że potrafi szybko i właściwie przeanalizować dowolną sytuację. Stanowiło to podstawę jego sukcesów w Grze. Teraz zaś doszedł do wniosku, że hipoteza pasująca do wszystkich obserwacji, jest całkowicie nieracjonalna:

Znalazł się w świecie, w którym istnieje magia.

Tutaj też ktoś usiłował go zabić.

Wniosek A uznał za nieprawdopodobny, ale odpowiadał mu bardziej, niż pozostała możliwość, a mianowicie, że całość stworzyła jakaś potęga władająca super technologią, albo że on, Stile, zwariował.

Wniosek B napawał go niepokojem, lecz w ciągu ostatnich kilkunastu godzin przyzwyczaił się do tego, że jego życie jest zagrożone. Nie pozostawało mu nic innego jak tylko zaakceptować dowody, które zdobył w doświadczeniu z amuletem i wynikający z nich wniosek, że znajduje się w królestwie fantastyki i nadal ma kłopoty.

Przesunął palcami po szyi, badając miejsce, w którym uciskał ją łańcuch. Kto tutaj na niego poluje? Na pewno nie ten rozwścieczony Obywatel, który wysłał za nim androidy. Niewolnik, który przeszedł przez zasłonę i dał mu amulet był nastawiony przyjaźnie; gdyby chciał zabić Stile’a, mógł od razu wywołać demona. Najprawdopodobniej człowiek ten szczerze chciał dopomóc Stile’owi, ale prezent zadziałał w sposób nieoczekiwany. Może istniało więcej takich magicznych talizmanów, które miały podwójne przeznaczenie: przyodziać jednych i zabijać innych? Takich, jak na przykład Stile? Istniało tu jeszcze kilka niezrozumiałych aspektów, ale hipoteza taka wyjaśniała niedawne wydarzenia.

Stile umiał nieźle oceniać ludzi i ich motywacje. W człowieku, który dał mu amulet, nic nie sugerowało wrogości czy zdrady. Istnienie zaś amuletu, jako mechanizmu strzegącego tę krainę przed niektórymi osobami, miało sens.

Ale dlaczego on, Stile, jest tutaj niemile widziany? Tego chciałby się dowiedzieć. Nie wynikało to z faktu, że jest nowy. Nieznajomy też kiedyś był nowy, całkiem niedawno, jak sam przyznał. Prawdopodobnie dostał taki sam amulet i użył go z oczekiwanym skutkiem. Stile z początku sądził, że to kawał, ale demon, niestety, okazał się istotą bardzo realną.

Nie wynikało to chyba też z faktu, że Stile jest niski: takie rzeczy nie mogą stanowić zbrodni w żadnym społeczeństwie. Musiało to być coś innego. Jakaś szczególna cecha, która wyzwoliła drugą funkcję amuletu. Mógł to być także wypadek losowy; jeden zły amulet pośród wielu dobrych i on właśnie padł jego ofiarą. Tej ostatniej hipotezy Stile nie był skłonny traktować zbyt serio. Uznał jednak, że odrobina manii prześladowczej pomoże mu trzymać się z dala od kłopotów. Postanowił kierować się założeniem, że ktoś na niego czyha i zachowywać ostrożność.

Stwierdził, że wobec tego czas już oddalić się z tej okolicy zanim ten ktoś, kto zastawił pułapkę w postaci amuletu, pojawi się, aby sprawdzić, dlaczego nie poskutkowała! No i oczywiście Stile chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat występującej tu magii. Czy jest to tylko jakaś forma iluzji, czy magia rzeczywista? Demon wykazał, że życie Stile’a może zależeć od odpowiedzi na to pytanie.

Dokąd iść? Skąd miałby to wiedzieć? Najlepiej tam, gdzie znajduje się pożywienie i bezpieczny nocleg oraz schronienie przed nieznanym wrogiem. Zrezygnował z pomysłu udania się do zamku, który widział w oddali. Teraz miał się już na baczności. Wszystko w tej okolicy jest podejrzane. Musi zaszyć się w jakimś niedostępnym miejscu, sam…

Sam? Ta myśl nie przypadła Stile’owi do gustu. Nie należał do lwów salonowych, ale przyzwyczaił się do towarzystwa. Sheen tak dobrze spełniała tę rolę.

Stile ze smutkiem pokiwał głową. Potrzebował konia. Rozumiał konie, ufał im i czuł się przy nich bezpieczny. Mając dobrego wierzchowca, mógłby pokonywać długie dystanse. Na polach rozciągających się w kierunku północnym widział pasące się zwierzęta. Z drzewa nie był w stanie rozróżnić poszczególnych zwierząt, ale miały w sobie coś końskiego.

Rozdział 6

NAWÓZ

Stile ruszył na północ, przygotowany na wszelkie możliwe napaści ze strony demonów lub czegokolwiek innego.

Krajobraz powoli ulegał zmianie. Gęsty las ustąpił miejsca kępom wysokiej, bujnej trawy i różnobarwnych kwiatów na skalnym terenie. W końcu drogę przeciął mu uroczy strumyk, który najprawdopodobniej wypływał z gór położonych dalej na południe i kierował się na północny zachód. Woda była idealnie czysta i zimna. Stile położył się na brzegu i zanurzył usta, uważnie nadsłuchując. Nie spieszył się smakując płyn. Na Protonie istniało wiele różnych odżywczych napoi, ale czysta woda należała do rzadkości.

Rozejrzał się za drzewami owocowymi, lecz nie zauważył ani jednego. Gdyby miał broń, mógłby coś upolować. Bezpieczeństwo liczyło się jednak bardziej niż pożywienie; z zaspokojeniem głodu musi trochę zaczekać. Zmierzał w kierunku pasących się zwierząt, które — jak mu się wydawało widział z wierzchołka drzewa. Miał nadzieję, że to konie. Na koniu mógłby szybko przemierzać długie dystanse, nie pozostawiając ani śladów stóp, ani swego zapachu.