Выбрать главу

Stado sprawiało wrażenie licznego. Prawdopodobnie składa się z paru klaczy i jednego silnego ogiera. A jednak nie — samców było kilku — sugerowała to pozycja kopyt względem śladów pozostawionych przez kapiący mocz. Konie robiły je przed tylnymi kopytami, a klacze za. Musiał jednak znajdować się wśród nich przewodnik stada.

Stile potrzebował dobrego, szybkiego, ale nie rzucającego się w oczy wierzchowca. Najlepiej, żeby był to samotny ogier albo klacz. Samice bywają nawet bardziej wytrzymałe. Stile dosiadał kiedyś takiej. Nazywała się Błyskawica i nie pozwoliła sobą rządzić żadnemu koniowi, bez względu na płeć i wiek, a sama była wspaniałym, dumnym stworzeniem. Gdyby tutaj zdołał znaleźć podobną…

Zauważył ślady kopyt małego konia, nie przekraczającego czternastu dłoni, w doskonałym stanie zdrowia. Prawdopodobnie klacz. Sugerował to delikatny sposób stawiania nóg. Każde kopyto było zdrowe, a nawóz nie zawierał pasożytów. Ponadto świetnie umiała biegać. Wypatrzył w trawie ślady pozostawione podczas jej galopu, na których brak było oznak szurania i potknięć, żadnych niezręcznych stąpnięć. Dobry koń w pełni kondycji potrafi prześcignąć charta biegającego z prędkością 65 km na godzinę. Ta klacz mogła należeć do takiego typu. Sprawiała wrażenie samotnicy, trzymającej się z dala od stada. Jadła i piła w innych miejscach niż reszta. Oznaczało to, że musi się bardziej wystrzegać drapieżników, jest więc czujniejsza, silniejsza i szybsza. Ale dlaczego trzymała się na osobności? Konie są zasadniczo zwierzętami stadnymi.

Ruszył jej śladami. Najpierw były one stare, ale znalazł świeższe. Dopiero po kilku godzinach był na właściwym tropie, bo zwierzę odbywało długie wędrówki, tak jak wszystkie zdrowe konie. Idąc za nią, Stile zastanawiał się coraz intensywniej nad przyczynami, które odłączyły ją od stada. Czy była istotą ceniącą sobie samotność, czy też została usunięta z grupy? I co mogło stanowić powód? Najwyraźniej znakomicie radziła sobie sama.

Stile świetnie rozumiał zarówno konie jak i wyrzutków społeczeństwa. Zdążył już polubić tę klaczkę, chociaż jeszcze jej nie widział. Nie potrzebował przecież wielkiego ogiera, nie ważył dużo i umiał sprawić, że jego ciężar nie był męczący. Wystarczyłby mu nawet kucyk. Pamiętał, że w baśniach bohater zazwyczaj dosiada potężnego ogiera, ale wiedział, że nieduże koniki też mają swoje zalety. Tak jak i mali ludzie!

No i proszę, nagle doszedł do pewnej prawdy: sam jest niewysoki, więc lubi wszystko, co małe.

Dlaczego obiektem głupich dowcipów przeważnie jest karzełek? Co powoduje, że określenia: karzeł, krasnoludek, Pigmej, mają negatywne konotacje? Co do diabła jest takiego śmiesznego w niskim wzroście? Skoro mali ludzie nie są gorsi pod względem intelektu, to logicznie rzecz biorąc, niski wzrost powinien być traktowany jako zaleta — więcej wartości przypadających na kilogram wagi.

No, ale dlaczego sam nie potrafił w to uwierzyć? Nie powinien wybierać konia tylko dlatego, że jest mały, ale dlatego, że będzie najstosowniejszym wierzchowcem do jego celów. A jednak…

Rozmyślania przerwał mu widok szukanej przez niego istoty. Zobaczył jedną z najładniejszych klaczek w swoim życiu. Miała lśniącą, czarną sierść, na tylnych nogach białe skarpetki nie jednakowej wysokości. Czarna jak heban grzywa opadała jej na prawą stronę, a ogon przypominał włosy pięknej kobiety. Kopyta połyskiwały perłowo; delikatne i doskonale ukształtowane. Miała proporcjonalny rzymski nos, a jej róg był spiralnym cudem symetrii.

— Jej co?

Stile zamrugał i przetarł oczy. To, co zobaczył, nie było wcale złudzeniem.

Znalazł jednorożca.

Rozdział 7

NEYSA

Stile chyba zbyt głośno oddychał, bo klacz podniosła czujnie głowę. Na pewno już wcześniej go spostrzegła. Konie jednorożce? — mają doskonały słuch. Nie przestraszyła się jednak, co samo w sobie było niezwykłe, jeśli była dziką klaczą. Pasła się spokojnie. Konie takie właśnie są — łatwo się płoszą, ale nie wtedy, gdy wydaje im się, że panują nad sytuacją. Jednorożce widać miały podobne usposobienie.

Znalazł się w świecie fantazji, w którym rzeczywiście działała magia. Teraz miał już pewność. Wciąż jeszcze czuł na szyi piekącą pręgę. Dlaczego więc nie miałyby tu istnieć także magiczne zwierzęta? Wcześniej przez chwilę o tym nie pomyślał, założywszy, iż tropi konie. Jaka różnica może istnieć między koniem a jednorożcem? Niektórzy artyści przedstawiali jednorożce jako zwierzęta o ciałach lwa, wyposażone w parzyste kopyta, ale Stile nie tak je sobie wyobrażał. Według niego powinny przypominać konie, tyle że z rogiem na czole. Miał właśnie przed sobą takie zwierzę. Będzie więc ignorował róg i traktował je jak konia.

Stile tak bardzo zajęty był refleksjami nad sytuacją, w której się znalazł i wspomnieniami, że nie miał czasu na przygotowanie lassa. Teraz podjął decyzję. Spróbuje dosiąść tego właśnie zwierzęcia. Bez lassa będzie musiał improwizować. Nie sądził, żeby było oswojone, ale liczył na to, że nie boi się ludzi.

Zaczął powoli podchodzić. Jednorożec patrzył na niego czujnie. W sposobie, w jaki skierował w jego stronę róg było coś groźnego; niewątpliwie mógł służyć jako broń — kończył się ostro niczym najprawdziwsza włócznia. To zwierzę potrafiło walczyć. Stało się oczywiste, że rogu ignorować się nie da.

— Nazywam się Stile — powiedział łagodnym tonem. — Stile, tak jak przełaz. Ale może ty nie wiesz, co to jest? Potrzebuję wierzchowca. Muszę pokonać daleką drogę, a zrobię to szybciej, jeśli będę jechał. Jak na człowieka, umiem całkiem nieźle biegać nawet na długie dystanse, ale człowiek nie może się porównywać z dobrym jednorożcem. Chciałbym pojechać na tobie. Jak masz na imię?

Jednorożec dwukrotnie zagwizdał przez swój róg. To zaskoczyło Stile’a, który nie spodziewał się tego rodzaju odpowiedzi. Dźwięk był oczywiście przypadkowy; trudno, żeby zwierzę zrozumiało, co Stile do niego mówił; raczej liczył się ton głosu i jego modulacja. Jednak dźwięk, który usłyszał w odpowiedzi, zabrzmiał zupełnie jak słowo.

— Neysa? — zapytał, starając się wymówić to jak najlepiej.

Rozległo się melodyjne parsknięcie, które mogło oznaczać zgodę. Powtarzał sobie, że musi uważać i nie personifikować zbytnio zwierząt. Jeśli uwierzy, że może z nimi rozmawiać jak z ludźmi, to powinien zastanowić się nad swoją poczytalnością. Może stracić życie, opierając się na fałszywej interpretacji reakcji zwierzęcia, wyposażonego w taką broń.

— No więc, Neysa, co zrobiłabyś, gdybym wskoczył na twój grzbiet? — zapytał łagodnie.

Musiał mówić nadal, aby ją uspokoić, a jednocześnie zbliżyć się na tyle blisko, żeby jej dosiąść. Wtedy czeka go kilka chwil walki.

Jednrorożec poruszył groźnie rogiem i tupnął lewą przednią nogą. Spłaszczył uszy. Język jednorożców był najwyraźniej taki sam, jak koni i składał się z tych samych znaków. Klacz doskonale zrozumiała, że chce naruszyć jej niezależność i wysłała stosowne ostrzeżenie. Jeśli będzie próbował jej dosiąść, to ona postara się go zrzucić, a gdy tak się stanie — znajdzie się w poważnych kłopotach. Zwierzę nie było oswojone, ale najwyraźniej znało ludzi i nie bało się ich. Jeśli zbytnio się zdenerwuje, może zabić. Dziki kot, to nie to samo, co kot domowy, a żyjący dzika jednorożec, to nie tylko koń uzbrojony w róg. Różnica pomiędzy psychiką konia i tego zwierzęcia była widoczna. Każdy gest Neysy świadczył o tym. Stile nie wątpił, że jej róg splamiony jest krwią istot, które nie usłuchały jej ostrzeżeń.