Выбрать главу

Nie miał jednak wyboru.

— Bardzo mi przykro, Neysa, ale nie tak dawno temu o mało mnie nie zabił pewien demon, a ponieważ nie znam się na tutejszej magii, nie jestem w stanie się bronić. Na pewno potrafisz mnie zawieźć o wiele dalej, niż gdybym wędrował o własnych siłach. Człowiek zawsze używał koni…, jednokopytnych do transportu, zanim zaczął posługiwać się maszynami, takimi jak samochody i statki kosmiczne.

Był już bardzo blisko. Wyciągał do niej dłoń i mówił byle co, żeby tylko nie zamilknąć.

Jej przednie nogi uniosły się w lekkim podskoku i wylądowały z łoskotem blisko Stile’a. Nosem wykonała łuk skierowany w jego stronę i wydała dźwięk, który brzmiał ni to jak kwiknięcie, ni jak parsknięcie, a najbardziej przypominał ilustrację dźwiękową do filmu wideo, w którym jakaś straszna bestia szykuje się do ataku. Trudno o bardziej stanowcze ostrzeżenie. Nie zaatakuje go, jeśli odejdzie natychmiast, ale nie zamierza dłużej tolerować jego obecności. Nie boi się go — zły znak! Po prostu go nie lubi.

Stile przypomniał sobie ludowe wierzenia. Mówiły o tym, że jednorożca schwytać może tylko dziewica i kiedy on położy głowę na jej kolanach, jest całkowicie bezbronny. Wyglądało to na bajkę cyniczną: jak pojmać mityczne zwierzę przy pomocy mitycznej osoby? Z bajki wynikał tylko jeden wniosek, że dziewice są równie rzadkie jak jednorożce. Sprytne, prawdopodobnie zgodne z rzeczywistością w średniowieczu, ale teraz nieaktualne. Jak na ironię jednorożec był rodzaju żeńskiego, a on mężczyzną zamiast dziewicy. Czy w takiej sytuacji ona ma położyć głowę na jego kolanach? Chyba po to, żeby go okaleczyć! Żarty żartami, chodziło rączej o dosiadanie zwierzęcia: tylko osoba o czystej duszy może znaleźć się na grzbiecie jednorożca. W takich legendach czystość oznaczała abstynencję seksualną i ogólną nieświadomość. Stile nie mógł sprostać takim wymaganiom. Wniosek był prosty: jazda będzie trudna. Niezależnie od tego, co na temat jednorożców mówiły starożytne baśnie, miał przed sobą poważne problemy.

— Neyso, naprawdę jest mi bardzo przykro — powiedział Stile i skoczył.

Był to znakomity skok, jaki może wykonać tylko świetnie wytrenowany sportowiec. Znalazł się na grzbiecie zwierzęcia; ręce pewnie sięgnęły do grzywy, nogi przywarły do jej boków, a ciało ściśle przylgnęło do grzbietu.

Neysa — zaskoczona — zamarła na ułamek sekundy, a potem ruszyła z szybkością strzały wypuszczonej z łuku. Ciało Stile’a oderwało się, ale dłoniom udało się utrzymać grzywę i po chwili nogi wróciły na swoje miejsce, ściskając jej boki. Skoczyła w górę, ale on nie dał się zrzucić. Żaden koń nie potrafi podskoczyć w miejscu, nie opuszczając głowy między przednie nogi — jest to kwestia równowagi i rozłożenia ciężaru. Neysa jednak zdołała to uczynić, pozwalając Stile’owi zacząć się domyślać, co go czeka. Była niewątpliwie zwierzęciem magicznym.

Stanęła dęba, ale on trzymał się jak przyklejony. Odwróciła głowę, zamierzając się na niego rogiem — ale on w porę usunął się tak, że nie mogłaby go dosięgnąć, nie kalecząc własnej skóry. Róg był przeznaczony do ataku na wroga znajdującego się przed nią, a nie siedzącego na jej grzbiecie.

To był zaledwie początek. Już zorientowała się, że nie ma do czynienia z łatwym przeciwnikiem.

Neysa ruszyła pędem, kierując się na zachód w stronę rozpadlin skalnych, które widział ze świerka, a potem nagle się zatrzymała. Wszystkie cztery nogi poślizgnęły się po trawie, ale Stile przewidział ten manewr i był bezpieczny. Wykonała podwójny obrót, usiłując strząsnąć go z siebie dzięki sile odśrodkowej, lecz przechylił się do środka i pozostał na swoim miejscu. Nagle odwróciła się — on także. Skoczyła do przodu, a potem do tyłu. Takiej sztuczki nie znają zwykłe konie, ale poradził sobie i z tym, choć niewiele brakowało, a wyrwałby jej garść włosów z grzywy.

No, no! Teraz już się rozgrzała. Pora na część zasadniczą. Neysa gwałtownie pochyliła głowę i ugięła nogi, a potem cofnęła się i podskoczyła. Leciała na grzbiet, a potem jej tylne nogi śmignęły do przodu i wykonała salto w powietrzu. Przez chwilę znajdowała się do góry nogami, a jej ciało znalazło się całkowicie nad Stilem. On zaś był tak zaskoczony, że po prostu trzymał się jej z całych sił. Wreszcie zakończyła salto, lądując na przednich nogach, mając resztę ciała w pionie, a potem ciężko opadła na tylne.

Uratowało go mimowolne zaciśnięcie dłoni na grzywie. Koń robiący salto do tyłu! Ależ to niemożliwe!

Musiał sobie przypomnieć, że to przecież nie koń, lecz jednorożec — istota z krainy fantazji. Znane mu reguły zachowania się koni po prostu jej nie dotyczyły.

Następnie Neysa zaczęła krążyć. Biegła po zwężającej się spirali, aż wreszcie zaczęła wirować, oparta tylko na jednej przedniej nodze, z uniesioną głową i ogonem. Czysta magia. Stile nadal trzymał się kurczowo, odczuwając rosnące zdziwienie. Od początku zdawał sobie sprawę, że czeka go ciężka przeprawa, ale stanowczo nie docenił Neysy. Przypominało mu to niedawną walkę z demonem.

Porównanie mogło być trafne. Dwa magiczne stworzenia: jedno w postaci człekokształtnego potwora, drugie przypominające konia wyposażonego w róg. Żadne z nich nie mogłoby istnieć w realnym świecie. Chyba tylko dzięki naiwności uznał, że demon z wyglądu przypominający konia będzie w jakimkolwiek stopniu do niego podobny. Zapamięta sobie tę nauczkę, o ile w ogóle wyjdzie z tego cało.

Teraz Neysa wyprostowała się na chwilę, a potem zaczęła się tarzać, ale Stile wiedział, kiedy zeskoczyć. Wylądował na równe nogi i znalazł się z powrotem na jej grzbiecie, gdy tylko się podniosła.

— Starasz się, Neyso — powiedział, usadawiając się wygodniej.

Parsknęła. To tyle, jeśli chodzi o drugie starcie. Dla niej był to zaledwie początek!

Teraz skierowała się do najbliższej kępy zarośli. Stile wiedział, co go czeka — próba strącenia. I rzeczywiście, przebiegła tak blisko pnia wielkiego drzewa, że otarła się o niego bokiem, ale Stile przywarł do jej drugiego boku, jak kaskader. Kiedyś wygrał Grę, w której konkurencję stanowiła jazda cyrkowa; nie był mistrzem, reprezentował jednak nie najgorszy poziom.

Neysa zanurkowała w krzaki. Młode drzewka muskały oba jej boki, nie dało się ich uniknąć, ale nie mogły strącić przygotowanego na to jeźdźca. Wpadła pod niską, poziomo rosnącą gałąź, lecz znowu ześlizgnął się na jeden z jej boków i natychmiast wskoczył z powrotem na grzbiet, gdy niebezpieczeństwo minęło. Umiejętność jazdy konnej nie polegała na utrzymywaniu się na grzbiecie; należało wyczuwać i przewidywać każdy ruch konia.

Klacz ruszyła galopem w kierunku następnego dużego drzewa, a potem wbiła w ziemię przednie kopyta, podniosła tylne nogi i zrobiła klasyczną stójkę, uderzając z całą siłą grzbietem w jego pień. Gdyby Stile pozostał na swoim miejscu, zostałby zmiażdżony. To nie zabawa! Ale on, nabrawszy pojęcia o obyczajach jednorożców, zeskoczył, gdy tylko zaczęła gimnastykę. Neysa przewyższała go masą mniej więcej ośmiokrotnie, więc Stile mógł wykonywać manewry o wiele szybciej niż ona, jeśli tylko było to konieczne. Gdy jej tylne nogi dotknęły ziemi, siedzenie Stile’a natychmiast znalazło się na jej grzbiecie, a dłonie mocno uchwyciły grzywę.

Znowu parsknęła. Koniec rundy trzeciej. Nadchodziła czwarta. Ile jeszcze sztuczek zna to niezwykłe stworzenie?

Stile z jednej strony cieszył się z wyzwań, jakie mu rzucała, ale z drugiej bał się. To nie Gra na Protonie, gdzie przegrany tracił tylko swój dotychczasowy status; tu chodziło o życie. Pierwsza sztuczka, z którą sobie nie poradzi, może okazać się ostatnią.