Neysa tanecznym krokiem zmierzała dalej. Wysepki stawały się coraz rzadsze, mniejsze i bardziej od siebie oddalone. Teraz Stile dostrzegał ich dno, bo słońce stało już prawie w zenicie. Czyżby minęło już sześć godzin od świtu? Wydawało się, że o wiele więcej! Szpary nie były tak głębokie, jak sądził, miały około dwu metrów, ale kryły na swoim dnie skalne fałdy, między które mogła wpaść noga albo całe ciało, a im dalej, tym robiły się głębsze. Teraz była to bardziej wojna nerwów niż próba zręczności i umiejętności utrzymania się na końskim grzbiecie.
A nerwy Stile miał ze stali.
— Słuchaj no, Neyso — powiedział.
Miał zwyczaj przemawiać do koni, one zaś znakomicie umiały słuchać, uprzejmie obracając swe spiczaste, pokryte sierścią uszy, i raczej nie wdawały się w dyskusje.
— Razem jesteśmy w tych opałach. Co ci przyjdzie z tego, że spadnę? Jeśli ci to nie przeszkadza, o najpiękniejsza i najzręczniejsza z klaczy, pozostanę na twoim grzbiecie.
Zobaczył, że jej lewe ucho drga, jakby odganiała muchę. Usłyszała go i nie spodobał się jej pełen pewności siebie ton z jakim przemawiał.
Jednak to nie ćwiczenia gimnastyczne były powodem, dla którego jednorożec tu zmierzał. Nagle skoczyła prosto w czeluść jednej z większych szczelin, która miała ze dwa metry szerokości i z jednej strony była płytsza, a z drugiej głębsza. Ściany wydawały się zamykać za nią, gdy ruszyła w głąb. Ale dokąd? Stile nie pochwalał tego w żadnym stopniu.
Neysa wykonała skręt i znalazła się na niższym poziomie. Szczelina nad nimi zwężała się, t byli jakby w grocie, a promienie słońca ukośnie wpadały do środka. W poprzek przebiegało wiele drobniejszych szpar, ale ona nie zwracając na nie uwagi biegła uparcie przed siebie.
Nagle z boku wyskoczył na niego ryczący demon. Skąd on się tam wziął? Pewnie w ścianie było zagłębienie, niewidoczne dopóki nie znaleźli się obok niego. Stile pochylił głowę i stwór chybił. Dostrzegł go tylko przelotnie: miał płonące czerwone oczy, błyszczące zęby, lśniące rogi, wielkie szpony i sprawiał wrażenie złośliwego. Najprawdopodobniej był to typowy przedstawiciel gatunku.
Następny demon wyskoczył po drugiej stronie. Stile uchylił się całym ciałem i temu także nie udało się go dostać. Sprawy miały się jednak kiepsko. Nie mógł puścić grzywy Neysy, która stanowiła dla niego jedyny uchwyt, a wyglądało na to, że wkrótce będzie potrzebował rąk do obrony.
Strategia jednorożca była teraz jasna. Pędziła przez okolicę, zamieszkiwaną przez potwory, w nadziei, że jeden z nich ściągnie z jej grzbietu niepożądanego jeźdźca. Demony nie napadały klaczy, bały się jej morderczego rogu i atakowały tylko z boku. Wyglądały na krewnych demona — amuletu, z którym Stile stoczył walkę, ale nie zmieniały rozmiarów. Stile wiedział, że ma nikłe szanse przeżycia, jeśli któryś z potworów dostanie go w swoje szpony. Wiedział już, do czego są zdolne.
Musi to jakoś rozwiązać. Neysa nie jest w stanie robić nagłych zwrotów, bo szczelina wytycza jej trasę. Demony stały tylko na skrzyżowaniach z innymi korytarzami i we wnękach. W szczelinie nie było dosyć miejsca na jednorożca i na demona. Tak więc niebezpieczeństwa występowały w ściśle określonych miejscach. Da sobie radę, tylko musi uważać.
Następne skrzyżowanie — demon z prawej. Stile puścił prawą ręką grzywę Neysy i podniósł ramię, aby odeprzeć atak. Zrobił to sprawnie, uderzając ukośnie w przedramiona demona i wykorzystując prędkość z jaką się poruszał. Zasada dźwigni pomagała Stile’owi, a utrudniała walkę demonom. Blokowanie wymaga umiejętności, bez względu na to, co jest jego przedmiotem.
Pędząca klacz poczuła, że jego ciężar się przesunął i spróbowała go strząsnąć. Ale szczelina ograniczała jej ruchy tak, jak i jego. Demony najwyraźniej nie należały do sprzymierzeńców Neysy. Gdyby tak było, po prostu zatrzymałaby się i pozwoliła im go porwać. Nie zatrzymala się ani nie zwolniła, bo inaczej demony mogłyby schwytać także i ją. Prawdopodobnie świeże mięso jednorożca smakowało im równie dobrze jak ludzkie.
Prawdę mówiąc, żeby się go pozbyć, ryzykowała wiele. Sama mogła stracić życie.
— Neyso, to nie ma sensu — powiedział Stile. — To jest sprawa tylko między nami. Nie lubię demonów tak samo jak ty, a im nic do naszych sporów. Podjęłaś ogromne ryzyko i najprawdopodobniej nic ci z tego nie przyjdzie. Wydostańmy się stąd i rozwiążmy to we własnym zakresie. Bez względu na to, które z nas wygra, przynajmniej jego szczątki nie padną łupem tych bestii.
Nie reagowała. Wiedział, że takie mówienie do siebie jest naiwnością i na nic się nie zda, lecz zaczęło go ogarniać zmęczenie. Demony wciąż rzucały się na niego, a on je blokował. Zaczął przemawiać de nich, nazywał je niedołęgami, krzywozębami i wyrażał cyniczne współczucie z powodu ich niepowodzeń. Musiał jednak przestać, bo stwierdził, że zaczyna zbyt szczerze życzyć im sukcesu.
Denerwował się coraz bardziej. Wiedział o tym, bo kiedy tylko przestał mówić, zaczął nucić. To był u niego jeden z symptomów stresu. Musiał w jakiś sposób wydawać dźwięki. Kiedyś stało się to przyczyną jego niepowodzenia w Grze. Fatalny zwyczaj! Nie potrafił się jednak powstrzymać. Mmm — mmm — blok, gdy pojawił się demon; mmm — mmm — blok! Głupie, ale skuteczne. Demony stawały się coraz agresywniejsze. Wkrótce któryś będzie na tyle bezczelny, żeby zablokować tunel z przodu…
Znalazł się taki. Stanął twarzą w twarz z jednorożcem, rozpościerając ramiona i szczerząc kły w okropnym uśmiechu. Był ohydny.
Neysa nie zwolniła ani odrobinę. Wysunęła róg płasko do przodu, a gdy dotknęła nim demona, podniosła gwałtownie głowę. Stwór przebity na wylot poleciał w powietrze, nad jednorożca. Stile przygarbił się i cielsko przeleciało nad nim.
Teraz już wiedział, dlaczego demony ustępowały z drogi rozpędzonemu jednorożcowi. Gdyby stał w miejscu, mogłyby mu dać radę, ale w biegu był nie do pokonania. Stile nie potrafił sobie wyobrazić straszniejszego ciosu od tego, który widział przed chwilą.
Coś podobnego stanie się z nim, gdy spadnie.
Rytm kopyt Neysy zmienił się. Biegła z coraz większym wysiłkiem, bo zaczęła się wspinać. Stile spojrzał przed siebie. Za jej zakrwawionym rogiem dostrzegł koniec szczeliny. Dotarli nareszcie do jej kresu.
Demony wycofały się — intruzi opuścili ich teren. Stile odprężył się. Koniec piątej rundy.
Wydostali się na powierzchnię i znaleźli się w wodzie. Do skalnych rozpadlin od północy wpływała błękitna, szeroka rzeka. Neysa biegła pod prąd tuż przy brzegu, a woda sięgała jej do kolan.
Rzeka wiła się niczym wielki pyton, zanim nie skręciła w drugą stronę.
— Istny meander — zauważył Stile. Po chwili dodał:
— Nie rozumiem jednak, Neyso, w jaki sposób masz zamiar się mnie pozbyć? Jeśli mam zostać zrzucony, to woda nada się do tego lepiej.
Stile był znakomitym pływakiem.
Jednorożec zaczął płynąć.
Stile z łatwością utrzymywał się na jego grzbiecie. Czy ona chce go utopić? Wygrał niejedną Grę w wodzie i umiał dobrze nurkować.
Płynęła pod prąd z niezwykłą łatwością, o wiele szybciej niż zwykłe konie, a on płynął na niej. Nad powierzchnię wystawały im tylko głowy. Woda była chłodna, ale nie za zimna. Jeśli to szóste starcie, to nie stanowi zbyt trudnego wyzwania.