Выбрать главу

Nadal rozluźniał uchwyt w miarę jak się odprężała. Miał nadzieję, że teraz już chyba nie skoczy. Wolał jednak mieć stuprocentową pewność, więc postanowił mówić dalej. W takiej sytuacji błędem byłoby szczędzenie czasu.

— Poza tym wydawało mi się, Neyso, że zdołam cię pokonać. Myślałem, że dosiądę cię i będziesz moja, tak jak udawało mi się z wieloma końmi. Teraz widzę, że się pomyliłem. Dosiadłem cię wprawdzie, lecz nie należysz do mnie.

Zabijesz się, ale nie dasz się oswoić. Krótko się znamy, lecz pokochałem cię. Nie pozwolę ci oddać życia, aby się mnie pozbyć…

Stile poczuł, że coś cieknie mu po policzkach i stwierdził, że płacze. Mało co mogło go wzruszyć, tylko kobieta albo koń.

— Nie rób sobie krzywdy z mojego powodu! Myśl taka napawa mnie głębokim żalem. Puszczę cię wolno, Neyso Nie potrafię zmusić cię do posłuchu. Jesteś najdoskonalszym wierzchowcem, o jakim mógłbym marzyć, ale poszukam in nego, gorszego zwierzęcia. Widzisz, ja też muszę być akcep towany. Wzajemność jest mi niezbędna. Nie potrafię kochać nie będąc kochanym. Odejdę. Jesteś wolna.

Puścił róg powoli, żeby jej nie spłoszyć i zrobił krok do tyłu.

— Szkoda, że mi się nie udało — rzekł. — I tylko dlatego, że przywiązanie istoty takiej jak ty, zdobyte w walce jest najcenniejsze. Nie tylko dlatego, że posiadasz te cechy, które w próżności dostrzegam w samym sobie: dowód, ze małe jest piękne. Nie, jest w tym coś jeszcze. Wydaje mi się, że potrzebujesz mnie tak samo, jak ja ciebie. Jesteś samotna, możesz sobie z tego nie zdawać sprawy, ale tobie też potrzebny jest towarzysz, ktoś, kto akceptuje cię taką, jaka jesteś A nie należysz do przeciętnych.

Spostrzegł, że ma na nodze skaleczenie. — Och, Neyso — zraniłaś się.

Kucnął, żeby sprawdzić, co jej jest. Ból przeszył mu kolana. Przewrócił się niebezpiecznie blisko skraju przepaści Chwycił się trawy i przesunął w bezpieczne miejsce.

— Przepraszam — powiedział z zakłopotaniem. Mam uszkodzone kolana…, drobiazg.

Podniósł się, ostrożnie podpierając rękoma. Powoli zbliżył się do Neysy, dbając o to, żeby jej nie przestraszyć, a potem pochylił się i obejrzał jej nogę.

— Mógłbym ci ją obmyć, ale nie ma tu wody i sądzę, ze samo się zagoi. Nic poważnego. Pozwól, że sprawdzę też kopyta, Neyso. Nie chcę, żebyś odeszła pokaleczona z mojego powodu, a kopyta są najważniejsze. Czy mogę podnieść twoją lewą przednią nogę?

Przesunął dłonią po nodze, omijając skaleczenie, aż dotarł do kostki.

— No, no, chcę tylko popatrzeć, sprawdzić, czy nie ma pęknięć. Pęknięte kopyto to poważna sprawa.

Pozwoliła podnieść sobie nogę, chociaż najwidoczniej nie rozumiała, o co mu chodzi. Obejrzał ją od spodu. Była jeszcze dosyć ciepła, smużki pary unosiły się ze strzałki — środkowej części kopyta.

— Nic tu nie ma, tylko małe wyszczerbienie na krawędzi, ale żadnych pęknięć! Twoja dieta musi być bogata w białko, Neyso!

Odstawił nogę.

— Powinienem sprawdzić i pozostałe, ale obawiam się, że mnie źle zrozumiesz. Ale właśnie to może zrobić człowiek dla konia. Sprawdzić kopyta, usuwając kamyki, albo je przypiłować, jeśli się nierówno ścierają lub za bardzo wyszczerbią. — Człowiek odpowiada za los konia. Gdy mu brak pożywienia — człowiek je dostarcza. W razie niebezpieczeństwa walczy w obronie swego zwierzęcia. Niektóre istoty atakujące konie obawiają się człowieka. Ja mogę walczyć z wilkiem, a ty… — spojrzał na jej róg.

— Nie, ty sobie poradzisz i z wilkiem! Nie jestem ci potrzebny. Co tu się oszukiwać. Mógłbym ci powiedzieć, że stowarzyszając się z człowiekiem zyskujesz ochronę dzięki jego inteligencji i zdolności przewidywania. Człowiek potrafi w porę dostrzec niebezpieczeństwo i uniknąć go, a wraz z nim zyskuje bezpieczeństwo jego wierzchowiec. Dzięki swemu rozumowi nadrabia braki spowodowane tym, że ma mniej wyczulone zmysły. Ale co to dla ciebie znaczy? Masz więcej inteligencji niż wszystkie konie razem wzięte. Nie potrzeba ci ochrony. Sam się oszukuję, bo bardzo chcę potwierdzić moje przekonanie, że mogłabyś mnie potrzebować.

Nadleciała mucha i usiadła na skórze jednorożca. Neysa drgnęła, ale mucha nie reagowała. Machnęła ogonem, lecz owad siedział na jej łopatce, poza zasięgiem uderzenia. Neysa mogłaby dostać ją zębami, ale wtedy musiałaby oderwać wzrok od Stile’a. Mucha szykowała się, aby ugryźć.

Stile poczuł, że robi mu się gorąco.

— Neyso, nie przestrasz się — zaraz zabiję tę paskudę, żeby cię nie dręczyła. Spokojnie…

Uderzył. Owad spadł na ziemię.

— Nie cierpię much — rzekł Stile.

— Do tej pory znałem je tylko z książek, ale są one wrogami koni. Nie będę tolerował, by gryzły zwierzę, które znam. Cofnął się o krok, wzruszając ramionami.

— Ależ ja jestem naiwny Z muchami też sobie poradzisz! Do wiedzenia, Neyso. Bądź szczęśliwa i niech nigdy nie zabraknie ci pastwisk.

Odwrócił się i zaczął się oddalać od skraju przepaści, nadsłuchując, czy jednorożec nie szykuje się do skoku. Szedł z ciężkim sercem, ale wiedział, że postąpił słusznie. Nie można oswoić jednorożca.

Na skraju przepaści zaszeleściła trawa. Słyszał to już od kilku chwil, ale dopiero teraz zwrócił uwagę.

— Co to jest?

Coś wilgotnego dotknęło jego łokcia. Stile drgnął zaskoczony. Nie słyszał, żeby cokolwiek się do niego zbliżało. Był to jednorożec. Podszedł go prawie bezszelestnie. Stile nie przypuszczał, że tak potrafi. Mógł go przebić na wylot swoim rogiem.

Odwrócił się zdumiony. Wzrok Neysy zwrócony był w jego stronę. Wielkie, brązowe, wilgotne oczy lśniły niczym drogie kamienie. Klacz podniosła głowę i pieszczotliwie skubnęła go w ucho. Zarżała cicho, uspokajająco.

Och, Neyso! — westchnął, czując jak bucha w nim radość. Więc jednak ją zdobył.

Rozdział 8

MUZYKA

Neysa, gdy już pozwoliła się oswoić, była doskonałym wierzchowcem. Najlżejszy nacisk kolana na jej bok wystarczał, aby skręciła, a lekkie przesunięcie ciężaru ciała jeźdźca do przodu sprawiało, że przechodziła w idealnie gładki kłus. Jednak rzadko narzucał jej swoją wolę — pozwalał, by sama wybierała drogę.

— Muszę się ukryć, Neyso — powiedział jej. — Szukam bezpiecznego miejsca, w którym mógłbym pozostać, dopóki nie nauczę się czegoś więcej o tym świecie i nie odkryję, kto próbuje mnie zabić i dlaczego. Być może moja przygoda z demonem była po prostu przypadkiem, pułapką losową i nie była skierowana przeciwko mnie. Skoro jednak nie znam tego kraju, nie mam pojęcia gdzie szukać schronienia.

Wysłuchała go, a potem wykonała ruch rogiem i postukała przednią nogą.

— Wydawałoby się, że mnie rozumiesz — powiedział z rozbawieniem. — Albo przynajmniej wyczuwasz, o co mi chodzi. Jeśli wiesz dokąd powinienem się udać, to zabierz mnie tam koniecznie!

Zatrzymali się na chwilę. Zebrał trochę słomy z dzikich zbóż i zrobił coś w rodzaju siodła.

— Prawdę mówiąc, nie potrzebuję siodła, Neyso, ale mój ciężar, jeśli nie zostanie właściwie rozłożony, sprawi, że po jakimś czasie będzie cię bolał grzbiet. Kości ludzkiej miednicy niezbyt pasują do końskiego kręgosłupa. Słoma nie jest idealna, ale lepsza niż nic. Trzeba przenieść mój ciężar z twoich żeber na kłąb i łopatki, czyli tam, gdzie będzie dla ciebie najwygodniejszy. No i potrzebny jest jakiś popręg, żebym miał się czego trzymać, zamiast szarpać cię za tę piękną grzywę.

Neysa pogodziła się z takim despektem i poniosła go na zachód przez bursztynową równinę położoną na północ od szkarłatnych gór, przyspieszając w miarę, jak wracały jej siły. Stile’a coś gnębiło, aż wreszcie zrozumiał, co.