Выбрать главу

Zmieniła krok i grała zawiłą melodię, idealnie pasującą do rytmu. Poruszała się przy tym płynnie i było to bardzo przyjemne. Stile przestał się już dziwić, że Neysa pojmuje, co się do niej mówi. Poprzedniej doby zdał sobie sprawę, że doskonale rozumie ludzką mowę, chociaż się nie odzywa.

Kiedy wygłaszał swój monolog na skalnej półce ponad rzeką, rozumiała każde słowo. Przekonało ją to, co mówił, a nie ton głosu. Tym lepiej, ponieważ on wcale nie rzucał słów na wiatr.

Teraz mógł wydawać jej polecenia ustnie, ale ona wolała sygnały nadawane nogami i przez przenoszenie ciężaru ciała. Reagowała na nie, a nikt z zewnątrz nie mógł wiedzieć, o co chodzi. To ideał jazdy konnej. Ona zaś czuła się świetnie w tej roli — była przecież jednorożcem. Stile także wolał bliskość wynikającą z tego sposobu porozumiewania się. Było to najbardziej naturalne.

Dźwięki, jakie Neysa wydobywała z rogu, przypominały grę na organkach. Niewątpliwie wewnątrz znajdowały się kanaliki tworzące naturalne piszczałki, przez które mogła, gdy tylko zechciała, wydychać powietrze. Co za wygodny instrument!

— Wiesz, Neyso, ja się też trochę znam na muzyce. Umiem nie tylko gwizdać. Grać nauczyła mnie pewna dziewczyna, trochę podobna do ciebie w ludzkiej postaci: nieduża, ładna i uzdolniona. W moim świecie nie należę do czołowych muzyków, ale jestem nie najgorszy, bo muzyka należy do dziedzin, w których rywalizuje się w Grze. Nie masz o niej pojęcia, oczywiście. Gra to coś w rodzaju ciągłego konkursu, zawodów, każdego dnia zajmujesz się czymś nowym, zupełnie innym i jeśli okażesz się dobra, uzyskujesz wysoki status. Wiele razy udało mi się zwyciężyć, grając na instrumentach lepiej niż inni; na skrzypcach, klarnecie i tubie. Żałuję więc, że nie mogę grać razem z tobą. Chyba, że zacznę gwizdać, albo śpiewać.

Bardzo chciałbym pokazać ci, co potrafię, grając na instrumencie podobnym do twojego, na organkach. Moglibyśmy tworzyć duet. To daje szczególną przyjemność, trochę podobną do tego, co przeżywaliśmy w nocy. Mając instrument, mógłbym do ciebie dołączyć, tak samo jak ty to zrobiłaś wczoraj.

Neysa wysłuchała go z dużą dozą wyrozumiałości. Nie przeszkadzało jej, że w swojej próżności uważał, iż potrafi zagrać tak, jak ona.

Stile zastanowił się przez chwilę, a potem ułożył rymowankę:

Gdybym miał organki, zagrałbym tak jak ty.

Dopasował słowa do jej melodii i zaczął je wyśpiewywać. Neysa wydała niemelodyjne parsknięcie, a Stile zaśmiał się. — Okropne, wiem! No dobrze, rezygnuję.

Na to jednorożec zwolnił, potem zatrzymał się, aż wreszcie zawrócił.

— Co się stało? — zapytał zaskoczony Stile.

— Jeśli cię obraziłem, to przepraszam. Nie chciałem zepsuć ci muzykowania.

Pogrzebała rogiem w trawie. Coś tam błyszczało. Stile zsiadł i podszedł zobaczyć, obawiając się najgorszego. Jeśli to następny demon w postaci amuletu…

Były to duże, ozdobne organki, najwyraźniej całkiem nowe. Stile podniósł je i obejrzał z zachwytem.

— Masz dobre oko, Neyso. Nie mogłaś ich znaleźć w lepszym momencie. Ojej, one są z mojego świata. Zobacz napis: MADE ON EARTH. Ziemia ma prawie wyłączny monopol na produkcję wysokiej jakości instrumentów muzycznych. Nie znam się zbytnio na tego typu harmonijkach ustnych, ale założę się; że potrafię na niej zagrać.

Rozejrzał się.

— Ktoś je musiał zgubić. Nie jestem pewien, czy powinienem… — potrząsnął głową.

— No cóż, niewiele pomogę właścicielowi, zostawiając je tutaj. Chyba mogę pożyczyć, dopóki nie znajdę…

Stile wskoczył na swoje słomiane siodło, które trzymało się nadspodziewanie dobrze — ubiło się, przybierając idealny kształt — i gotów był do dalszej jazdy. Neysa przeszła w łagodny kłus i grała na swoim rogu, a Stile zaczął wypróbowywać organki.

Instrument okazał się znakomity. Miał szesnaście piszczałek wydających trzydzieści dwa dźwięki, a więc cztery oktawy. Ponadto był chromatyczny — miał przy końcu dźwigienkę, która, gdy się ją nacisnęło, pozwalała wydobyć półtony. Znajdowało się tam jeszcze kilka przycisków, ale ich przeznaczenia Stile nie potrafił odgadnąć. Zajmie się nimi we właściwym czasie.

Przyłożył usta do organków i zadął na próbę. Przerwał zdziwiony i uradowany — zagrał tremolo w przyjemnym połączeniu dwu dobrze dopasowanych tonów. Następnie spróbował zagrać gamę, starając się wydobywać pojedyncze dźwięki. Organki były doskonale wykonane i brzmiały idealnie czysto.

Świetnie. Neysa zamilkła, przysłuchując się mu z zaciekawieniem. Zagrał na próbę prostą melodyjkę. Instrument był tak dobry i miał tak przyjemny dźwięk, że Stile wkrótce przeszedł do utworów bardziej skomplikowanych.

Neysa nadstawiła uszu. Odwróciła głowę i popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Stile urwał.

— Tak, naprawdę umiem grać — powiedział. — Myślałaś, że gwizdanie stanowi szczyt moich możliwości? Kocham muzykę. To jeszcze jedna rzecz, o którą łatwo osobie samotnej. Oczywiście, na organkach nie gram tak dobrze, jak na innych instrumentach i nie umiem grać wymyślnie, ale… Wydała przeczący dźwięk.

— Co się stało? — zapytał. — Wiesz, Neyso, byłoby mi łatwiej, gdybyś więcej mówiła, ale przypuszczam, że musiałabyś przybrać ludzką postać, a wtedy nie moglibyśmy podróżować. Muszę ci powiedzieć, że bardzo mnie zaskoczyłaś, gdy… Czy to się nazywa zmiana postaci? Transformacja? Przekształcenie? Czegoś takiego ani przez chwilę się po tobie nie spodziewałem…

Wydała następny dźwięk: trwał trzy czwarte długości tonu oznaczającego potwierdzenie. Coraz lepiej rozumiał, o co jej chodzi.

— Chcesz mi coś powiedzieć? — domyślił się. Mam pewną wprawę w rozwiązywaniu zagadek, to też należy do Gry. Spróbuję:

— Chodzi ci o twoje pojawienie się jako… — Nie? O moją reakcję?

— Mówisz: w pewnym stopniu tak? — O moje zdziwienie?

— Nie?

— O twoje?

— Ach, rozumiem! Zdziwiłaś się odkrywając, że potrafię grać na instrumencie muzycznym, tak samo jak ja, gdy zobaczyłem cię w ludzkiej postaci.

Neysa wydała dźwięk potwierdzający. Ale chodziło jej jeszcze o coś. Stile drążył dalej:

— I tak jak twoja zmiana postaci pozwoliła nam na inny rodzaj kontaktu, tak moja nagle objawiona znajomość muzyki pozwala nam na współpracę w jeszcze jeden sposób. Uśmiechnął się.

— Właśnie to samo chciałem ci powiedzieć…

— Ależ nie przepraszaj, przecież jednorożce nigdy nie popełniają błędów…

Wierzgnęła ostrzegawczo. Zaśmiał się.

— No, to do roboty — powiedział z zadowoleniem. Przyłożył organki do ust i zaimprowizował melodię. Czyste dźwięki niosły się po równinie rozciągającej się między dwoma łańcuchami górskimi. Neysa dołączyła i grali w idealnej harmonii. Wybijała kopytami rytm — był to jakby trzeci instrument. Rezultat był niezmiernie przyjemny.

Stile wypróbował tajemnicze przyciski i odkrył, że zmieniały barwę dźwięku i wtedy ich dźwięk przypominał inne instrumenty. Jeden z przycisków usuwał tremolo, inny wprowadzał oktawy, jeszcze inny sprawiał, że organki stawały się diatoniczne, o popularnej, choć niekompletnej skali i trochę innym układzie dźwięków. Były to najbardziej wyrafinowane organki, na jakich zdarzyło mu się grać. Dziwił się, że ktoś mógł je tak zostawić. Gdyby on zgubił taki instrument, szukałby go aż do skutku.

Stile nauczył Neysę piosenki, a potem Neysa jego. Improwizowali melodie w rytmie różnych kroków jednorożca.

Grali na zmianę: jedno zwrotki, a drugie refreny. Potem wykonali melodię na dwa głosy. Bawili się znakomicie.