Выбрать главу

W pewnej chwili zaczęło się jednak dziać coś niepokojącego. Atmosfera nieokreślonego zagrożenia stawała się coraz intensywniejsza.

Stile przestał grać. Neysa urwała w pół tonu. Obsesje rozejrzeli się.

Niczego nie zauważyli. Zagrożenie znikło. — Ty też to czułaś? — zapytał Stile. Neysa potwierdziła ruchem ucha.

— Co to mogło być?

Poruszyła łopatką, prawie zrzucając zaimprowizowane siodło. Stile sprawdził, czy ukręcony ze słomy popręg nie pękł. Był cały, tylko jak zwykle rozluźnił się rzemień. Dociągnął go, żeby się dobrze trzymał…

Drgnął. Rzemień? Kółko?

Zeskoczył na ziemię i obejrzał swój wyrób. Na wierzchu przykryty był nieco słomą, ale pod spodem znajdowało się solidne, nieco podniszczone siodło, wygodne dzięki długotrwałemu użytkowaniu.

Przecież zrobił tylko podkładkę ze słomy! Dziś rano położył słomę na grzbiecie Neysy. Skąd wzięło się siodło?! — Neyso?

Skąd ona ma to wiedzieć? Przecież nie umieściła go na swoim grzbiecie!

Odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. A potem wykręciła ją jeszcze bardziej i dotknęła rogiem siodła. Popatrzyła pytająco na Stile’a.

— Ktoś dał nam siodło — powiedział. — Jak to się mogło stać? Dziś rano była to słoma, a ja cały czas na nim siedzę…

Wydała dźwięk wyrażający zdenerwowanie. Ona też nic z tego nie rozumiała.

— To magia — stwierdził Stile. — Znajdujemy się w krainie czarów. Przed chwilą coś unosiło się w powietrzu. Może to było zaklęcie?

Neysa wyraziła potwierdzenie.

— A może to ten ktoś, kto chce mnie zgładzić? — zastanawiał się Stile. — Pokazuje swoją moc? Siodło jednak raczej pomaga niż szkodzi. Czegoś takiego potrzebowałem, a to jest w dodatku dobre. L… — urwał, trochę zaniepokojony, a trochę oszołomiony — i organki. One też pojawiły się jakby na zawołanie. Neyso, a może ten ktoś próbuje nam pomóc? Czy oprócz wroga mamy tu przyjaciela? Nie jestem pewien, czy mi się to podoba, bo nie wiem, kto nam je dał. Ten amulet, który przemienił się w demona…

Neysa nagle skręciła i ruszyła galopem prostopadle do ich poprzedniego kierunku jazdy, unosząc na grzbiecie Stile’a. Kierowała się na południe, w stronę szkarłatnych gór. Stile wiedział, że ma w tym jakiś cel, więc nie oponował.

Wkrótce znaleźli się w pobliżu stada jednorożców. Gdy znajdowali się jeszcze całkiem daleko, wydała stanowczy dźwięk. Jednorożec pasący się na skraju stada nadstawił uszu, a potem pogalopował w ich kierunku. — Przyjaciel?

Neysa skręciła i znów ruszyła na zachód, oddalając się od stada, ale ten drugi jednorożec biegł tak, aby przeciąć im drogę. Był to samiec, niewiele większy od Neysy, ale o zupełnie innym umaszczeniu; był ciemnoniebieski i miał czerwone skarpety. Stile musiał sobie znów uprzytomnić, że to nie jest koń.

Kiedy zwierzęta znalazły się blisko siebie, Neysa zagrała. Nieznajomy odpowiedział podobnie. Jego róg brzmieniem przypominał saksofon. Czy każdy jednorożec gra na innym instrumencie? Jeśli tak, to kilka zebranych razem mogło stworzyć niezłą orkiestrę!

Neysa zmieniła rytm na pięć i zagrała melodię. Samiec dopasował krok, zagrał kadencję i dopasował tonację. Dwa głosy połączyły się w jedno. Nic dziwnego, że Neysa umiała tak świetnie porozumieć się ze Stilem, robiła to wcześniej ze swoim gatunkiem. Stile słuchał zachwycony. Był to czarujący duet.

Ale kim jest ten młody ogier, którego wezwała? Stile nie chciał, żeby wieść o jego obecności się rozeszła, ale wiedział też, że Neysa zdaje sobie z tego sprawę i działa dla jego dobra, więc musi mieć jakiś powód. Jest to pewnie przyjaciel, do którego ma zaufanie i który może pomóc im rozszyfrować charakter owej tajemniczej magii.

Biegli tak, dopóki nie znaleźli się dosyć daleko od stada. Potem zwolnili. Wreszcie Neysa zostawiła Stile’a pod dorodnym orzechem włoskim i zaczęła się paść. Było południe pora na lunch. Prawdopodobnie będzie pożywiać się przez godzinę lub nawet dłużej, a on nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Musiała odzyskać siły nadwątlone wczorajszą ciężką próbą. Zdjął siodło i umieścił je pod drzewem.

Obcy jednorożec nie pasł się, lecz uważnie obserwował Stile’a, mierząc go wzrokiem z góry do dołu. Zrobił krok naprzód, kierując róg w stronę jego pępka. Instrument muzyczny teraz niewątpliwie zmienił swoje przeznaczenie. Stile stał bez ruchu, żując orzecha, odprężony, ale gotów zareagować natychmiast.

Niebieski ogier wydał pojedynczy, ironiczny dźwięk, zamigotał i… zmienił się w człowieka. Był ubrany. Miał futrzane spodnie, niebieską koszulę z długimi rękawami, solidne pół-buty, czerwone skarpetki i miękki, błękitny kapelusz, a na rękach grube rękawice. U boku zwisał mu rapier.

Stile patrzył na niego oszołomiony: Obywatel? Tutaj? — A więc to ty zawracasz głowę mojej siostrze! — rzekł mężczyzna, muskając prawą dłonią rękojeść rapiera.

Tego mu tylko brakowało — nadopiekuńczy brat! Stile spostrzegł ozdobę na jego czole, podobną do tej, jaką miała Neysa. Nie, to nie Obywatel, wszyscy tu przecież noszą ubrania.

— Zgodziła się! — rzekł krótko Stile.

— Ha! Widziałem wczoraj, jak biegła na Śnieżną Górę, próbując cię zrzucić. Miałeś szczęście, że nie zmieniła się w świetlika i nie zrzuciła cię w przepaść!

Och, on mówił o dniu, nie nocy.

— To ona potrafi zmienić się w świetlika?

— A czemu by nie? Większość istot jest zadowolona; gdy potrafi przybrać jedną dodatkową postać. My możemy dwie.

Znów zamigotał i zmienił się w jastrzębia. Ptak uniósł się w powietrze pod kątem 45 stopni, a potem wykonał pętlę i skierował się w stronę Stile’a.

Atakowany odskoczył w bok, lecz nagle stanął przed nim mężczyzna. Pojawił się w tej samej chwili, gdy ptak miał roztrzaskać się o ziemię.

— O gustach się nie dyskutuje — powiedział zaczepnie. — Jesteś mały i nagi, ale jeśli ona pozwala ci się dosiąść, to nie mogę jej zabronić. Chcę jednak, żebyś wiedział, że ona jest najlepszą klaczą w stadzie, mimo swojej maści.

— Maści? — zdziwił się Stile.

— Nie mów, że nie zwróciłeś na to uwagi! Ostrzegam cię, człowieczku, że jeśli choć raz użyjesz wyrażenia „maść jak u konia” w jej obecności, będziesz miał ze mną…

Neysa pojawiła się za plecami brata, wydając ostrzegawczy dźwięk.

— No, już dobrze! — warknął.

— Jest o sezon starsza ode mnie, nie mogę jej pouczać, ale pamiętaj — Neysa jest w porządku!

— Najzupełniej — zgodził się Stile. — Jest najsprawniejszą i najładniejszą klaczką, jaką kiedykolwiek spotkałem.

Mężczyzna, najwyraźniej przygotowany był na zajadłą kłótnię, albo chociaż powątpiewanie i teraz na chwilę stracił wątek.

— Tak. Dokładnie tak. No to przejdźmy do rzeczy. Jaki masz problem”?

— Nazywam się Stile. Jestem tu obcy, nie znam tego świata, nie mam ubrania, ktoś usiłuje mnie zabić, a ktoś inny wykorzystuje magię, której ostatecznego celu nie potrafię zgłębić:

Kiedy było trzeba, Stile potrafił wyrażać się zwięźle.

— Aha. — Mężczyzna zmarszczył brwi. — Ja nazywam się Clip. Jestem młodszym bratem Neysy. Ona chce, żebym ci pomógł, więc zrobię to, czego sobie życzy. Dostarezę ci informacji, ubrania i dam ci broń, żebyś miał czym walczyć ze swoim wrogiem. A jeśli chodzi o magię… daj sobie z nią spokój. Jednorożce są na nią odporne.

— Odporne?! — zaprotestował Stile. — Zmieniasz postać i chcesz mi wmówić, że…