A więc wysyłasz innych ludzi do obozu, pomyślał, żeby wydostać stamtąd swojego mężczyznę. To brzmi jak typowa intryga policyjna. I pewnie jest prawdą.
— Policja robi wspaniały interes — rzekł. — Wypuszczają jednego człowieka, a dostają… jak mówisz, ilu im przekazałaś? Dziesiątki? Setki?
— Około stu pięćdziesięciu — odpowiedziała po dłuższym namyśle.
— To okropne.
— Naprawdę? — zerknęła na niego nerwowo, tuląc Domenica do swej płaskiej piersi. Powoli ogarniała ją złość; widział to po jej twarzy i po tym, jak przyciskała kota. — Diabła tam! — rzuciła wściekle, przecząco potrząsając głową. — Kocham Jacka, a on kocha mnie. Wciąż do mnie pisze.
— Listy są podrabiane przez jakiegoś policyjnego fałszerza — uciął okrutnie Jason.
Łzy popłynęły jej z oczu zdumiewająco obftym strumieniem; przyćmiły ich blask.
— Tak myślisz? Czasem ja też tak uważam. Chcesz na nie spojrzeć? Mógłbyś to stwierdzić?
— Pewnie nie są podrabiane. Łatwiej i taniej utrzymywać go przy życiu i kazać je pisać.
Miał nadzieję, że dziewczyna poczuje się przez to lepiej, i widocznie tak się stało. Przestała płakać.
— Nie pomyślałam o tym — rzekła, kiwając głową, ale nadal bez uśmiechu. Patrzyła w dal, w zadumie gładząc czarno-białego kotka.
— Jeśli twój mąż jeszcze żyje — powiedział, tym razem ostrożnie — czy uważasz, że to w porządku iść do łóżka z innym mężczyzną, na przykład ze mną?
— Och, pewnie. Jack nigdy nie miał nic przeciwko temu, nawet zanim go złapali, i jestem pewna, że nadal nie ma. Jeśli o tym mowa, to napisał mi o tym. Zobaczmy, to było jakieś sześć miesięcy temu. Chyba mogę znaleźć ten list, mam je wszystkie na mikroflmie. W pracowni.
— Po co?
— Czasami wyświetlam je moim klientom, żeby później rozumieli, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam.
Po tym wyznaniu naprawdę nie wiedział, co do niej czuje ani co powinien czuć. Stopniowo, z biegiem łat, uwikłała się w sytuację bez wyjścia. Nie widział dla niej żadnej drogi ucieczki, to trwało zbyt długo. Wzór utrwalił się. Ziarnu zła pozwolono wy-kiełkować.
— Dla ciebie nie ma drogi powrotnej — rzekł, wiedząc, że ona dobrze o tym wie. — Posłuchaj — mówił łagodnym głosem. Położył rękę na jej ramieniu, ale natychmiast odsunęła się, tak jak poprzednio. — Powiedz im, że chcesz go mieć natychmiast i nie będziesz już wydawać ludzi.
— Czy oni wypuszczą go, jeśli tak powiem?
— Spróbuj.
To na pewno nie zaszkodzi. Jednak… mógł sobie wyobrazić McNulty’ego i to, w jaki sposób patrzy na dziewczynę. Ona nigdy mu się nie przeciwstawi; McNultym tego świata nikt nie zdoła się przeciwstawić. Chyba że coś pójdzie nie tak.
— Czy wiesz, kim jesteś? — spytała Kathy. — Jesteś bardzo dobrym człowiekiem.
Wzruszył ramionami. Jak większość prawd i ta była względna. Może był. Przynajmniej w tej sytuacji. W innych chyba nie. Kathy nie mogła jednak o tym wiedzieć.
— Usiądź — powiedział. — Głaszcz kota, pij koktajl. Nie myśl o niczym, po prostu bądź. Potrafsz opróżnić umysł ze wszystkiego? Spróbuj.
Podsunął jej krzesło; posłusznie usiadła.
— Robię to przez cały czas — odparła głuchym głosem. — Pozbądź się negacji. Nastaw się pozytywnie.
— Jak? Co mam zrobić?
— Zrób to w jakimś konkretnym celu, nie po to, żeby oderwać się od paskudnej rzeczywistości. Zrób to, ponieważ kochasz męża i chcesz go odzyskać. Chcesz, żeby wszystko było tak, jak dawniej.
— Tak — zgodziła się — ale teraz spotkałam ciebie.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — dociekał ostrożnie; jej odpowiedź zdumiała go.
— Masz więcej uroku od Jacka. On jest pociągający, ale ty o wiele, wiele bardziej. Może po spotkaniu z tobą nie będę go już tak kochać. A może myślisz, że można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie, każdego inaczej? Moja grupa terapeutyczna mówi, że nie, że muszę wybrać. Mówią, że to jedna z podstawowych reguł w życiu. Widzisz, to zdarzyło się już kilkakrotnie; spotkałam mężczyzn bardziej pociągających od Jacka… ale żaden z nich nie był tak czarujący jak ty. Teraz naprawdę nie wiem, co robić. Bardzo trudno decydować w takich sprawach, ponieważ nie można z nikim porozmawiać: nikt tego nie rozumie. Trzeba przejść przez to samemu i czasem dokonuje się niewłaściwego wyboru. Na przykład, gdybym wybrała ciebie zamiast Jacka, a on wróciłby i ja miałabym go w nosie, co wtedy? Jak by się czuł? To ważne, ale ważne jest też to, co ja czuję. Jeśli polubię ciebie czy kogoś bardziej od niego, będę musiała to jakoś przeżyć, jak mawiano w naszej grupie terapeutycznej. Czy wiesz, że przez osiem tygodni byłam w szpitalu psychiatrycznym? Klinika Higieny Umysłowej Morningside w Atherton. Moi starzy za to zapłacili. Leczenie kosztowało fortunę, gdyż z jakiegoś powodu nie przysługiwała nam pomoc społecznej ani stanowej służby zdrowia. W każdym razie sporo dowiedziałam się o sobie i zyskałam wielu przyjaciół. Większość ludzi, których naprawdę znam, poznałam w Morningside. Oczywiście, kiedy spotkałam ich pierwszy raz, miałam wrażenie, że to sławni ludzie, tacy jak Mickey Quinn czy Arlene Howe. No wiesz — osobistości. Tacy jak ty.
— Znam zarówno Quinna, jak i Howe, i zapewniam cię, że niewiele straciłaś.
— Może nie jesteś żadną osobistością, może cofnęłam się do fazy urojeń. Mówili, że to może się kiedyś zdarzyć, prędzej czy później. Może właśnie teraz jest to „później” — powiedziała, mierząc go wzrokiem.
— Wtedy — przypomniał — ja byłbym twoją halucynacją. Postaraj się lepiej, jeszcze nie czuję się całkiem rzeczywisty.
Roześmiała się. Mimo to nadal była w ponurym nastroju.
— Czy to nie byłoby dziwne, gdybym cię wymyśliła, tak jak powiedziałeś? A kiedy doszłabym do siebie, ty byś zniknął?
— Nie zniknąłbym, tylko przestałbym być osobistością.
— To już się stało. — Podniosła rękę i obrzuciła go uważnym spojrzeniem. — Może o to chodzi. Dlatego jesteś osobistością, o której nikt nigdy nie słyszał. Wymyśliłam cię, jesteś produktem mojego chorego umysłu, a teraz znów odzyskuję zdrowe zmysły.
— Solipsystyczne postrzeganie świata…
— Nie mów tak. Wiesz, że nie mam pojęcia, co oznaczają takie słowa. Za kogo ty mnie uważasz? Nie jestem sławna ani wpływowa tak jak ty; jestem tylko kimś, kto wykonuje okropną, straszną robotę, wsadzając ludzi do więzienia. Robię to, ponieważ kocham Jacka bardziej niż resztę ludzkości. Słuchaj — mówiła stanowczo i wyraźnie — jedyne, co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach, to fakt, że kochałam Jacka bardziej niż Mickeya Quinna. Widzisz, myślałam, że ten chłopak imieniem David to naprawdę Mickey Quinn, a było powszechnie wiadomo, że Mickey Quinn zwariował i poszedł do szpitala psychiatrycznego, żeby dojść do siebie, o czym nikt nie miał wiedzieć, ponieważ to zniszczyłoby jego image. Dlatego udawał, że ma na imię David, ale ja znałam prawdę, a raczej myślałam, że ją znam. Doktor Scott powiedział, że muszę wybrać między Jackiem a Davidem, czy też między Jackiem a Mickeyem Quinnem, za którego go brałam. Wybrałam Jacka i tak doszłam do siebie. Może… — zawahała się, bliska płaczu — może teraz zrozumiesz, dlaczego muszę uważać, że Jack jest ważniejszy od wszystkiego i każdego, od wszystkich, inaczej… Rozumiesz? Zrozumiał. Kiwnął głową.
— Nawet taki mężczyzna jak ty — powiedziała Kathy — który ma więcej magnetyzmu od niego, nawet ty nie zdołasz odciągnąć mnie od Jacka.