— Jestem Kathy — przedstawiła się dziewczyna na stołku.
— Ja jestem Jason.
Ściana wróciła na miejsce i zapaliły się światła. Ona jest naprawdę śliczna, pomyślał. Tylko ten jej spokój graniczący z obojętnością. Jakby nic nie miało dla niej znaczenia. Apatia? Nie, rozsądził po chwili. Ona jest po prostu nieśmiała — oto wyjaśnienie.
— Dałeś mu pięćset dolarów za przyprowadzenie tutaj? — dziwiła się Kathy. Patrzyła na niego krytycznie, jakby próbowała dokonać jakiejś sensownej oceny na podstawie jego wyglądu.
— Mój garnitur zwykle nie jest tak wygnieciony.
— To ładny garnitur. Jedwabny?
— Tak — skinął głową.
— Jesteś studentem? — zapytała Kathy, nadal bacznie go obserwując. — Nie, nie jesteś; nie masz takiej ziemistej cery jak oni, od życia pod ziemią. No cóż, to pozostawia tylko jedną możliwość.
— Że jestem przestępcą — powiedział Jason — i usiłuję zmienić tożsamość, zanim dopadnie mnie policja lub wojsko.
— A jesteś? — zapytała bez cienia zmieszania. To było zwyczajne, proste pytanie.
— Nie.
Nie wyjaśniał szerzej, nie teraz. Może później.
— Czy sądzisz, że wielu gwardzistów to roboty, a nie prawdziwi ludzie? Zawsze noszą maski gazowe, więc trudno powiedzieć.
— Wystarczy mi, że ich nie lubię — odrzekł Jason. — Nie zastanawiam się nad przyczyną.
— Jakich dokumentów potrzebujesz? Prawa jazdy? Przepustki policyjnej? Zaświadczenia o zatrudnieniu wydanego przez zakład pracy?
— Wszystkich. Z legitymacją członka Związku Muzyków w obwodzie dwunastym włącznie.
— Ach, jesteś muzykiem?
Teraz patrzyła na niego z większym zainteresowaniem.
— Piosenkarzem. Prowadzę godzinny program rozrywkowy w każdy wtorek o dziewiątej. Może go widziałaś? Jason Taverner Show.
— Już nie mam telewizora — odparła dziewczyna. — Pewnie dlatego cię nie poznałam. Czy to ciekawa praca?
— Czasami. Spotykasz wielu ludzi z show businessu, co jest miłe, jeśli to lubisz. Przeważnie okazują się zwyczajnymi ludźmi. Mają swoje obawy. Nie są idealni. Niektórzy są bardzo zabawni, zarówno przed, jak i poza kamerą.
— Mój mąż zawsze mi mówił, że nie mam poczucia humoru — powiedziała. — Uważał, że wszystko jest śmieszne. Śmiał się nawet wtedy, kiedy dostał powołanie do wojska.
— I śmiał się nadal, kiedy go zwalniali?
— Nigdy go nie zwolnili. Zginął podczas niespodziewanego ataku studentów, ale to nie była ich wina; zastrzelił go inny gwardzista.
— Ile będzie mnie kosztowało wystawienie wszystkich dokumentów? Lepiej ustalmy to, zanim zabierzesz się do roboty.
— Od każdego biorę tyle, na ile go stać — odparła Kathy, ponownie zabierając się do składania. — Mam zamiar policzyć ci dużo, ponieważ widzę, że jesteś bogaty: dałeś Eddy’emu pięćset dolarów za przyprowadzenie cię tutaj, nosisz jedwabny garnitur. W porządku? — Rzuciła mu przelotne spojrzenie. — A może się mylę? Powiedz.
— Mam przy sobie pięć tysięcy dolarów — rzekł Jason. — A właściwie cztery i pół tysiąca. Jestem artystą światowej sławy; oprócz cotygodniowego programu każdego roku przez miesiąc występuję w Sands. Prawdę mówiąc, występuję w wielu klubach, jeśli tylko zdołam znaleźć jakąś lukę w wypełnionym rozkładzie zajęć.
— O rany — powiedziała Kathy. — Szkoda, że o tobie nie słyszałam; byłabym pod wrażeniem.
Roześmiał się.
— Czy powiedziałam coś głupiego? — zapytała nieśmiało.
— Nie — odparł Jason. — Kathy, ile masz lat?
— Dziewiętnaście. Urodziny obchodzę w grudniu, więc mam już prawie dwadzieścia. A ile dałbyś mi, sądząc po wyglądzie?
— Szesnaście.
Skrzywiła usta w dziecinnym grymasie.
— Wszyscy tak mówią — powiedziała cicho. — To dlatego, że nie mam biustu. Gdy bym miała piersi, wyglądałabym na dwadzieścia jeden. A ty ile masz lat? — Przestała składać i spojrzała na niego uważnie. — Na oko jakieś pięćdziesiąt.
Poczuł nagle wściekłość i żal.
— Wydaje się, że zraniłam twoje uczucia.
— Mam czterdzieści dwa lata — wycedził Jason.
— A co to za różnica? Chcę powiedzieć, że zarówno…
— Wróćmy do interesów — przerwał jej. — Daj mi pióro i papier, a napiszę ci, czego potrzebuję i co powinien mówić o mnie każdy dokument. Chcę, żeby to zostało zrobione dokładnie. Lepiej przyłóż się do roboty.
— Rozzłościłam cię, mówiąc, że wyglądasz na pięćdziesiąt lat — powiedziała Kathy. Sądzę, że przy uważniejszych oględzinach nie wyglądasz na tyle. Raczej na trzydzieści.
Podała mu pióro i papier, uśmiechając się wstydliwie i przepraszająco.
— Zapomnij o tym — rzekł Jason. Poklepał ją po ramieniu.
— Nie lubię, kiedy mnie ludzie dotykają — wyznała Kathy i odsunęła się.
Jak leśna nimfa, pomyślał. Dziwne, obawia się najlżejszego dotknięcia, a nie boi się fałszować dokumenty, za co dostałaby dwadzieścia lat więzienia. Może nikt jej nie powiedział, że łamie prawo. Może po prostu nie wie.
Jego wzrok przykuło coś jaskrawego i barwnego na przeciwległej ścianie. Podszedł bliżej, żeby to obejrzeć. Uświadomił sobie, że to średniowieczny ilustrowany manuskrypt, a raczej jego jedna stronica. Czytał o takich księgach, ale jeszcze nigdy żadnej nie widział.
— Czy to cenne? — spytał.
— Gdyby była prawdziwa, byłaby warta ze sto dolarów — odparła Kathy. — Ale nie jest; zrobiłam ją wiele lat temu, kiedy chodziłam do szkoły Północnoamerykańskich Linii Lotniczych. Dziesięć razy kopiowałam oryginał, zanim zrobiłam wierną kopię. Kocham kaligrafę, uwielbiałam ją jeszcze jako dziecko. Może dlatego że mój ojciec projektował okładki książek, no wiesz, obwoluty.
— Czy muzeum dałoby się nabrać? Przez chwilę mierzyła go przenikliwym wzrokiem. Potem skinęła głową.
— Nie poznaliby po papierze?
— To pergamin z tamtych czasów. Tak samo fałszuje się stare znaczki. Bierzesz stary, bezwartościowy, zmazujesz nadruk, a potem…
Urwała.
— Chcesz, żebym szybko zabrała się do twoich dokumentów.
— Tak — przyznał Jason.
Podał jej kartkę papieru, na której zapisał dane. Większość dokumentów wymagała standardowych pieczęci wprowadzonych po zniesieniu stanu wojennego, odcisków kciuka, fotografi, hologramów podpisu; wszystkie miały krótki okres ważności. Przed upływem trzech miesięcy będzie musiał zapłacić za nowy zestaw.
— Dwa tysiące dolarów — powiedziała Kathy, obejrzawszy listę.
Miał ochotę zapytać: A czy za to będę mógł także pójść z tobą do łóżka? Na głos powiedział:
— Jak długo to potrwa? Kilka godzin? Dni? A jeśli dni, to gdzie…
— Kilka godzin — odparła Kathy. Poczuł głęboką ulgę.
— Usiądź i dotrzymuj mi towarzystwa — poprosiła, wskazując stojący z boku taboret na trzech nogach. — Możesz mi opowiedzieć o swojej karierze gwiazdy telewizji. To musi być fascynujące, tam trzeba iść po trupach, żeby dostać się na szczyt. Czy wszedłeś na szczyt?
— Tak — odparł krótko. — Jednak nie po trupach. To mit. Decyduje talent i tylko talent, a nie to, co mówisz lub robisz ludziom stojącym niżej czy wyżej. Poza tym, to ciężka praca. Nie wpada się na chwilkę, żeby szurnąć nogą i podpisać kontrakt z NBC lub CBS. To twardzi, doświadczeni ludzie interesu, szczególnie ci od A i R, artystów i repertuaru. Oni decydują, z kim podpisać umowę. Mówię o śpiewaniu. Od tego trzeba zacząć, żeby zdobyć ogólnokrajową sławę; oczywiście, można próbować występów we wszystkich możliwych klubach, aż…