Выбрать главу

— Może się uda, a może nie. — Stary człowiek przeniósł obojętny wzrok na Biegun Południowy, którego łagodny blask rozświetlał mu siatkówki oczodołów. Wokół oczu mężczyzny wirowały cząstki odpadów; do oczodołów nieustannie napływały, a potem wypływały z nich malutkie symbiotyczne organizmy czyszczące.

— Mur, ty cholerny głupcze! — ryknął Logue znienacka. — Skoro ten węzełek nie daje się rozplatać, rozetnij go. Rozerwij. Przegryź, jeśli będzie trzeba. Tylko nie zostawiaj w takim stanie, bo kiedy zaatakuje nas burza, połowa tej Sieci urwie się i z łopotem wpadnie do Morza Kwantowego…

— To najgorsza burza, jaką zdarzyło mi się widzieć — wymamrotał Adda, pociągając nosem. — Jeszcze nigdy nie czułem tak kwaśnego zapachu fotonów. Zalatują jak wystraszone prosiątko… Oczywiście pamiętam jedną burzę wirową z dzieciństwa… — dodał po chwili.

Dura musiała się uśmiechnąć. Adda był prawdopodobnie najmądrzejszy z nich wszystkich, jeśli chodziło o zachowanie się Gwiazdy, lecz największą przyjemność znajdował w wieszczeniu zagłady. Nigdy nie wyjawiał tajemnic własnej przeszłości, szalonych, zabójczych dni, które tylko on był w stanie przechowywać w pamięci.

Logue rzucił córce wściekłe spojrzenie. Jego twarz była roztrzęsiona jak drżące Magpole.

— Ty się śmiejesz, a nam grozi śmierć — syknął.

— Wiem. — Wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia ojca. Poczuła gorący prąd Powietrza, które przeciekało z jego napiętych mięśni. — Wiem — powtórzyła. — Przepraszam.

Zmarszczył brwi, popatrzył na córkę spode łba i wyciągnął rękę, jakby chciał jej dotknąć. Rozmyślił się jednak.

— Może nie jesteś taka silna, jak chciałbym wierzyć.

— Może nie jestem — odparła cicho.

— Chodź — powiedział. — Pomożemy sobie nawzajem. I pomożemy naszemu ludowi. Ostatecznie nikt jeszcze nie umarł.

* * *

Dura wgramoliła się na Sieć, pokonując linie pływowe Mag-pola. Mężczyźni, kobiety i starsze dzieci skupili się w małych grupkach. Ich chude ciała zderzały się, kiedy dryfowali we wzburzonym Magpolu, rozbierając plecione obozowisko. Co chwilę nerwowo i trwożliwie zerkali na nadciągające niestabilności wirowe. Z całej Sieci dochodziły stłumione głosy i okrzyki — modlitewne zaklęcia i błagania o miłosierdzie Xeelee.

Obserwując Istoty Ludzkie, Dura zrozumiała, że tłoczą się razem dla dodania sobie otuchy, a nie po to, by osiągnąć większą skuteczność. Zamiast pracować równym tempem na całej Sieci, ludzie wręcz przeszkadzali sobie wzajemnie w jej sprawnym demontażu. Duże fragmenty splątanej Sieci pozostawały nietknięte.

Dura odczuwała ze zdwojoną siłą przygnębienie i bezradność. Zapewne mogłaby pomóc ludziom lepiej zorganizować pracę. Ze znużeniem napominała samą siebie, że przynajmniej ten jeden raz powinna zachować się tak, jak przystało na córkę Logue'a, i pokierować nimi. Jednak gdy patrzyła na przerażone twarze Istot Ludzkich, na okrągłe, wytrzeszczone oczy dzieci, widziała w nich zmęczenie i lęk, które zdawały się działać paraliżująco na nią samą.

Może gromadzenie się w tłumie i wznoszenie modlitw było równie racjonalną reakcją w obliczu nadciągającej katastrofy jak każda inna.

Wygięła się i zaczęła falować w kierunku opustoszałej części Sieci, trzymając się z dala od Eska i Philas. To Logue miał kierować grupą; Dura postanowiła ograniczyć się do wykonywania jego poleceń.

Do obozowiska zbliżyła się pierwsza potężna fala. Czując wzrastające naprężenie Powietrza, Dura chwyciła się mocnego sznura i przysunęła do rozdygotanej plątaniny. Na chwilę przycisnęła twarz do grubej warstwy Sieci i ujrzała przed sobą, nie dalej niż na wyciągnięcie ręki, ryj świni powietrznej. Przetykane linkami dziury w płetwach zwierzęcia były szerokie i obwiedzione zgrubiałą tkanką, jak u wszystkich starych osobników. Dziewczyna odnosiła wrażenie, że świnia patrzy jej prosto w oczy. Z rynienkowatej głowy wysunęło się sześć szypułek z wklęsłymi oczodołami. Była to jedna z najstarszych świń powietrznych — córka Logue'a przypomniała sobie z czułością, że jako dziecko znała imię każdej z nich — i musiała przeżyć wiele burz spinowych. Hm, jaka jest twoja diagnoza? — zastanawiała się Dura. Sądzisz, że mamy szansę przetrwać również i tę burzę? Czy uda ci się ją przeżyć? No, jak myślisz?

Uporczywe, smutne spojrzenie brązowych oczu zwierzęcia nie wyrażało żadnej odpowiedzi. Jednakże stęchły, ciepły odór sugerował, że świnia odczuwa lęk.

Nagle plątanina sznurów przed Dura zalśniła błękitem i bielą, a potem mignął cień jej własnej głowy.

Odwróciła się i zobaczyła, że jedna z linii wirowych przemieściła się i znajdowała zaledwie w odległości kilku ludzi od niej. Błyszczała i drżała w Powietrzu; wyglądała jak kabel emitujący błękitną poświatę, której jaskrawość męczyła oczy.

Wydawało się, że jej współplemieńcy zaprzestali wszelkich prób zdemontowania Sieci. Nawet Logue i Adda ograniczali się do falowania, ufając iluzorycznemu bezpieczeństwu swojskiego środowiska. Ludzie po prostu chwytali się tego, co było w pobliżu; oplatali ramionami i przytulali najmniejsze dzieci. Luźne płachty Sieci łopotały bezużytecznie wokół nich, a dzieci zanosiły się płaczem.

Nagle rozpoczęła się burza spinowa. Wzdłuż najbliższej linii wirowej wezbrała nieregularna nieciągłość, głęboka na człowieka. Przeszła przez Sieć tak szybko, że nie doścignęłaby jej żadna falująca istota ludzka; nawet dzikie świnie powietrzne nie potrafiły mknąć w Powietrzu z taką prędkością.

Dura usiłowała koncentrować uwagę na dającym punkt zaczepienia, solidnym, włóknistym sznurze i kojącym uścisku Magpola, które, jak zawsze, delikatnie trzymało jej ciało. Nie mogła jednak ignorować drżenia Magpola, gwałtownego gęstnienia Powietrza w płucach i ryku fali cieplnej, przedzierającej się przez Powietrze z taką siłą, że bała się o swoje uszy.

Zacisnęła powieki tak mocno, że czuła, iż usuwa spod nich Powietrze. Skup się, mówiła sobie. Wiesz, co się dzieje. Ta żałosna świnia powietrzna, uwiązana wewnątrz Sieci, jest nieświadoma tak samo jak najmłodsze prosiątko podczas swojej pierwszej burzy. Ale ty jesteś przecież Istotą Ludzką.

I dzięki rozumowi uzyskamy przewagę…

Nawet gdy wypowiadała te słowa niczym modlitwę, nie potrafiła odnaleźć w nich żadnej prawdy, co najwyżej pobożne życzenia.

Powietrze było neutronową płynnością, nadciekłością. Nadciekłości nie mogły utrzymywać wirowań na dużych dystansach. Dlatego, w odpowiedzi na zaburzenia w obrotach Gwiazdy, stabilne dotąd Powietrze przekształciło się w substancję gęstą od włoskowatych rurek wirującego Powietrza. Linie wirowe układały się w regularne wzory, równolegle do osi rotacji Gwiazdy, dokładnie równolegle do osi magnetycznej poprzedzającej Mag-pole. Zapełniały cały świat. Były bezpieczne pod warunkiem, że trzymało się od nich z daleka — wiedziało o tym każde dziecko. Ale podczas Zaburzenia czasami odnosiło się wrażenie, że szukają ofiary… i nadciekłość Powietrza przechodziła metamorfozę, załamując się wokół zalążków wirów i przekształcając Powietrze z rozrzedzonej, stabilnej, życiodajnej cieczy w groźny żywioł, wzburzony i pełny zawirowań.

Wyglądało na to, że właśnie przeszedł pierwszy podmuch zawirowań. Dziewczyna, nie odrywając rąk od Sieci, otworzyła oczy i szybko rozejrzała się wokoło.

Linie wirowe, równoległe promienie ginące w nieskończoności, wciąż powoli maszerowały po niebie, poszukując nowego stanu równowagi. Widok był imponujący. Przez chwilę, z dreszczem emocji Dura wyobrażała sobie szeregi zawirowań, które rozpościerały się wokół Gwiazdy, porządkując szyki, skupiając się i rozszerzając, jakby Gwiazda opleciona była siecią myśli jakiegoś potężnego umysłu.